MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć za pieniądze

Artur Matyszczyk
Dorota Szynkura i Ryszard Garstka z miejscowego koła szukali postrzałków, czyli trafionej ale jeszcze żywej zwierzyny.
Dorota Szynkura i Ryszard Garstka z miejscowego koła szukali postrzałków, czyli trafionej ale jeszcze żywej zwierzyny.
- Czy się brzydzę? E tam. Zimą we flakach przynajmniej mogę sobie ręce ogrzać - dziwi się myśliwy, gdy krzywię się na widok krwi.

[galeria_glowna]
Starosiedle to niewielka wieś w gminie Gubin. Wspólnie z myśliwym Ryszardem Garstką skoro świt wsiadamy do wysłużonego volkswagena. Auto mocno zniszczone. Widać, że robi za terenówkę. W środku samochodu unosi się słodki zapach krwi.

Tradycja musi być zachowana

Jedziemy z pięć kilometrów w głąb lasu. Po wertepach trzęsie jak diabli. Mijamy tabliczkę z napisem, że wstęp mają tylko pracownicy lasów. Być może dlatego teren wygląda dziewiczo. Po kwadransie dojeżdżamy na miejsce. Nieopodal młodnika stoją trzy terenówki i bus. To nim na polowanie dewizowe przyjechało 13 Francuzów.
Jeden z miejscowych myśliwych bierze głęboki oddech. Przykłada do ust zawieszony na szyi róg. Nadyma policzki. Głośnym sygnałem daje znak do rozpoczęcia akcji. - Tradycji dotrzymujemy na każdym polowaniu - tłumaczy łowczy Eugeniusz Zalewski.

W nagonce idą sprawdzone osoby

Goście z zagranicy losują stanowiska. Losują, żeby później nie mieli pretensji, że któremuś z góry wybrano dogodniejszą pozycję. Prowadzący polowanie wydaje dyspozycję, do czego strzelamy. Już wiadomo, że dziś z lasu mogą wyjechać martwe łanie, cielaki, dziki i wszystkie zwierzęta futerkowe. Francuzi zajmują miejsca. Rusza nagonka. - Wykorzystujemy miejscowych, sprawdzonych ludzi - tłumaczy Garstka. - Każdy ma na sobie odblaskową kamizelkę. Żeby się nie pomylił ze zwierzyną.
- Eo! Eo! Aj! Aj! - idący w nagonce krzyczą, klaszczą, uderzają kołatkami. Prowadzący polowanie dmucha w róg - daje znak do rozpoczęcia.

Patroch ładuje ręce w bebechy

Bam! Bam! Bam! - las przeszywają strzały. Stojący przy nas członkowie koła kryją się za samochodami. Coś nam grozi? - Lepiej zająć bezpieczne miejsce - rzuca jeden z nich.
Mija kwadrans. Pogoda do polowania nie najlepsza. Deszczowo, mokro. Psy przy takiej aurze szybko się męczą. - Mokną. Popracują do obiadu i padną - zauważa Zalewski.
Pierwszy miot, czyli faza polowania, się kończy. Dwa dziki zabite. Do jednego od razu dobiega Tomasz Strusiński. Dziś pełni rolę patrocha. Zdecydowanym ruchem rozcina martwego dzika. Bucha para. Wyłażą flaki. Patroch bez namysłu ładuje ręce w bebechy. - Czy się brzydzę? E tam. Zimą we flakach przynajmniej ręce mogę sobie ogrzać - dziwi się myśliwy, gdy krzywię się na widok krwi. - Taka robota. Uczymy się jej na samym początku. Fakt, niektórzy przez obrzydzenie do patroszenia rezygnują z myślistwa.

Do skupu jedzie dzik bez flaków

Strusiński zna też przypadki mężczyzn, którzy zaprzestali zabijania zwierząt przez... płacz saren. - To nie mit. Postrzelonym sarnom przed dobiciem lecą łzy - mówi, po czym rozdziela mięso. W wozie, który pojedzie do skupu, ląduje wypatroszony dzik. Serce, płuca i żołądek też trafiają do skupu. Resztę zjedzą leśni padlinożercy.
Przejeżdżamy jakieś półtora kilometra dalej. Drugi miot. Czy uda nam się podejść bliżej strzelających? - Lepiej nie. Dziś może być "wesoło" - przecząco kiwa głową Marek Szynkura, odpowiedzialny za polowanie. Okazuje się, że goście znad Sekwany nie są fachowcami w myślistwie. Strzelają dużo i na wiwat.
Nagonka rusza. Po sygnale znów rozlegają się strzały. - Szczeka pies. Coś jest - mówi Garstka. - Duże i powolne zwierzę. Może znów dzik. Pies szczeka niskim tonem. Stoi w miejscu. Gdy biegnie, np. za sarną, ujadanie przypomina bardziej skowyt, pisk.
Garstka trafia w dziesiątkę. Kolejny dzik. Znów pracę ma patroch. Tymczasem Dorota Szynkura z miejscowego koła rusza z innym czworonogiem w poszukiwaniu tropu.

Żeby ukrócić zwierzynie cierpienia

- Po farbie szukamy postrzałków - mówi pani Dorota. - Żeby ukrócić cierpień rannemu zwierzęciu.
Po obiedzie sytuacja się powtarza. Nagonka, miot, nagonka, miot. Francuzi celnie strzelali tylko podczas dwóch pierwszych prób.
Polowanie kończy się wraz z nadchodzącym mrokiem. Myśliwi przywożą do leśniczówki zabite trzy dziki, dwie sarny i lisa. Rozkładają truchła wewnątrz kręgu z gałęzi. Królem polowania został Christoph Richard. Ustrzelił dwa dziki. Zbiera gratulacje. Dziś jest najdumniejszy ze wszystkich. Do świtu. Gdy w las znów ruszą myśliwi...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska