Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Psi los, czyli jak ludzie traktują zwierzęta

(tr)
Tak - na widoku wielu mieszkańców - żył jeden z kłodawskich psów. Trafi teraz pod opiekę TOZ-u
Tak - na widoku wielu mieszkańców - żył jeden z kłodawskich psów. Trafi teraz pod opiekę TOZ-u fot. TOZ w Gorzowie
Opisywaliśmy już losy wilczura z Osiedla Poznańskiego koło Gorzowa, którego właściciele zagłodzili niemal na śmierć. Dziś kolejne poruszające historie. Tym razem z podgorzowskiej Kłodawy.

Nasz cykl powstaje na podstawie notatek wolontariuszy Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. To ci ludzie poświęcają własny czas, pieniądze i nerwy, by pomagać zwierzakom. Ostatnio odwiedzili Kłodawę. - Miałyśmy dwie zgłoszone sprawy, przy okazji postanowiłyśmy sprawdzić warunki bytowania innych psów - mówi gorzowianka (dane do wiadomości redakcji).

Tłumaczy, że Kłodawa jest specyficzna, bo zamieszkuje tam sporo ,,miastowych’’. - Bez trudu można jednak odróżnić, na których posesjach ludzie zamieszkują od zarania na wsi, a które zajmują przybysze z miasta, którzy chcą zakosztować natury i wiejskiej sielanki. Smutna prawda jest taka, że zazwyczaj posesje ,,tubylców’’ to przyczółki brudu, śmieci i bezduszności wobec zwierząt - mówi wolontariuszka.
Co zastały panie z TOZ-u? Wiele psów spędzało cały dzień w błocie z własnych odchodów.
- W żadnej ze sprawdzonych misek nie było jedzenia ani wody, w budach nie było słomy - podkreśla nasza rozmówczyni. Zastała psa, który na grzbiecie nosił niewygodną, wymyśloną i wykonaną przez pana uprząż. W misce było pusto. - Właściciel stwierdził, że nie ma karmy od trzech dni. Stwierdziłam, że w takim razie może go nie stać na takiego dużego psa? Odpowiedział, że ,,może go zlikwidować jak będzie chciał’’ - wspomina gorzowianka.

Jeden z psów, na wezwanie do którego wolontariuszki pojechały do Kłodawy, mieszkał w skrzynce z wejściem i ,,oknem’’. - Notorycznie wchodził i wychodził jednym i drugim otworem, po czasie zapętlił się tak, że nie mógł wykonać ruchu! Miskę miał oczywiście pustą. A jego rozwalona buda stała pośrodku podwórka, bez odrobiny cienia. Spędził tak również lato w upalnym słońcu - mówi wolontariuszka.
Od właściciela usłyszała, że... TOZ może sobie psa zabrać. I tak się stało. - Powiedzieć panu ciekawostkę? To wszystko działo się w samym centrum wsi, na podwórku nie było żadnych drzew ani krzewów, dramat tego zwierzęcia można było miesiącami obserwować z głównej ulicy, choćby w drodze do kościoła - załamuje ręce nasza rozmówczyni.

Wielu gospodarzy dostało proste zalecenia: karmić, pamiętać o wodzie, a jeśli pies przewraca miski, przydrutować je np. do ogrodzenia. - Wrócimy tam, by sprawdzić, czy poprawiono warunki zwierząt. Szkoda tylko, że nie można powtórzyć za znanym twórcą ,,wsi spokojna, wsi wesoła’’, bo tu, gdzie nie spojrzeć, piekło zwierząt rozciąga się dokoła - kończy wolontariuszka TOZ-u.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska