Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stelmet Enea BC Zielona Góra przegrał u siebie z Asseco Gdynia. Trener Andrej Urlep: Wstyd, kompromitacja, chcę przeprosić kibiców

Redakcja
Stelmet Enea BC przegrał u siebie z Asseco Gdynia
Stelmet Enea BC przegrał u siebie z Asseco Gdynia Mariusz Kapała / GL
W niedzielę, 25 marca, koszykarze Stelmetu Enei BC Zielona Góra na własnym parkiecie przegrali ze znacznie niżej notowaną drużyną Asseco Gdynia 86:93 (25:23, 19:20, 20:30, 22:20). 93 stracone punkty, 20 proc. (6/30) skuteczności rzutów za trzy, 9 spudłowanych wolnych, bezradność w obronie, niefrasobliwość w ataku - oto obraz mistrzów Polski.

Stelmet Enea: Hrycaniuk 10, Savović 10, Koszarek 7 (1), Gecevicius 4 (1), Zamojski 2 oraz Dragicević 18, Florence 17 (1), Mokros 10 (1), Murić 5 (1), Kelati 3 (1), Matczak 0.

Asseco: Garbacz 18 (4), Żołnierewicz 15 (1), Szubarga 13 (2), Put 2, Wyka 7 (1) oraz Witliński 14 (2), Ponitka 11, Szczotka 10, Jankowski 3 (1).

Widzów 2691.

Jak zapowiadał się pojedynek z Asseco? W radiu mogliśmy usłyszeć, że Stelmet Enea jest niczym rozpędzony pociąg TGV. Na klubowej stronie internetowej przeczytać, że mistrzów Polski czeka trudny mecz z rywalem, który dwa tygodnie wcześniej na wyjeździe rozprawił się z Anwilem Włocławek. Siać postrach miał zwłaszcza Cezary Garbacz, jeden z najlepiej rzucających za trzy punkty koszykarzy ekstraklasy. Ale nie zapominajmy, że zielonogórzanie, którzy niedawno zakończyli swoją przygodę w Lidze Mistrzów, są najpoważniejszym kandydatem do złota w krajowych rozgrywkach. I jeśli mieliby się obawiać przeciwnika z dolnej części tabeli, zbudowanego wyłącznie z Polaków, to coś byłoby nie tak.

ZOBACZ, CO DZIAŁO SIĘ NA TRYBUNACH PODCZAS MECZU [ZDJĘCIA]

Po króciutkiej przerwie do składu Stelmetu Enei znów wskoczył Łukasz Koszarek, którego zabrakło w czwartkowym (22 marca) spotkaniu z Legią Warszawa. Poprosił o moment wytchnienia, bo był podmęczony nie tyle fizycznie, ile psychicznie. Występy w ekstraklasie, Lidze Mistrzów, reprezentacji kraju - istny maraton. Kapitan wypoczął i wczoraj miał tak pokierować zespołem, by ten od pierwszych minut wszedł na wysokie obroty, nie przespał początku pojedynku i nie musiał chaotycznie gonić wyniku, łamiąc przygotowane przez trenera zagrywki. Co z tego wyszło?

Trzeba przyznać, że zaczęło się całkiem obiecująco. Po krótkim festiwalu rzutów za trzy z obu stron zielonogórzanie przejęli kontrolę i po trafieniu Przemysława Zamojskiego odskoczyli na 13:6. Niestety, szybko powróciły dawne demony i niespełna trzy minuty później było już 15:18, gdy akcją 2+1 popisał się Marcel Ponitka. Pierwszą kwartę wygraliśmy dzięki temu, że równo z syreną Thomas Kelati przymierzył za trzy.

W drugiej partii wciąż nie szło łatwo, ale mistrzowie Polski potrafili zbudować przewagę. W 19 min prowadzili 44:35, co było efektem głównie tego, że konsekwentnie dogrywali piłkę pod kosz do Adama Hrycaniuka albo Borisa Savovicia. Tylko co z tego, skoro tę solidną zaliczkę niemal w całości roztrwonili jeszcze przed przerwą... Tym razem na koniec kwarty za trzy machnął Mikołaj Witliński i zrobiło się 44:43.

Gdyby spojrzeć na statystyki na półmetku, to najbardziej martwiła niska skuteczność zielonogórzan w rzutach za trzy: 26,7 proc. (4/15) przy 46,7 (7/15) Asseco.

Po przerwie na parkiecie po raz pierwszy pojawił się Vladimir Dragicević, co zwiastowało poprawę gry Stelmetu Enei w ataku. Tak też się stało. Czarnogórzec skutecznie kończył swoje firmowe akcje, zablokował rzut Krzysztofa Szubargi, sprowokował niesportowy faul Ponitki... W 25 min mistrzowie Polski prowadzili 57:54. Ale to, co wyrabiali później, po prostu nie mieściło się w głowie. Drugą część kwarty przegrali aż 7:19.

- Zacznijcie grać! - wrzasnął ktoś z trybun, gdy Witliński trafił na 65:76. Ale zielonogórzanie nie byli w stanie się podnieść. 93 stracone punkty, 20 proc. (6/30) skuteczności rzutów za trzy, 9 spudłowanych wolnych, bezradność w obronie, niefrasobliwość w ataku - oto obraz koszykarzy trenera Andreja Urlepa. Czasami zaangażowanie i determinacja, wola walki i chęć zwycięstwa są cenniejsze niż doświadczenie i gwiazdorstwo, podlane zniechęceniem i brakiem motywacji. I chyba też brakiem świadomości, że kibiców trzeba szanować.

- Wstyd, kompromitacja, chcę przeprosić kibiców, że muszą oglądać taki Stelmet - mówił trener Urlep na konferencji prasowej.

Dodajmy, że mecz rozpoczął się minutą ciszy dla uczczenia pamięci Henryka Wardacha. Legenda polskiej koszykówki zmarła po długiej i ciężkiej chorobie, w wieku 54 lat.

Zobacz też: Rekord dla mistrza. Portret Kamila Stocha ułożony z ponad 4000 kostek Rubika

wideo: TVN24/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska