Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prywatne przedszkole z Żagania nie dostało dotacji od miasta

Małgorzata Trzcionkowska
Ewa Bielecka miała spokojną pracę w szkole. Zwolniła się, żeby poprowadzić prywatne przedszkole. Nie przypuszczała, że spotka się z taką masą problemów.
Ewa Bielecka miała spokojną pracę w szkole. Zwolniła się, żeby poprowadzić prywatne przedszkole. Nie przypuszczała, że spotka się z taką masą problemów. Fot. Małgorzata Trzcionkowska
Prywatne przedszkole Brzdąc z Żagania do tej pory nie otrzymało dotacji z miasta, na prowadzenie działalności. Urzędnicy mówią, że takie są przepisy. A dyrekcja placówki wypłaca pensje z kredytu.

- Mamy u nas 20 dzieci w dwóch grupach - opowiada Ewa Bielecka, dyrektorka placówki. -Gdybyśmy wiedzieli, że taka będzie sytuacja, to inaczej byśmy skalkulowali czesne, które teraz wystarcza tylko na podstawowe opłaty. Na płace dla pracowników już nie. Po prostu przejadamy kredyt.

Opłata stała to 240 zł. Do niej doliczane jest 5,50 zł dziennie za wyżywienie. Np. w listopadzie opłaty wynosiły 350 zł. Zostały w nie wliczone lekcje rytmiki i języka angielskiego.

Nie ten właściciel

Pierwsze w Żaganiu, niepubliczne przedszkole ruszyło 7 września i zgodnie z przepisami powinno otrzymywać dotację z miasta, jak inne placówki. - 26 sierpnia, tuż przed otwarciem, dostaliśmy z miasta pismo, że nie otrzymamy dotacji - kontynuuje E. Bielecka. - Było już za późno, żeby coś zrobić.

Sprawa rozbiła się o wpis do ewidencji placówek oświatowych, którego przedszkole nie miało w chwili składania wniosku do miasta (29 września ubiegłego roku - przyp. red.). Konieczny wpis E. Bielecka i jej wspólnik Bogdan Pałka załatwili dopiero 11 marca. Przedsiębiorcy mają żal do miasta, że wcześniej urzędnicy nie poinformowali ich o konieczności usunięcia braków formalnych.

Urzędnicy deklarują dobrą współpracę, ale zaznaczają, że nie odstąpią od stosowania przepisów. - To nie prawda, że nie informowaliśmy władz przedszkola o brakach w dokumentacji - zastrzega Magdalena Wiadomska-Łażewska, sekretarz miasta. - Formalnym właścicielem firmy jest Rafał Pałka, a dokumenty podpisywał Bogdan Pałka. Kontaktowaliśmy się z właścicielem wielokrotnie. Dopiero na nasze wezwanie zgłosił się i złożył pełnomocnictwo na osoby prowadzące przedszkole.
Sekretarz podkreśla, że dotacje to publiczne pieniądze. Udzielenie ich wiąże się z wypełnieniem szeregu procedur.

Pomaga urząd pracy

Według mecenas Marii Wrońskiej, prawnika miasta, nie można było przyznać dotacji przedszkolu, którego nie ma na liście placówek oświatowych.

Nie pomogli nawet radni. W sprawę Brzdąca zaangażował się Stanisław Dziura, przewodniczący komisji oświaty. Występował z interpelacją na październikowej sesji rady, ale usłyszał, że miasto nie mogło postąpić inaczej, niż odmawiając dotacji. - Mamy własną opinię prawną, która mówi co innego - podkreślają przedsiębiorcy. - Ale nie chodzi o przerzucanie się przepisami, tylko pomoc w dalszym funkcjonowaniu.
A potrzeby są spore. Brakuje pieniędzy na zabawki i pomoce dydaktyczne, bo trzeba było spełnić wymogi przeciwpożarowe, sanepidu, itp. Bardzo pomaga urząd pracy, który finansuje pensję woźnej, wkrótce zatrudniona zostanie też pomoc kuchenna.

Przedsiębiorcy po raz drugi złożyli wniosek i tym razem dostali odpowiedź pozytywną. Otrzymają dotację - ok. 420 zł na każde dziecko. Jednak pieniądze te będą dopiero od stycznia. Bez wyrównania za 4 miesiące. - Zastanawiamy się nad skierowaniem sprawy do sądu - dodaje E. Bielecka. - Ale wolelibyśmy tego uniknąć, licząc na dobrą współpracę z urzędem miasta.

Urzędnicy wytykają, że zamieszanie i bałagan w dokumentacji spowodowali sami zainteresowani. Deklarują pomoc, ale to właściciele przedszkola muszą wyjaśnić sprawy własnościowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska