MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Potrzymać paterę

HENRYKA BEDNARSKA
Po niedzielnej mszy proboszcz namówił parafian do wspólnego zdjęcia. Żeby było widać, że w kościele są nie tylko ministrantki.
Po niedzielnej mszy proboszcz namówił parafian do wspólnego zdjęcia. Żeby było widać, że w kościele są nie tylko ministrantki. Katarzyna Chądzyńska
Co myślą przy ołtarzu? - Że Bóg patrzy i ludzie patrzą - mówią dziewczynki. W kościele we wsi Barnimie do mszy służą ministrantki. Bo chłopcy nie chcą. Wolą grać w piłkę.

Józef Zagozda obserwuje gromadzących się przed kościołem. Z tym się przywita, tego zagada. Sam jeszcze niegotowy, bo w laczkach. Ale do mszy całe pół godziny, to zdąży założyć buty. Do kościoła ma przez drogę. - Idę, przecież trzeba się pomodlić. Człowiek wprawiony, nie było niedzieli, żebym opuścił. Jakbym nie poszedł, tego dnia nawet bym się porządnie nie ubrał - przekonuje. Z kilkoma mężczyznami dyskutują o remontowanym właśnie kościelnym dachu. - Zabytek, trzeba ratować - mówi Ryszard Mikuła o kościele wybudowanym we wsi Barnimie (gm. Drawno) 500 lat temu. Od kościoła do sklepu jakieś sto metrów. Do stojącego tu autobusu wsiadają drużyny seniorów i juniorów. Jak wybije dwunasta i w kościele zacznie się msza, ruszą na ligowy mecz. - Mama mówi: do kościoła, a ja, że wolę na mecz - Albert Wiśniewski nawet w czasie rozmowy nie przestaje podbijać piłki. Boiskowy Bunio ma 11 lat. Służył kiedyś do mszy, ale już mu się nie chce. Jak i innym chłopakom we wsi. Od zeszłej Wielkanocy przy ołtarzu obok księdza stoją ministrantki.

Potrzymać paterę

Poważne, wyciszone, w czasie mszy śledzące każdy ruch księdza. Później przyznają, że czują na sobie wzrok ludzi. Ale już się przyzwyczaiły. Kiedyś kilka koleżanek nawet się wyśmiewało, teraz już im przeszło. - Ksiądz nas zapytał, czy nie chciałybyśmy służyć. Chciałyśmy, bardzo - nie kryją Kamila i Ewelina Tabasz, wnuczki sołtysowej. Od razu namówiły Olę i Asię Komarzańskie. - Przedtem na mszy tylko siedziałam w ławce i się modliłam. I zazdrościłam chłopakom, że fajnie mają - mówi dziesięcioletnia Ola. O rok starsza Asia wyjawia, że na początku to się nawet kłóciły. O to, kto przy komunii będzie trzymał paterę. Bo komunia jest najważniejsza: podchodzi dużo ludzi, no i wtedy czują się takie potrzebne. - Ale już się nie kłócimy, mamy grafik - zapewnia Asia.
Ewelina Kowalów, lat 11, też dała się namówić siostrom Tabasz. Na początku bała się, że nie będzie wiedziała, co robić. - Już wiem i jest fajnie - mówi. Co myśli przy ołtarzu? - Że Bóg patrzy, ludzie i tata z chóru.
Sołtys Halina Biegniewska jest zadowolona, że to od jej wnuczek wszystko się zaczęło. - Były przy księdzu, jakoś się domówili. A przecież ktoś musi mu pomagać, skoro chłopcy nie chcą - tłumaczy. Mama sióstr Komarzańskich zapewnia, że dumna jest z córek. Ale rodzice Pameli Wachowskiej odradzali córce służenie do mszy. - Skoro jednak czuje taką potrzebę, nie zabronię - mówi Sylwester Wachowski.

Załapać się na kolędę

We wsi już się przyzwyczaili do ministrantek. - Są grzeczniejsze niż chłopcy. Jednak biskupowi Janowi Gałeckiemu się nie podobało. Mówił, że powinni służyć chłopcy. Skrytykował nawet stroje dziewczynek i księdzu było przykro - opowiada parafianka Anna Grygorcewicz.
Tyle że chłopcy wolą piłkę. - Jeśli nie pojechałbym na mecz, następnym razem nie wyszedłbym w pierwszym składzie - przekonuje gimnazjalista Krystian Bogdan. Jak nie jest w niedzielę na mszy, trochę męczą go wyrzuty sumienia. Ale tylko trochę. Z Albertem Wiśniewskim liczą, ilu we wsi jest chłopaków w ich wieku. Ze dwudziestu. - I wszyscy grają - podkreśla Krystian. Bartek Garbicz, lat 11, nawet służył przez dwa lata. - Znudziło mi się, no i piłka, i trzeba było się uczyć - argumentuje. Kilku śmieje się, że chętnie pobyliby ministrantami, ale tylko od grudnia i przez styczeń, żeby... załapać się na kolędę.
Ryszard Mikuła wie, dlaczego z kościołem wygrywa piłka. - Żeby dziecko poszło na mszę, muszą iść rodzice. U mnie babka pierwsza idzie, ja zaraz po niej, córki idą, gonią wnuki. Widzę to, jak są u mnie, bo tu nie mieszkają. A jeśli nie idzie matka, nie pójdzie syn - tłumaczy. To ludzi w jego wieku było w niedzielę najwięcej w kościele. Pewnie z siedemdziesiąt na setkę obecnych. Ze świecą można było szukać tych do trzydziestki.

Zarobić u Pana Boga

- Takie dziwne czasy - mówi Józef Zagozda. On, gdy miał 14 lata, szedł na mszę pięć kilometrów. Do Drawna, bo w 1945 roku ksiądz do Barnimia jeszcze nie dojeżdżał. Ryszard Mikuła też chodził. - Później ksiądz zaczął przyjeżdżać raz w miesiącu. Przywoziliśmy go wozem, na stercie słomy. Pamiętam też takiego księdza, Galas się nazywał, co jak szedł z Drawna do naszego kościoła, pukał do okien i wołał na mszę. I ludzie szli. Wszyscy - opowiada. On nie mógłby nie pójść do kościoła, to nie byłaby niedziela jak trzeba.
Sołtysowa Biegniewska nie rozumie, co się porobiło. Co to jest sto ludzi w kościele na 270 tu mieszkających. - Ani młodych, ani dzieci. A przecież od małego najlepiej się przyzwyczajają. Ja bez mszy, wiary, czułabym się jak dzikus - mówi. Anastazja Falkowska ma 85 lat i ogromnie dziwi się pytaniom o to, dlaczego chodzi do kościoła. - Katoliczka jestem. I w środę, i w czwartek też chodzę. I będę, dokąd mogę. Modlę się, taka jest moja wiara. Zarabiam u Pana Boga - tłumaczy, przyglądając się podejrzliwie. - A pani pewnie ze świadków Jehowy - ucina rozmowę.
Ryszard Mikuła o wiele obwinia Zachód. Bo ludzie się zapatrzyli na tamten świat: - Nieprawda, że u nas jest bieda. Ludzie są bogaci, wykształceni, myślą, że wiedzą lepiej i nie potrzebują już ani wiary, ani słuchania księdza. To błąd.

Być razem

Ksiądz Wojciech Kozub nie chce rozmawiać o ministrantkach. Mówi, że rozgłos jest niepotrzebny. Ot, zwyczajnie, chłopcy nie przychodzą, ale to i lepiej, bo rozrabiali. A młodych nie ma w kościele, bo też nie ma ich we wsi. Wyjechali za granicę, do pracy, na studia i już nie wracają. Wieś się starzeje i tyle. Parafia zaś jest jedną z lepszych w diecezji. Ludzie chodzą do kościoła, budują wieżę, remontują dach, utrzymują księdza.
Niedzielna msza, tuż przed modlitwą Ojcze nasz. Wierni chwytają się za ręce, zawiązując swoisty łańcuch. - To wprowadził ks. Irek Starachowski, poprzedni proboszcz - wytłumaczy potem Anna Grygorcewicz. Za ołtarzem obecny proboszcz taki sam łańcuch tworzy z ministrantkami. Chwilę później, jeszcze przy ołtarzu, ksiądz mówi: - Mam do was prośbę: zróbmy sobie wspólne zdjęcie przed kościołem. Niech ustawią się wszyscy, szczególnie mężczyźni z chóru. Żeby było widać, że w kościele są nie tylko dziewczynki-ministrantki. Żeby było widać, że jesteśmy razem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska