Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Straż miejska i policja nie pomogły rannemu mężczyźnie. Mundurowi mają swoją wersję

Krzysztof Korsak 95 722 57 72 [email protected]
Monika Błaszczyk z Gorzowa nie rozumie jak strażniczki i policja mogli odmówić pomocy rannemu
Monika Błaszczyk z Gorzowa nie rozumie jak strażniczki i policja mogli odmówić pomocy rannemu
W piątek o 23.29 napisała do nas Monika Błaszyk z Gorzowa. Opisała swoją sytuację sprzed godziny. Tłumaczyła, że strażniczki miejskie i policja nie chcieli pomóc umierającemu mężczyźnie.

Dodała, że policja zatrzymała jej znajomego Łukasza Kulbackiego, który pod wpływem emocji wyzwał strażniczki. Skontaktowaliśmy się z panią Moniką w sobotę. Potwierdziła swoje słowa telefonicznie. Skontaktowaliśmy się także z panem Łukaszem, który przedstawił taką samą wersję wydarzeń.

Czytaj też: - Strażniczki miejskie i policjanci nie chcieli pomóc umierającemu na ulicy człowiekowi! - zaalarmowali nas gorzowianie

Wszyscy wracali w piątek po 22.00 z imprezy Moto Racing Show. - Przed nami przewrócił się człowiek i uderzył głową w chodnik. Było słychać straszny huk, z głowy tryskała mu krew - opowiadali.

Pan Łukasz szybko wystukał na komórce 112. Niestety nie mógł się dodzwonić.

Postanowił pobiec do stojących kilkadziesiąt metrów dalej dwóch strażniczek miejskich. Kierowały ruchem. - Poprosiłem, żeby pomogły człowiekowi, bo umiera na ulicy. Odpowiedziały, że są zajęte. Poprosiłem o telefon na pogotowie. Usłyszałem, że mają inne zadania. Dodały, że jestem p... i żebym sobie poszedł, bo przeszkadzam. Wtedy się wkurzyłem i im odpowiedziałem: "Same jesteście p... Tam człowiek umiera, a wy mnie tu straszycie policją" - opowiadał nam w niedzielę pan Łukasz.

Dodał, że wrócił do krwawiącego. Do akcji ratunkowej włączył się jeszcze jeden mężczyzna. Zadzwonił po pogotowie. Zobaczyli przejeżdżający radiowóz. Zatrzymali go i poprosili o pomoc. - Policjanci powiedzieli, że przyjechali w innej sprawie i podjechali do strażniczek. Po chwili wrócili i odciągnęli Łukasza od rannego. Prosiłam, żeby pomogli, ale oni zabrali Łukasza na komendę wraz ze strażniczkami - opowiada pani Monika. Mówiła nam, że jako jedyna w tym dniu nie piła alkoholu. Pił jej mąż Jacek i pan Łukasz. Ten drugi miał 1,5 promila alkoholu we krwi. Zarzekał się, że mimo to nie czuł się pijany. I dodał: - Czyli jak jestem po alkoholu, to mam nie pomagać?

W czasie naszej rozmowy państwo Monika, Jacek i Łukasz rozpoznali mężczyznę, któremu pomogli. Był z psem na spacerze. To Jan Kwiatkowski. Pokazał nam ranę na głowie, uścisnął dłoń pana Łukasza i powiedział do niego: - Dziękuję z całego serca. Uratował mi pan życie. Ja jestem po dwóch zawałach, mam zapchane aorty. Gdyby nie pan, to pewnie byśmy dzisiaj nie rozmawiali - mówił w niedzielę. Zarzekał się, że w czasie upadku był trzeźwy, a policja z nim nie rozmawiała.

Czytaj też: Czy w Gorzowie są problemy z dodzwonieniem się na numer alarmowy?

Jeszcze w niedzielę zadzwoniliśmy do obu strażniczek. Tylko jedna z nich odebrała telefon. Komendant i zastępca straży miejskiej byli na urlopie. Jolanta Cieśla, rzeczniczka Urzędu Miasta powiedziała nam, że do strażniczek "podszedł jakiś człowiek i mówił im, żeby szły gdzieś tam, bo tam leży człowiek i krwawi" i że strażniczki zadzwoniły w tej sprawie na policję. Bo nie mogły odejść z miejsca, w którym miały postawione zadania. W poniedziałek Justyna Migdalska z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie tłumaczyła, że patrol został wezwany na interwencję, bo obrażono strażniczki miejskie. Na miejscu patrol rozeznał się w sytuacji, zatrzymał Łukasza Kulbackiego, podjechał do rannego człowieka i zadzwonił po pogotowie. - Ranny mężczyzna nie chciał pomocy. Mimo to policjanci oddali go pod opiekę karetki - tłumaczyła J. Migdalska.

Po naszym artykule internauci i Czytelnicy stanęli w większości po stronie trójki gorzowian. W odpowiedzi jedna ze strażniczek powiedziała tylko, że pan Łukasz Kulbacki "ma bujną wyobraźnię" i "ma nadzieję, że kamery pokażą, jak było naprawdę".

We wtorek stanowisko zajął także Sławomir Konieczny, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie. Tłumaczył, że na miejscu policjanci starali się realnie ocenić sytuację. - Zostali wezwani na interwencję związaną ze znieważeniem strażniczek i dopiero po przybyciu przedstawiono im dalsze argumenty. Z jednej strony mieli obowiązek zatrzymania sprawcy, a z drugiej powiadomili o rannej osobie dyżurnego - wyjaśniał nam we wtorek. Dodał, że policjanci powinni podjąć natychmiastowe czynności, gdyby mężczyzna był nieprzytomny i nie oddychał. Tymczasem po naszym sygnale sprawą zainteresowała się prokuratura. Agnieszka Hornicka-Mielcarek, zastępca prokuratora rejonowego w Gorzowie, mówi, że zaszło "podejrzenie popełnienia przestępstwa" i prokuratura będzie prowadzić "postępowanie sprawdzające".

Dopiero w środę swoje stanowisko przysłał Andrzej Jasiński, zastępca komendanta straży miejskiej. Tłumaczył, że policja wyznaczyła strażniczki do kierowania ruchem. - Około 22.05 do strażniczek podszedł młody mężczyzna i powiedział: "idźcie tam, bo się biją i jest krew", i wskazał na ulicę Młyńską. Na ulicy Młyńskiej w zasięgu swojego wzroku strażniczki nie stwierdziły żadnego zdarzenia, ani osoby potrzebującej pomocy. Strażniczki od razu poinformowały policjantów o bójce, a ci stwierdzili, że na miejsce przyjedzie patrol policji. - W tym czasie mężczyzna zaczął głośno krzyczeć: "od tego jesteście suki, żeby tam iść", "k..., jestem studentem prawa i wiem, co macie robić szmaty". Na prośbę strażniczki, aby się uspokoił odpowiedział: "Bo co mi k... zrobisz, wlepisz mi mandat, mam to w d...". Po około dwóch minutach przyjechał patrol policji. Wspólnie z jedną ze strażniczek sprawdzili ul. Młyńską. - Zobaczyli tam pijanego mężczyznę z zakrwawioną głową - mówił Jasiński. Policjanci wezwali policję. Jasiński tłumaczy, że strażniczki powinny ruszyć do pomocy, jeżeli Łukasz Kulbacki powiedziałby do nich, że przy ul. Młyńskiej leży człowiek i potrzebuje pomocy, a według jego ustaleń nie było takiego komunikatu.

Także w środę o 18.56 otrzymaliśmy zdanie policji: "Troska o zdrowie i życie ludzkie jest dla policjantów wartością nadrzędną. Nie możemy się w związku z tym godzić na tak nieuprawnione i nieobiektywne dla nas opinie. Poczynione do chwili obecnej ustalenia wskazują, że interwencja miała następujący przebieg. Policjanci o 22.18 wezwani zostali telefonicznie na interwencję przez funkcjonariuszki straży miejskiej, które zgłosiły przypadek ich znieważenia. Około trzech minut później patrol policji był już na miejscu interwencji. (...) Mężczyzna z raną głowy przez cały czas trwania interwencji był przytomny. Z relacji świadków wynika, że nie leżał - chodził i machał rękoma. Cała sytuacja trwała około dwóch minut. W tym czasie na miejsce dotarła karetka pogotowia i wskazany mężczyzna przewieziony został do szpitala. Policjanci zostali na miejscu interwencji i zatrzymali sprawcę znieważenia. Mężczyzna, z urazem głowy, przewieziony karetką pogotowia do szpitala, był agresywny. O 23.14 obsługa izby przyjęć gorzowskiego szpitala telefonicznie prosiła o pomoc policję, gdyż pacjent się awanturował. Po przyjeździe policjantów do szpitala, w dalszym ciągu nie chciał się uspokoić. Na prośbę pracowników izby przyjęć, po opatrzeniu rany głowy, mężczyzna przewieziony został do miejskiej izby wytrzeźwień. Uraz głowy nie stanowił zagrożenia dla jego życia. W izbie wytrzeźwień, z powodu wypitej wcześniej znacznej ilości alkoholu, nie potrafił samodzielnie dmuchnąć w alkomat. Przeprowadzenie badania stanu trzeźwości było możliwe dopiero następnego dnia o 12.00. Wówczas mężczyzna miał jeszcze ponad 1 promil alkoholu w wydychanym powietrzu...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska