MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zakamarki zakładu karnego w Gorzowie. W takich warunkach żyją tu więźniowie | ZDJĘCIA

Jarosław Miłkowski
Jarosław Miłkowski
W gorzowskim zakładzie karnym przebywa niespełna pół tysiąca osadzonych.
W gorzowskim zakładzie karnym przebywa niespełna pół tysiąca osadzonych. Jarosław Miłkowski
Dzień zaczyna się tu o 6.00, a kończy o 22.00. Na korytarzach wciąż są aparaty telefoniczne na kartę, a na posiłek jednego osadzonego wydaje się 5,50 zł dziennie. Niektóre towary w kantynie są jednak tańsze niż w osiedlowym sklepie. Tak wygląda Zakład Karny w Gorzowie.

Wchodzę przez niebieską bramę do „śluzy”. W okienku w dyżurce przy wejściu muszę zostawić telefon komórkowy i inne drobne rzeczy osobiste. Chwilę później wykrywaczem metalu strażnik jeszcze sprawdza zawartość mojego ubrania i dostaję zielone światło, by – jako dziennikarz – spędzić kilka godzin za murami Zakładu Karnego w Gorzowie.

„Wawrów”, jak zwykło się mówić na to miejsce, to jedno z bardziej nieznanych zwykłemu śmiertelnikowi miejsc w mieście. Prawie ćwierć wieku temu w areszcie był tu Andrzej Lepper. Ponad dziesięć lat temu przez kilka dni siedział tu też Tomasz Bajerski, były żużlowiec m.in. Stali Gorzów.

- Były też inne znane nazwiska, ale o nich nie możemy mówić – mówią z uśmiechem strażnicy więzienni. Odsiadka Leppera czy Bajerskiego to jednak wiedza powszechna.

Żyje tu kilkuset osadzonych

Gorzowski zakład karny podzielony jest na dwie części. Pawilon aresztu śledczego to budynek od strony pobliskiego Wawrowa, w którym jest 151 miejsc. Jest też pawilon zakładu karnego, który znajduje się w głębi od wejścia i stoi niemal równolegle do biegnącej za nim ulicy Poleskiej. W nim jest 460 miejsc. Łącznie w „Wawrowie”, może przebywać 611 osadzonych.

- Aktualnie zakład jest wypełniony w około 80 procentach – mówi mi st. szer. Bartłomiej Cieślak, rzecznik prasowy, który jest moim przewodnikiem po więzieniu.

Po zakładzie karnym chodzę ze st. szer. Bartłomiejem Cieślakiem.
Po zakładzie karnym chodzę ze st. szer. Bartłomiejem Cieślakiem. Jarosław Miłkowski

Wizytę zaczynamy od pawilonu aresztu śledczego. Tuż po przekroczeniu jego drzwi są kraty. Za nimi „sala przyjęć” aresztowanych, dalej kolejne kraty. Przejście kilkunastu metrów zajmuje aż kilkadziesiąt sekund. Za każdym razem trzeba trochę poczekać, aż inny strażnik otworzy nam drzwi.

Na początku trochę mi to doskwiera. Czuję, jak ograniczona jest swoboda w poruszaniu się po budynku. Kilkadziesiąt minut później, przed kolejnymi drzwiami z kraty, czuję się już trochę jak osadzony. Umysł już wie, że trzeba trochę odczekać, zanim padnie komenda do otwarcia drzwi.

Strażnicy nawet nie muszą przychodzić z kluczami. Otwierają kraty zdalnie, bo przez kamery widzą, gdzie akurat stoję ze st. szer. Cieślakiem. Kamery na terenie zakładu karnego są dziś na każdym rogu. Pilnowanie osadzonych z wieżyczek więziennych to już przeszłość.

Kamery zastąpiły strażników stojących na wieżyczkach.
Kamery zastąpiły strażników stojących na wieżyczkach. Jarosław Miłkowski

Łazienka w bloku jest większa od izolatki

W budynku aresztu śledczego nie mogę oprzeć się, by nie wejść w kilka miejsc. Jedno z nich to izolatka. Jest niewiele większa od łóżka, przy którym stoi stolik, na którym chyba nie zmieściłyby się cztery talerze.

Oprócz stolika i taboretu jest też połączenie sedesu ze zlewem. Jakiś metr wyżej wisi lustro. Zaskakuje mnie, że nie jest ze szkła tylko z blachy. By wyraźnie dostrzec w niej swoje odbicie, muszę stanąć z jakiś centymetr-dwa od lustra. Cała cela ma dokładnie 4,7 mkw. Łazienki w blokach z wielkiej płyty są większe.

Kolejna cela w areszcie ma już trzy łóżka, w tym jedno piętrowe, a toaleta – cóż za odmiana od izolatki! - jest za drzwiami.
W budynku aresztu jedynymi osobami, którymi spotykam, są strażnicy. W areszcie jest tak cicho, że gdy jeden ze strażników przekręca klucze w bramie, to wyraźnie słychać, jak jeden klucz ociera o drugi.

Idziemy na spacerniak. Prowadzi do niego tunel z krat. Spacerniak jest zupełnie inny niż te, które znam z filmów. To jakby budynek z dziesięcioma pomieszczeniami, w którym dachem jest – a jakżeby inaczej – krata. Stojący na niej strażnik doskonale widzi osadzonych.

Biegają raz w lewo, raz w prawo

„Cela” spacerniaka ma, na oko, ponad dwadzieścia metrów kwadratowych. Na jej środku jest prosta ławka, wokół której, jak mówią mi strażnik, można sobie… pobiegać.

- Przecież to miejsce ma może z pięć na pięć metrów! Jak tu biegać?! - pytam zaskoczony.

- Osadzeni potrafią przebiec tu nawet kilku kilometrów. Zmieniają sobie tylko kierunek, w którym biegną. Żeby nie obciążać stawów, raz biegną w lewo, a następnie w prawo i tak na zmianę – mówi strażnik.

Oprócz biegania osadzeni mogą tu jeszcze poćwiczyć górne partie tułowia i ręce. Do ściany przymocowany jest bowiem drążek do podciągania.

Także na spacerniaku światło dochodzi przez kraty.
Także na spacerniaku światło dochodzi przez kraty. Jarosław Miłkowski

Widać tylko, że jest jasno

Przy okazji wizyty w spacerniaku dostrzegam jeszcze coś, czego widać z poziomu ul. Podmiejskiej, która biegnie przy bramie zakładu karnego. Pod oknami na parterze na elewacji budynku jest numeracja. Pod jednym oknem: 304, 204, 104. Pod kolejnym oknem: 305, 205, 105. To numery cel, żeby strażnicy, na wszelki wypadek, wiedzieli, w której z nich coś się wydarzyło. Z samych cel aresztu świata, w tym choćby spacerniaka się nie zobaczy. Gdy w jednej z nich byłem w środku, przez kraty i okno widać tylko, czy na dworze jest jasno czy ciemno. Siedząc w celi aresztu nie zobaczy się nawet chmurki na niebie… Tym bardziej nie widać wysokiego płotu z drutu ostrzowego lub concertiny.

Osadzony jest jak tata w pracy

W pawilonie zakładu karnego to już zupełnie inna sprawa. Tu już czuje się wolność. I zwykłe życie. Co i rusz słychać osadzonych. Ba! Spotykam ich nawet na korytarzach, bo mogą oni wychodzić ze swoich cel.

Budynek jest podzielony na część otwartą i półotwartą. Różni je stopień izolacji i to, że w osadzeni w tej pierwszej mogą korzystać z przepustek oraz spędzać weekend w domu (od 17.00 w piątek do 16.00 w niedzielę).

W obu częściach zakładu karnego można wychodzić do pracy poza mury więzienia. I do zakładu otwartego, i do półotwartego trafiają odbywający karę po raz pierwszy czy młodociani. Tak samo jest w przypadku budynku aresztu, do którego trafiają też osoby tymczasowo aresztowane, skazani przetransportowani na czynności procesowe czy czekający na rozmieszczenie w konkretnej jednostce. W przeciwieństwie do osadzonych w zakładzie karnym, osadzeni w areszcie nie wychodzą do pracy.

Wachlarz przestępstw, za które zostali skazani, jest bardzo szeroki. W Gorzowie swoje kary odbywają nawet skazani za morderstwa, którzy są już pod koniec odsiadki.

W gorzowskim zakładzie karnym przebywa niespełna pół tysiąca osadzonych.
W gorzowskim zakładzie karnym przebywa niespełna pół tysiąca osadzonych. Jarosław Miłkowski

Gdyby nie kraty na korytarzu czy przy schodach, w pawilonie zakładu karnego można byłoby się poczuć niemal jak w akademiku. A momentami słychać tu więcej życia niż w domach studenta. Osadzeni chodzą bowiem po korytarzu, mogą też odwiedzać siebie nawzajem. Ja sam wchodzę do jednej z cel, w której zamieniam kilka zdań z jednym z „mieszkańców”. To mężczyzna z Wielkopolski, który odbywa karę za przestępstwo finansowe. Mówi mi, że na jego wyjście na wolność czeka żona i kilkuletnie dzieci.

- Starszemu dziecku mówimy, że „tata jest w pracy”. I niech tak zostanie – słyszę od mężczyzny. Jest ubrany w zwykłe – „domowe” - ciuchy. W żadnym stopniu nie przypomina on więźniów, których znam z rozgrywających się za kratkami filmów.

Netfliksa tutaj nie oglądają

Po celi, gdzie są trzy piętrowe łóżka, widać, że żyje tu jeszcze dwóch innych osadzonych. Przy jednym z łóżek zawieszone są pęta kiełbasy. Na półkach jest chleb, cukier. Na stole – czajnik. Na poręczach łóżka suszą się majtki i skarpety. Nad drzwiami jest z kolei zamontowany telewizor, widzę też przenośny odtwarzacz płyt DVD. Ja dziś już nawet nie pamiętam, kiedy oglądałem filmy z tego nośnika. W zakładzie karnym DVD to normalka.

W celach zakładu karnego można poczuć się jak przed laty w akademiku.
W celach zakładu karnego można poczuć się jak przed laty w akademiku. Jarosław Miłkowski

- Netfliksa nikt tutaj nie ogląda – mówi mi st. szer. Bartłomiej Cieślak. Dostęp do internetu osadzeni mogą mieć w przypadku stron internetowych działających na zasadzie biuletynu informacji publicznej. Mają też możliwość skorzystania ze Skype’a.

Chodząc po zakładzie karnym, trudno nie odnieść wrażenia, że jeśli chodzi o technologię do użytku osadzonych, to czas się tu zatrzymał. Na każdym piętrze wiszą tu aparaty telefoniczne na karty. I wcale nie są historycznym elementem wystroju. Osadzony może do nich podejść, zadzwonić do bliskich i porozmawiać. Sam widzę kilku mężczyzn, którzy rozmawiają.

- Karty telefoniczne są produkowane już chyba tylko na potrzeby zakładów karnych – śmieje się rzecznik prasowy. - Można je kupić w kantynie – dodaje.

Taniej jak w markecie

Gdy zachodzę do więziennego sklepiku, jestem nieco zaskoczony. I sporym wyborem towaru, i cenami. W markecie na moim osiedlu puszka Coca Coli jest niemal po cztery złote. W kantynie widzę ją za… 3,60 zł.

Wafle Grześki są po 1,60 zł, mleczna Princessa Longa – po 1,80. Miętowy płyn do mycia naczyń Ludwik – po 5,60 zł. Można nawet kupić Old Spice’a w sztyfcie. Jest po 18,90.

Nie jest jednak tak, że kantyna jest otwarta cały czas i można w niej zrobić zakupy w każdej chwili. To możliwe jest raz na dziesięć dni. I wcale nie płaci się tu pieniędzmi.

Kantyna zaopatrzona jest lepiej niż niejeden sklepik na wolności.
Kantyna zaopatrzona jest lepiej niż niejeden sklepik na wolności. Jarosław Miłkowski

Jeśli ktoś z osadzonych pracuje, to zarobione pieniądze trafiają na jego „więzienne konto”. Z wypłaty 10 proc. wynagrodzenia idzie jednak na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej, 25 proc. - na Fundusz Aktywizacji Zawodowej Skazanych oraz Rozwoju Przywięziennych Zakładów Pracy.

Oprócz tego odkłada się też część (nie więcej niż 4 proc.) na konto tzw. akumulacji. To pieniądze, które osadzony ma dostać, gdy wychodzi na wolność po odbyciu kary (ma to być wielkość średniego wynagrodzenia). Bardzo często osadzeni mają zajęcia komornicze, więc do dyspozycji zostaje im niewiele.

Od osób, które pracują w kantynie, słyszę, że na utarg nie narzekają. W czasie, gdy nie sprzedają towaru osadzonym, przygotowują dla nich paczki zamówione przez rodzinę czy najbliższych (nie może ona jednak ważyć więcej niż 6 kg).

Co serwują w więzieniu?

Kupowanie jedzenia dla osadzonych to w zakładzie karnym norma. Stawka żywieniowa na jednego więźnia to bowiem 5,50 zł dziennie. Co można przygotować za te pieniądze? W dniu mojej wizyty w zakładzie karnym na śniadanie dla każdego osadzonego był pieczywo i 75 g mielonki kanapkowej. Na obiad podano pół litra zupy wiejskiej, ćwierć kilo ziemniaków i ćwierć kilo bigosu z grochem, a do tego pół litra herbaty. Na kolację przygotowano z kolei pieczywo i po 120 g pasty rybno-warzywnej.

- Może chce pan spróbować? - pyta mnie jeden z osadzonych, gdy przychodzi pora na obiad, a kilku mężczyzn rozpoczyna wydawanie posiłków z garnków umieszczonych na wózku pchanych przez korytarz.

Godziny posiłków reguluje zarządzenie dyrektora zakładu karnego. Śniadanie jest pomiędzy 7.15 a 7.45, obiad między 13.15 a 14.45, a kolacja od 17.30 do 18.00. I tak jest codziennie. Podobnie zresztą jak inne punkty rozkładu dnia.

Pobudka odbywa się o 6.00 od komendy oddziałowego. O 7.00 jest apel poranny, w trakcie którego trzeba być w celach (i trzeba być już ubranym). Na spacer można wyjść nie wcześniej jak o 8.00 (w dni powszednie, bo w niedziele już o 7.15). Apel wieczorny jest o 19.00. A o 22.00 zapada cisza nocna. I to nawet latem, gdy za oknem o tej porze jest jeszcze widno.

Kaplica i biblioteka

Raz na tydzień można się wybrać na mszę. Jest ona w sobotę po 16.00, gdy w Kościele jest już odprawiana msza z niedzieli.

- Przychodzi na nią około dwudziestu osadzonych – mówi mi st. szer. Bartłomiej Cieślak. Oprócz księdza katolickiego do zakładu karnego przychodzą też pastorzy, Świadkowie Jehowy. - Gdyby któryś z osadzonych był praktykującym muzułmaninem, to musielibyśmy się postarać o wizyty imama – dodaje mój przewodnik po więzieniu.

Msze w zakładzie karnym odprawiane są w soboty.
Msze w zakładzie karnym odprawiane są w soboty. Jarosław Miłkowski

Kaplica nie jest jedynym miejscem dla ducha. W zakładzie karnym jest też bowiem biblioteka. Na jej półkach widzę m.in. dziesięć tomów „Historii powszechnej” czy „Towarzyszkę Panienkę” Moniki Jaruzelskiej. Są nawet… Harlequiny.

Za murami zakładu karnego są też miejsca na zadbanie o ciało. Kto dobrze się sprawuje, może skorzystać z siłowni, która jest w budynku. Osadzeni mają też do dyspozycji boiska do siatkówki i koszykówki. Jeśli chodzi o zdrowie, oprócz gabinetu lekarskiego jest też gabinet stomatologiczny. Jest też oddział terapii uzależnień, gdzie trzymiesięczną terapię przechodzi 32 osadzonych. Bartłomiej Cieślak, z którym zwiedzam gorzowski zakład karny, jest jednym z kilku więziennych specjalistów - psychologiem działu penitencjarnego. Pracuje z osadzonymi, którzy wykazują zaburzenia osobowości, zmagają się z trudnościami adaptacyjnymi czy problemami osobistymi jak np. śmierć osób bliskich, rozpady relacji międzyludzkich. Łącznie z nim w zakładzie karnym pracuje 216 funkcjonariuszy. Oprócz nich jest też 12 pracowników cywilnych.

Pracują nawet 28 lat

Osób do pracy w zakładzie karnym jednak brakuje. Mówi o tym baner „Wstąp do służby”, jaki wisi na zewnętrznej części muru od strony ul. Podmiejskiej.

- Do pracy w zakładzie karnym można przyjść już nawet po maturze, bo warunkiem jest wykształcenie średnie – mówi B. Cieślak. By dostać się do służby, najpierw przechodzi się rozmowę kwalifikacyjną oraz zdaje test wiedzy, który przypomina test z wiedzy o społeczeństwie. Oprócz tego trzeba przejść badania psychologiczne, test sprawnościowy i badania lekarskie. Po przejściu tego etapu przychodzi się już do zakładu karnego na trzy tygodnie, w trakcie których poznaje się prace zakładu. Następnie jest szkolenie wstępne w jednym z kilku ośrodków służby więziennej, po którym powraca się do jednostki i rozpoczyna praktykę zawodową. Maksymalnie po sześciu miesiącach zdaje się egzamin. Do służby jest się przyjętym po pozytywnym przejściu wszystkich etapów rekrutacji i już w pierwszym dniu składa się ślubowanie. Do pracy w ochronie przychodzi się na 12 godzin. Po nich jest doba przerwy. Kolejne 12 godzin pracy, a po nich dwie doby przerwy. Służba części pracowników zakładu karnego jest jednak, klasycznie, ośmiogodzinna. To już zależy od działu, w którym się pracuje.

- Jeśli ktoś nie ma jeszcze 26 lat, a więc płaci mniejszy podatek, już na wstępie zarobi 5272 złote. Powyżej 26. roku życia zarabia się teraz na starcie 4907 zł. Specjaliści zarabiają nieco więcej. To, odpowiednio, 5545 zł i 5145 zł – wylicza st. szer. Bartłomiej Cieślak. Te pieniądze to i tak jedynie „podstawa”, bo dla tych, co już są w służbie stałej, dochodzi np. kilkaset złotych na mieszkanie. Prawo do emerytury uzyskuje się po 25 latach służby, ale – jeśli ktoś chce – może pracować dłużej.

- Rekordzista pracuje u nas 28 lat. Jak widać da się tu wytrzymać – mówi z uśmiechem rzecznik prasowy Zakładu Karnego w Gorzowie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Gadżety i ceny oficjalnego sklepu Euro 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska