Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomagają ocalić historię starej fabryki nici „Odra”

Edward Gurban
- W „Odrze” pracowałem od 1948 roku - wspomina pan Jan, który z innymi mieszkańcami pomaga ocalić powojenną historię tego miejsca.

Przez dwa dni, 2 i 3 czerwca, na placu Wyzwolenia w specjalnym namiocie urzędu miasta, można było oddawać pamiątki, czy podzielić się wspomnieniami na temat pracy w byłej Nowosolskiej Fabryce Nici „Odra”. Przypomnijmy: wszystko odbywało się w ramach akcji pt. „Po nitce do kłębka”, która ma na celu zachować historię tego miejsca, które, być może, w końcu po wielu latach, uda się zrewitalizować. Wtedy, w słynnej wieży na terenie „Odry” utworzone zostanie m.in. specjalne muzeum, gdzie dostępne będą różne pamiątki...

Jedną z osób, która odwiedziła namiot urzędu był w minionym tygodniu pan Jan Ozimek. Pracę w fabryce „Odra” rozpoczął we wrześniu 1948 roku. Jak opowiada, jednocześnie uczył się w szkole przyzakładowej na mechanika –metalowca. - Pracę na wydziale mechanicznym rozpoczynałem codziennie od godz. 6.00. Robiliśmy aż do przerwy obiadowej, która trwała od 12.00 do 13.00 - wspomina po latach mężczyzna. Jak zaznacza, często w czasie wspomnianych przerw uczniowie odbywali także obowiązkowe musztry i ćwiczenia gimnastyczne. - Pamiętam, że kierownikiem wydziału był wówczas Stanisław Wróbel, były więzień Oświęcimia, i późniejszy poseł na Sejm - zaznacza.

- Jako uczeń rozbierałem baraki po filii obozu Gross Rosen - wspomina pan Jan Ozimek

Pan Jan do Nowej Soli przyjechał w 1947 roku spod Rzeszowa. - A dokładniej z Sędziszowa, gdzie znajduje się potężny klasztor kapucynów - precyzuje. Na stacji kolejowej wysiadł dokładnie 1 stycznia o godz. 10.15, wraz z swoją mamą, Wiktorią. - Było wtedy pełno śniegu i taka cisza... - mówi z sentymentem.
Udali się do Starej Wsi, gdzie już mieszkał ich wuj, Władysław Terech, były frontowiec, który pełnił funkcję zarządcy 28. kilometra odcinka Odry.

- Do pracy chodziłem pieszo, od poniedziałku do soboty. Nikt wtedy nie miał pojęcia o wolnych sobotach. Jako uczeń brałem udział w rozbieraniu baraków po filii obozu Gross Rosen. Robiliśmy to przeważnie w soboty, a jak trzeba było to i w zwykłe dni – wspomina.

W 1951 roku pan Jan ukończył szkołę przyzakładową „Odry” i rozpoczął pracę na wydziale mechanicznym. W grudniu wysłano go na kurs planistów warsztatowych. Gdy z niego wrócił, z fabryki „Odra” wyodrębniono już, i założono przy ul. Topolowej nowy zakład: „Metalen”.

- Tam byłem planistą, kierownikiem wydziału mechanicznego, a na końcu głównym technologiem. W międzyczasie, w 1960 roku zostałem absolwentem technikum dla pracujących w „Odlewniaku” - opowiada pan Ozimek.
Jak dodaje, w tamtych czasach było bardzo mało pracowników posiadających wyższe wykształcenie, inżynierów, i dlatego tytuł technika wystarczał niejednokrotnie do otrzymania odpowiedzialnego stanowiska w zakładzie pracy.
- Na przyspieszoną emeryturę odszedłem w roku 1983, w wieku 50 lat. Teraz uprawiam działkę na terenie ogrodów byłego „Metalenu” przy Kocim Stawku - opowiada. Ma dwóch synów, pięcioro wnucząt oraz troje prawnuków. Posiada Srebrny Krzyż Zasługi, medal Za Zasługi dla Województwa Zielonogórskiego (tzw. „Lembasówkę”), a także kilka odznaczeń resortowych. - Najważniejsze, żeby tylko zdrowie dopisywało - mówi nam na koniec, w odpowiedzi, czego mu życzyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska