MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pod żadnym pozorem

AGNIESZKA MOSKALUK 722 57 72 [email protected]
Od lipca, gdy dr Bogusław Dębniak został ordynatorem połączonego oddziału ginekologiczno - położniczego w szpitalu przy ul. Dekerta, nie gasną kontrowersje wokół jego osoby. Pacjentki skarżą się na jego arogancję. Lekarze zarzucają mu podważanie ich kompetencji. Tylko dyrektor nie widzi problemu.

- Ciężko się większości z nas pracuje. Kiedyś identyfikowaliśmy się z oddziałem, teraz tylko czekamy, kiedy minie dyżur i dosłownie uciekamy do domów. Chcemy jak najszybciej zapomnieć o pracy. To jest przecież chore! - mówi kilku z lekarzy.

Pod żadnym pozorem

Nasi rozmówcy pod żadnym pozorem nie chcą w gazecie ujawniać nazwisk, bo boją się konsekwencji. Według nich ordynator uwstecznia oddział, ograniczając możliwość przeprowadzania porodów rodzinnych czy zakazując lekarzom prowadzenia w szpitalu pacjentek ze swoich gabinetów. - Kobiety nie chcą u nas się leczyć, a przy okazji znosić upokorzeń - mówią lekarze. Sprawdziliśmy: na ginekologii, porodówce i patologii ciąży jest 90 łóżek. Od miesięcy średnio zajęta jest jedynie połowa z nich, czyli mniej niż przed laty. Czasem leży tylko 37-40 kobiet. Rzadko zdarza się, by było ich więcej niż 75-80. Wykonuje się też zdecydowanie mniej operacji i zabiegów niż np. przed rokiem. W ostatnim kwartale 2003 r. wykonano 772 operacje i zabiegi, podczas gdy w 2004 r. - 511, czyli o 261 operacji i zabiegów mniej! - Codziennie monitorujemy to, co dzieje się na ginekologii i innych oddziałach. I nie zauważyliśmy niczego niepokojącego. Gdyby tak było, reagowalibyśmy, bo przecież liczba pacjentek przekłada się na pieniądze. Jesteśmy rozliczani przez NFZ - tłumaczy dr Joanna Jasińska, pełnomocnik dyrektora ds. restrukturyzacji szpitala.
- Ja się wcale nie dziwię, że kobiety nie chcą leżeć przy Dekerta. Jeśli mają kasę i wybór, uciekają gdzie indziej - mówi pani Mariola. Ona też już do szpitala przy ul. Dekerta się nie pojawi. Od kilku lat ma zdiagnozowany nowotwór. Na szczęście niezłośliwy. Na dowód pokazuje dziesiątki badań, wyników, zdjęć USG. Kiedy okazało się, że guz się powiększa, skonsultowała się z kilkoma specjalistami. Część radziła drastyczną operację, część - zabieg oszczędzający. Wszyscy jednak byli zgodni, że jak najszybciej powinna iść do szpitala na operację. - Potraktowałam docenta Dębniaka jak ostateczną instancję, tymczasem on na mnie burczał i nawet nie spojrzał na wyniki. Zbadał tak brutalnie, że płakałam i kazał... wracać do domu i monitorować guza. Byłam w szoku. W życiu mnie nikt tak fatalnie nie potraktował. Poczułam się jak półczłowiek zdany na łaskę i niełaskę pana docenta - skarży się pani Mariola. Dodaje, że kiedy czekała na izbie przyjęć w kolejce na badanie, jej uwagę zwróciło to, że większość kobiet wychodzących z gabinetu płakała. Potwierdza to pani Janina. - A jak tu nie płakać, kiedy w kontakcie z tym panem ordynatorem to boli i ciało, i dusza? - pyta.

Zdejmowanie czapki

Lekarze są równie niezadowoleni ze współpracy z ordynatorem. Pytani, czy można mówić o mobbingu w pracy (inaczej psychicznym terrorze), nawet nie chcą odpowiadać. Podają za to fakty. Że nikt nie ucieka z renomowanego przez lata oddziału bez przyczyny. A uciekła już dwójka bardzo dobrych lekarzy. W sierpniu odeszła wieloletnia ordynator oddziału Krystyna Gedymin. Tłumaczyła krótko, że nie widzi możliwości współpracy z B. Dębniakiem. Dziś szefuje ginekologii szpitala w Barlinku. W styczniu opuścił oddział Jerzy Sroka, doskonały ginekolog z 25-letnim stażem. Formalnie jest na urlopie. Faktycznie przygotowuje się do objęcia funkcji ordynatora ginekologii w Skwierzynie. Dlaczego odszedł? - Nie wypada mi mówić źle o byłym szefie, a dobrze mi się nie chce - odpowiada. Nie jest to jego pierwsza próba ,,oderwania się’’ od B. Dębniaka. Przed laty pracował z nim przy ul. Warszawskiej. Ponad dwa lata temu przeniósł się do szpitala przy ul. Dekerta, gdzie zastępował K. Gedymin. - Oni się nie dogadywali. Ani wtedy, ani teraz - mówią jego koledzy. Dodają, że wszystko przez to, że ordynator podważa kompetencje podległych lekarzy. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że oddziałową tajemnicą poliszynela jest to, że ordynator robi wszystko, by nie został tam nikt z ,,oddziałowej czapki’’. - Gedyminowej nie ma, Sroki też nie... To nie wszystko. Cała ,,czapka’’ zostanie zdjęta - mówią lekarze.

Dobry mimo protestów

Bogusław Dębniak przez lata szefował ginekologii przy ul. Warszawskiej. W lipcu 2004 r. wygrał konkurs na stanowisko ordynatora połączonego oddziału ginekologiczno - położniczego przy ul. Dekerta. Dosłownie dwa dni po tym, jak Sąd Rejonowy skazał go na pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata za błędy w sztuce lekarskiej oraz na zakaz pełnienia funkcji ordynatora. - Wyrok jest nieprawomocny, więc doktor z punktu widzenia prawa jest niewinny - tłumaczył wtedy dyrektor szpitala Leszek Wakulicz. 13 sierpnia 2004 r. podpisał jego nominację na stanowisko, mimo że listy protestacyjne słały pacjentki, ginekolodzy z ul. Dekerta twierdzili, że nie widzą możliwości współpracy z nowym ordynatorem, a związki zawodowe sygnalizowały, że ,,ze względu na fatalny odbiór społeczny ta kandydatura jest nie do zaakceptowania’’. - Mam najlepsze kwalifikacje na to stanowisko. Jestem doktorem habilitowanym, wykształciłem kilkudziesięciu lekarzy, przez mój oddział przewinęło się 100 tys. pacjentek. Te, które się skarżą, to margines. Uważam, ze mam moralne prawo zostać ordynatorem - mówił latem B. Dębniak. Dziś unika rozmowy z dziennikarzami. - Nie będę z panią rozmawiał na takie tematy. Pani już w przeszłości napisała o mnie różne rzeczy i wobec tego kontakt z panią jest niemożliwy - powiedział docent Dębniak, kiedy próbowaliśmy umówić się z nim na rozmowę.
Ordynator może już spokojnie pełnić funkcję, bo jesienią 2004 r. Sąd Okręgowy uchylił wyrok niższej instancji zakazujący mu zajmować to stanowisko. - Problem w tym, że my zastanawiamy się, jak długo wytrzymamy jego rządy - mówią lekarze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska