MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Proboszcz latami wykorzystywał dzieci, a ludzie milczeli, odwracali głowy, nikt nie reagował

Sandra Soczewa
Sandra Soczewa
Wideo
od 16 lat
W tej historii ofiar mogą być dziesiątki. Ksiądz Stanisław R. przez 23 lata był proboszczem parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Witnicy. Pracował też w seminarium w Paradyżu. Latami wykorzystywał seksualnie dzieci, a dorośli nic z tym nie robili. Za tę nieopisaną krzywdę nieletnich odpowiada nie tylko oprawca, który gwałcił i molestował, ale i ci, którzy odwracali głowę, lub nie dowierzali, gdy dowiadywali się, że dzieciom dzieje się krzywda.

Gwałty, obmacywanie i obłapianie, zmuszanie do tzw. innych czynności seksualnych, nakazywanie oglądania filmów pornograficznych, a także zmuszanie nieletnich do intymnych zbliżeń między sobą - „po koleżeńsku”. Tego wszystkiego dopuszczał się ksiądz Stanisław. Wykształcony, elokwentny, komunikatywny, szybko zjednujący sobie ludzi kapłan. Taki, który w mniejszych społecznościach jeszcze kilka dekad temu imponował, wzbudzał respekt. Dziś jego ofiary mówią zgodnie: - Był sprawnym manipulatorem. Najpierw manipulował nami, później naszymi rodzinami, sąsiadami.

Koszmar 11-latka

Zanim ksiądz Stanisław objął parafię w Witnicy, pracował, czy też pełnił posługę, w seminarium w Paradyżu. To tam właśnie w 1989 roku na jego drodze pojawił się - całkiem przypadkiem - 11-letni Andrzej (imię zmienione).

Ojciec ofiary duchownego pracował w tamtym okresie dla seminarium. Czasami zabierał ze sobą syna. Tam właśnie przecięły się po raz pierwszy drogi oprawcy i ofiary. Można powiedzieć, że początki tej znajomości były normalne. Widywali się, a ksiądz Stanisław poznał rodzinę swojej przyszłej ofiary. Zaczął pojawiać się w ich rodzinnym domu, zapraszany był na obiady. Wszyscy darzyli go zaufaniem. Jednak po kilku miesiącach ksiądz zaczął przekraczać granicę tego, co można by nazwać normalnością.

Andrzej został zaproszony przez duchownego do seminarium w Paradyżu. Miał tam spędzić czas wolny od szkoły. Widywali się w mieszkaniu księdza nad furtą klasztoru. Najpierw granicę przekraczał powoli. Prosił o z pozoru nic nieznaczące drobne gesty, jak np. masowanie stóp. Brał na kolana. W końcu poszedł o krok dalej. I od tego momentu zaczyna się koszmar pana Andrzeja.

- Pewnego razu po dobranocce włączył kasetę wideo. Na początku nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, co widzę. Jakaś kobieta ciężko dyszała. Szybko jednak okazało się, że jest to porno - mówił nam trzy lata temu mężczyzna. Kolejnej nocy duchowny miał się posunąć krok dalej. - Podczas kolacji ks. Stanisław poczęstował mnie winem. Przekonywał, że to na dobre trawienie przed snem. Upił mnie, a potem zaproponował, że pomoże mi się położyć na łóżku w jego mieszkaniu - opowiadał Andrzej. Ksiądz najpierw miał rozebrać do naga jego, później siebie, a potem razem znaleźli się w łóżku. Miał chwycić chłopca za członka, ściskać i masturbować.

- Przyłożył też moją rękę do swoich genitaliów, też kazał ścisnąć i wykonywać ruchy w górę i dół. Ale to mu nie wystarczyło. W końcu położył się na mnie, jego penis znalazł się między moimi nogami, a on zaczął się rytmicznie poruszać - wspominał z trudem Andrzej. Ksiądz nie poprzestał na tym jednym gwałcie. Były kolejne. Przy innej wizycie w klasztorze nasz rozmówca widział, jak ksiądz w swoim mieszkaniu molestował dwie nieznane mu dziewczynki.

Chciał, by dzieci współżyły

Andrzej, jako młody chłopiec bardzo przeżywał to, czego doświadczył. Trudno było mu zapomnieć o swoim oprawcy, bo ten nieustannie pojawiał się na jego drodze, odwiedzał jego rodziców. Pewnego razu zaproponował im, że zabierze nastolatka do Żuklina, do swojej rodzinnej miejscowości, w której miał okazały dom. Rodzice z entuzjazmem zgodzili się, ale nastolatek robił co mógł, by wyjazd nie doszedł do skutku. Niestety, tak się nie stało.

Na miejscu okazało się, że u księdza przebywa jeszcze dziewczynka. W Żuklinie duchowny doprowadzał nastolatka do innych czynności seksualnych, wykorzystywał dziewczynkę. Opowiadał Andrzejowi o tym, jak jego „kochanica” była piękna, jakie ma wspaniałe piersi. Namawiał chłopca, by ten też ją odwiedził i włożył swojego penisa w jej „usta, które ma na dole”. Andrzej nie rozumiał, o co chodzi, więc ten wołał go do sąsiedniego pokoju, a tam czekała już rozebrana dziewczynka. Ksiądz położył się obok niej i lizał ją między nogami…

Tak wyglądała niemal każda noc. Każdej nocy gwałcił dzieci, które rodzice powierzyli mu w przekonaniu, że przy duchownym spędzą miłe wakacje. Te jednak nie były miłe. To były niezapomniane wakacje. Koszmar, którego nie da się zapomnieć.

Upatrywał, obmacywał i obłapiał

Historia pana Andrzeja nie jest odosobniona, choć on, mimo że wiele kosztuje go rozdzieranie tych niezabliźnionych wciąż ran, głośno mówi, jaką krzywdę mu wyrządzono.

Dramat pana Andrzeja rozgrywał się w czasach, gdy ks. Stanisław kończył swoją posługę w seminarium. W 1991 roku pojawił się jako proboszcz parafii w Witnicy. Tam jego ofiarami padały dziesiątki dzieci, choć nie wszystkie dziś, jako dorośli, o tym mówią.

- Ksiądz upatrywał sobie dziewczynki i zapraszał na plebanię pod różnymi pretekstami. Rodzice ochoczo je puszczali, by te pomogły proboszczowi - opowiada nam jedna z mieszkanek Witnicy.

Rozmawialiśmy z jedną z pokrzywdzonych

- Ksiądz prosił mnie, bym przychodziła pomóc policzyć pieniądze. To, co się tam działo… - kobieta zawiesza głos i nie chce mówić o szczegółach. - Nie wierzę, że robił to tylko mnie. Nie wierzę. Robił to każdej z nas – mówi. - Wstydziłam się tego, nie chciałam nikomu o tym mówić. Wtedy, gdy to się działo, wydawało mi się, że to dotyczy tylko mnie, więc milczałam – tłumaczy. I dodaje, że gdy była już starsza, okazało się, że niezdrowe zapędy ksiądz miał też wobec innych dziewcząt.

- Zapraszał do siebie dzieci i mówił, że pokaże im zdjęcia, coś im da. Wymyślał jakiś pretekst. Dzieci, jak to dzieci, nie odmawiały, a rodzice na takie wizyty się zgadzali, no bo „jak to proboszczowi odmówić?”. A później okazało się, że jedną obmacywał, inną tulił, a kolejnej wkładał rękę w majtki. To samo spotykało dziewczyny, które śpiewały w kościele - mówi nam inna witniczanka. Jej te traumy nie dotknęły. - Na szczęście nie wpadłam mu oko - kwituje.

Nie dali dzieciom wiary

Pytamy ofiary ks. Stanisława, jak to możliwe, że przez tyle lat molestował dzieci pochodzące z jednej, niewielkiej społeczności i nikt z tym nic nie zrobił.

- Kto miał nam pomóc, jeśli nawet rodzice nam wierzyli?! To co mieliśmy zrobić?! Byliśmy bezradni - mówi wykorzystywana przed laty przez duchownego kobieta. Wyjaśnia, że dla wielu mieszkańców proboszcz był, jak święty. - Ludziom to się nawet wydawało, że jeśli ksiądz zaprasza dziecko do siebie, to jest to nobilitacja. Że ksiądz poświęca swoją uwagę tylko „tym lepszym” - tłumaczy.

Zapytana o ks. Stanisława jedna z parafianek potwierdza to, co mówią ofiary.

- Była taka sytuacja, że dziewczęta powiedziały w szkole, co proboszcz wyprawia. Ale co z tego, skoro nikt im wtedy nie uwierzył… - wspomina.

Sprawa wyszła na jaw w witnickiej szkole w 1999 roku. Wtedy to grupa uczennic postanowiła opowiedzieć ówczesnemu biskupowi o tym, że proboszcz ma niezdrowe ciągoty do nieletnich. Ten jednak ich nie wysłuchał. Był kolejnym dorosłym osobą, która nie chciała ich słuchać.

- Wiedzieli rodzice, wiedzieli sąsiedzi, wiedzieli nauczyciele, wiedziały nawet władze gminy. I nikt z tym nic nie zrobił. Nikt! Taką personą był nasz proboszcz - mówi ofiara ks. Stanisława.

Co jeszcze może wydawać się dziwniejsze, gdy o molestowaniu przez księdza w Witnicy zrobiło się głośno, spora grupa parafia wzięła go w obronę. Gorliwie bronili swojego kapłana. Im głośniej krzyczeli oni, tym bardziej milkły głosy ofiar.

Droga do prawdy niczym Golgota

Gdy w 1999 roku ówczesny biskup naszej diecezji zignorował uczniów, ci napisali do kurii oficjalne pismo w tej sprawie. I… niewiele to dało. Można powiedzieć, że na lata Kościół nabrał wody w usta.

Kolejne zgłoszenia o - delikatnie mówiąc - nagannym zachowaniu duchownego wpływały w 2014 roku i w latach 2019-2020.

Dopiero jednak w 2022 roku Watykan wydał dekret uznający winę ks. Stanisława.

Stało się to dzięki determinacji kilku osób. Pan Andrzej, o którym piszemy na początku tego tekstu, postanowił nie odpuszczać. Stwierdził, że wszyscy muszą dowiedzieć się, jakim człowiekiem był uwielbiany przez parafian kapłan. Nie przestawał wywierać presji na kurii, by winy proboszcza zostały w końcu uznane. By nie był już kapłanem i nie krzywdził innych. Choć wiele go to kosztowało, dzielił się swoją dramatyczną historią z mediami, by te, nagłośniły sprawę. Nawiązał też kontakt z tymi, którzy doznali krzywdy ze strony ks. Stanisława. Wspólnie zaczęli rozmawiać z władzami diecezji zielonogórsko-gorzowskiej.

Efektem tych rozmów i współpracy w tym zakresie z kurią była niedzielna (23 czerwca) msza o godz. 12.00 w witnickim kościele, na której pojawił się m.in. biskup Lityński, który to z ambony przepraszał ofiary za doznane krzywdy, a jednocześnie dał jasne potwierdzenie wiernym, że grupa uczennic, która zebrała się 25 lat temu, by ostrzec przed proboszczem, nie kłamała.

(Prawie) wszytko czarno na białym

Jeszcze przed rozpoczęciem nabożeństwa przez wiernymi stanęła pani Anna. Powiedziała, że wykorzystywani nieletni czekali na ten moment 25 lat.

- Pierwszy raz zgłosiliśmy to do kurii biskupiej w 1999 roku. Wtedy być może i wielu z Was pojechało bronić księdza R. Nikt nam nie uwierzył, nie wierzyli też nasi rodzice (...). Zostałam w Kościele i jestem osobą wierzącą i praktykującą. Wspólnie z moim mężem po katolicku wychowujemy dzieci (...). To, co mnie spotkało, nie wpłynęło na moją relację z Panem Bogiem, bo jestem tutaj dla niego, nie dla kogoś, kto był niegodny i robił krzywdę dzieciom. Dziękuję za to, że aktualny ksiądz biskup jako pierwszy poważnie zajął się tą sprawą. Jego poprzednicy niestety zaniedbali sprawę. Ks. bp. Tadeusz Lityński doprowadził do tego, że dziś tu jesteśmy i że nasz głos sprzed 25 lat zostanie wysłuchany i że będziemy mogli odetchnąć, że nie kłamaliśmy - powiedziała pani Anna.

Gdy pani Anna mówiła, niektórzy jakby zamarli, inni mieli spuszczone głowy, a jeszcze kolejni w tym czasie zalewali się łzami, które próbowali ukryć pod dużymi, ciemnymi okularami, co rusz wycierając oczy. Skąd to wzruszenie? Z żalu? Ze smutku? Z bólu? Czy te osoby doświadczyły tego samego? Być może osób wykorzystywanych przez ks. Stanisława na niedzielnej mszy było więcej niż cztery…

Następnie ksiądz Dariusz Mazurkiewicz, delegat biskupa diecezjalnego ds. ochrony dzieci i młodzieży, odczytał treść dokumentu wystosowanego przez Watykan w sprawie byłego proboszcza z Witnicy.

- Po otrzymaniu tych informacji w 2019 roku Kongregacja Nauki Wiary poprosiła ordynariusza o przeprowadzenie wstępnego dochodzenia. W dniu 15 stycznia 2022 roku wydano ostateczny dekret, który uznał winę duchownego za naruszenie

szóstego przykazania dekalogu wobec nieletnich ofiar. Od tej decyzji ksiądz R. odwołał się do Stolicy Apostolskiej i po całej drodze prawnej, która została w tej sytuacji przewidziana, kolegium Stolicy Apostolskiej uznało za konieczne potwierdzenie zaskarżonej decyzji, osiągnąwszy moralną pewność, co do winy duchownego - mówił ks. Mazurkiewicz.

Wina księdza Stanisława wynika z tego, że sam przyznał się częściowo do stawianych mu zarzutów. Przyznał się do "niewłaściwych zachowań wobec wielu nieletnich ofiar, które wyraźnie można zakwalifikować jako nadużycia wobec nieletnich".

- Przestępstwa powtarzały się przez długi czas w tym samym schemacie działania, co wyłania obraz przestępczej działalności realizowanej z pełnym zamysłem przez duchownego. Kolegium Stolicy Apostolskiej zauważyło również powagę publicznego skandalu wywołanego w społeczności ze względu na medialną wagę, jaką przyciągnęła sprawa, dodatkowo pogorszona przez rolę sprawcy w Wyższym Seminarium Duchowym, gdzie był wykładowcą. Po rozważeniu powyższych kwestii Stolica Apostolska odrzuciła odwołanie księdza R. (...). Zmieniła jednak karę, nakładając na sprawcę dożywotni zakaz wykonywania publicznie funkcji kapłańskiej - dodał ks. Dariusz Mazurkiewicz.

Biskup Lityński przepraszał z ambony. - Jego naganne i przestępcze czyny stały się przyczyną cierpienia wielu osób (...). W związku z tym bolesnym doświadczeniem moja dzisiejsza obecność, moja modlitwa za wszystkie skrzywdzone osoby, zarówno te, które na głos wypowiedziały już swój ból i cierpienie, jak i za te, które dalej w cichości swojego serca to bolesne doświadczenie noszą – powiedział. - W poczuciu bólu i wstydu staję tu dziś przed wami, jako człowiek wiary, jako kapłan, jako biskup, aby powiedzieć, że w naszej diecezjalnej łodzi (nawiązanie do początku kazania - dop. red), ten dramat wewnętrzny niewiary uderzył w miłość, uderzył w Boga (...). Nasze siostry i bracia powinni od Kościoła i moich braci w kapłaństwie doświadczyć miłości, bezpieczeństwa, a doświadczyli krzywdy. Jestem tu, by przeprosić i powiedzieć, że były sytuacje kiedy zawiedliśmy, kiedy w waszej diecezjalnej rodzinie triumfowała niewiara, pokusa i przestępcze działanie. Naruszenie godności dziecka bożego. Ujawniła się mroczna strona ludzkiej natury (...) Dzisiaj myślą i modlitwą otaczamy wszystkich skrzywdzonych. Zarówno tu w Witnicy, jak i w całej diecezji, którzy noszą przez lata w sobie bolesne rany. Te osoby dosięgło przestępstwo i oczekują sprawiedliwości. Chcą, aby jasno zostało powiedziane, kto jest sprawcą, a kto skrzywdzonym i mają do tego prawo (...). Ze zrozumieniem chcemy też pomóc, bo to jest naszym obowiązkiem - zwracał się tymi słowami do wiernych biskup naszej diecezji.

Czy takie oficjalne i jawne przeprosiny ze strony Kościoła załatwiają sprawę? - To na pewno jest dobry krok, krok na przód - stwierdzili zgodnie skrzywdzeni przez byłego proboszcza. Ale czy ich to satysfakcjonuje? - Nie do końca. Ludzie dalej nie wiedzą, co on tak naprawdę robił. Zabrakło tego, powiedziano zbyt mało - powiedziała nam jedna z ofiar.

Czy ofiary będą ubiegać się o zadośćuczynienie za doznane krzywdy? - Ja taki swój paragon za krzywdy wystawiłem - powiedział Andrzej, natomiast dał do zrozumienia, że kwestia ta nie nabiera urzędowego biegu.

- Jeśli ty wystąpisz o pieniądze, ja też to zrobię. Nie są mi one potrzebne. Przekazałabym je rzecz tych, którzy doświadczyli podobnych traum - odpowiedziała Andrzejowi jedna z kobiet.

Przy pracy nad artykułem wykorzystano fragmenty z tekstu "GL" z 2021 roku autorstwa Macieja Dobrowolskiego: "Nie wszystkie rany czas zagoi. Czy skrzywdzeni przez byłego proboszcza z Witnicy doczekają się sprawiedliwości?"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska