Ciekawy zabytek? Zobaczymy w internecie. Pomnik przyrody? Też jest w globalnej sieci. Ale jak smakuje jakiś region, kraj... To trzeba sprawdzić osobiście. W sobotę w skansenie w Ochli nie tylko mistrzowie kuchni postanowili zaserwować gościom lubuskie specjały.
- Nasz region to prawdziwy tygiel, zjechali tu przecież ludzie z różnych zakątków przedwojennej Polski i nie tylko - mówi Irena Kulczyńska z Białkowa. - My pielęgnujemy tradycje poleskie i stąd zapraszamy na tamtejsze przysmaki, nawet na sało. Dlaczego siła lubuskiej kuchni nie ma polegać na mieszaniu smaków?
Wschodem powiało, a raczej posmakowało w chacie, w której królowały gospodynie z Budachowa. Oczywiście pierogi, ale panie natychmiast zaprotestowały przeciwko określeniu „ruskie”.
- To już nasze, budachowskie pierogi - podkreśla Teresa Barnaś. - Na ich smak składają się przepisy i doświadczenia naszych mam, babć, prababć. Ale przepisu nie zdradzę. Mogę powiedzieć tylko jedno: prawdziwe pierogi muszą być lepione ręcznie, a nie w jakiejś maszynie.
Kilkadziesiąt metrów dalej pachnie grillem. Jakub Zych jest przekonany, że to właśnie i zapach, i smak naszego regionu.
- Niech pan zapyta kogokolwiek, z czego słynie Sława i z pewnością padnie odpowiedź, że z wędlin i mięs - zapewnia. - A my występujemy pod bardzo szacownym i znaczącym szyldem GS, czyli gminnej spółdzielni. Co to dokładnie jest, zapewne pamiętają tylko starsi.
To firma założona przez 104 rolników. Zwierzęta pasące się na łące, własna ubojnie, piekarnia i receptury jak najbardziej tradycyjne. Żadnych polepszaczy i chemii.
A po jedzeniu...
- Wino, oczywiście białe, lekkie, tak do 12 procent zawartości alkoholu, z lodówki - instruuje Karolina Pacholak z winnicy z Mozowa pod Sulechowem. - Wino o podwyższonej kwasowości, ale to nie znaczy, że kwaśne.
A tak dla swoich specjalnych gości pani Karolina poleca wino z suszonej dzikiej róży. Przy naszych drogach rośnie jej pod dostatkiem. Recepturę opracował jej ojciec jeszcze w czasach studenckich. Ten trunek w rodzinie był zawsze.
Zdaniem Zygmunta Prętkowskiego, lubuskim napitkiem, oprócz wina, powinien być miód. Trójniak - a jakże - na winie, zero wody.
- To miód sycony na brzeczce - opowiada. - Przy trójniaku bierzemy jedną trzecią miodu i dwie trzecie soku winogronowego. Później całość poddajemy fermentacji i ta mikstura musi leżakować co najmniej dwa lata. Dwójniak nawet dziesięć lat.
A panie z Wichowa upierają się przy odświętnym pieczywie pszennym - to pascha i gołąbki, oczywiście z kaszy kukurydzianej. I jeszcze są tocie, czyli ziemniaczane babki. Zresztą przysmaków lubuskich było więcej - a to litewskie cepeliny, a to kapuściochy i chleb dziadka Bronka... I gdzie ten lubuski smak?
Tu. To wszystko to smak naszego regionu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?