Dariusz Kwiatkowski, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Dołowych, głodował tysiąc metrów pod ziemią od 3 do 9 lipca. Protestował w ten sposób przeciwko decyzji właścicieli firmy o tym, że cały zeszłoroczny zysk trafi do ich rąk w formie dywidendy. Chciał zwrócić na siebie uwagę zarówno akcjonariuszy, jak i ministra skarbu państwa, który jest właścicielem większości akcji w jego firmie. Ale nie zwrócił.
Poradzą się prawnika
Właśnie w dniu zakończenia protestu - głodówki, w poniedziałek, zapadła ostateczna decyzja, że z jego firmy wypłynie prawie cały zeszłoroczny zysk, 3,4 mld zł. Następnego dnia do kieszeni akcjonariuszy trafiła pierwsza transza, druga zostanie wypłacona 10 września.
Po proteście przez dwa dni Kwiatkowski był w szpitalu, a potem wziął urlop. W poniedziałek wrócił do pracy. - Czuję się świetnie - powiedział nam wczoraj. - Siedmiodniowa głodówka nie spowodowała żadnych ubytków. Jestem zdrowy jak koń.
Jego firma zapowiada jednak, że ktoś będzie musiał zapłacić za jego siedmiodniową głodówkę pod ziemią. - W trakcie akcji najważniejsze było dla nas zapewnienie pod ziemią bezpieczeństwa zarówno temu człowiekowi, jak i innym pracownikom. Obecnie podliczamy koszty i analizujemy, ile akcja górnika kosztowała firmę - mówi rzecznik prasowy KGHM Radosław Poraj-Różecki. - Zastanawiamy się, kto ma za to zapłacić, bo nie możemy tego zakwalifikować jako normalne koszty pracy.
Przy Kwiatkowskim non stop czuwało np. dwóch ratowników górniczych, miał także całodobową opiekę medyczną. Co 90 minut mierzono mu ciśnienie. - Akcja protestacyjna nie była zgodna z przyjętą procedurą sporów zbiorowych, uważamy ją za nielegalną - podkreśla R. Poraj-Różecki. - Zastanawiamy się, czy obciążyć za nią związek zawodowy, czy też tego człowieka. Poradzimy się jeszcze prawników.
Przemyślenia i rozmowy
- Próbują mnie zastraszyć - uważa D. Kwiatkowski. - Nie żądałem ani opieki medycznej, ani ratowników.
Podkreśla, że został na dole po długich przemyśleniach i rozmowach z innymi górnikami. Doszli do wniosku, że muszą walczyć o lepsze jutro dla swojej firmy - o podwyżki płac, lepsze warunki pracy w kopalniach.
- Mówi się wciąż o tym, że jest coraz lepsza koniunktura na miedź, że są coraz większe zyski i większa produkcja. A nikt nie wspomina, że jest to wynik pracy załogi firmy. Więcej osób chciało protestować, ale zdecydowałem, że zrobię to sam, żeby nikogo nie narażać na utratę zdrowia lub pracy. To był mój obowiązek wobec zrzeszonych w moim związku zawodowym - powiedział wiceprzewodniczący.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?