Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ranny pięciolatek z Gorzowa przeszedł operację

Tomasz Rusek 0 95 722 57 72 [email protected]
Według naszej Czytelniczki, której mąż reanimował chłopca, zawalona płyta mogła ważyć nawet 150 kg. Dzisiaj wciąż leżała obok grobu.
Według naszej Czytelniczki, której mąż reanimował chłopca, zawalona płyta mogła ważyć nawet 150 kg. Dzisiaj wciąż leżała obok grobu. fot. Krzysztof Tomicz
- Jest u nas, od rana go operowaliśmy. Stan ciężki, ale stabilny - powiedział nam Andrzej Byszewski, kierownik bloku operacyjnego w Centrum Zdrowia Dziecka

Powiedział, że pacjent ma pogruchotane narządy wewnętrzne. Lekarze walczą o jego wątrobę.

- Przetoczyliśmy mu mnóstwo krwi. Nawet nie zliczę ile. Ale najważniejsze że stan chłopca, choć wciąż bardzo ciężki, jest stabilny - dodał lekarz.

Zabieg zakończył się o 12.30.

Kawał dobrej roboty

A. Byszewski przyznał, że lekarze z Gorzowa zrobili kawał dobrej roboty. - Profesjonalnie i skutecznie zahamowali olbrzymie krwotoki. Potem, gdy już ustabilizowali jego stan, podjęli mądrą decyzję o przetransportowaniu go do nas. Mamy tutaj największe możliwości w kraju, jeśli chodzi o pomoc w takich urazach. Jeszcze raz wyrazy uznania dla kolegów z Gorzowa - powiedział. Około 12.30 zabieg w Centrum Zdrowia Dziecka dobiegł końca.

Jak udało się nam nieoficjalnie dowiedzieć, z chłopczykiem najpewniej są w Warszawie jego bliscy.

Przypomnijmy: malec trafił do stolicy wczoraj popołudniu. Miał być przetransportowany helikopterem w niedzielę rano, ale była mgła. Ostatecznie po 15.00 został odwieziony karetką do Goleniowa i stamtąd ruszył droga lotniczą.

Wypadek na cmentarzu

Pięciolatek został ranny w sobotę po 14.00. Na cmentarzu przy ul. Żwirowej przewróciła się na niego nagrobna płyta. Trafił do szpitala przy ul. Dekerta na oddział chirurgii dziecięcej. Operowali go gorzowscy lekarze z ordynatorem Piotrem Gajewskim w składzie. - Nie pamiętam jak długo trwała operacja. Pracowaliśmy bez patrzenia na zegarek. Decyzja o wysłaniu pacjenta do Warszawy nie była łatwa. Moglibyśmy sami próbować tego, co koledzy ze stolicy zrobili dzisiaj, ale postanowiliśmy nie ryzykować. Tam mają lepsze warunki, lepszy sprzęt, większe doświadczenie w takich wielonarządowych urazach - dodał ordynator Gajewski.

Przyznał, że on i jego ludzie bardzo przeżyli tragedię chłopca. - To nie jest tak, że robimy operację i zapominamy. Jesteśmy ludźmi: martwimy się, przeżywamy, pamiętamy o pacjentach, do wielu się przywiązujemy. W środę jadę do Warszawy, na pewno odwiedzę tego chłopca. Powiem mu, że wszyscy trzymamy za niego kciuki - dodaje Gajewski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska