Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Święto Niepodległości: Nie wstydźmy się naszej flagi i godła

Dariusz Chajewski 68 324 88 79 [email protected]
Z lewej orzeł uwieczniony na denarze Bolesława Chrobrego. Z prawej godło obowiązujące przez pierwsze dziewięć lat niepodległości.
Z lewej orzeł uwieczniony na denarze Bolesława Chrobrego. Z prawej godło obowiązujące przez pierwsze dziewięć lat niepodległości.
- Ta rocznica jest traktowana jako święto medialne, a jednocześnie - a może raczej z tego powodu - używa się jej do osiągania bieżących celów politycznych - mówi historyk Wojciech Strzyżewski o Święcie Niepodległości.

Włodzimierz Bogucki, szef Lubuskiej Rodziny Katyńskiej, z uporem - jak komentują złośliwcy - godnym lepszej sprawy wiesza na Pomniku Bohaterów orła w koronie. Mówi, że nie może znieść wykutej w kamieniu tylko jednej wersji historycznych wydarzeń.
- Czuję, że jestem winny to minionym pokoleniom i historii - przekonuje ten Kresowiak ze Stanisławowa, z krewnymi, którzy ginęli w katyńskim lesie, jeden z liderów zielonogórskiej Solidarności, internowany... Obserwując to, co dzieje się dziś nie tylko z symbolami, ale także historycznymi faktami, tylko kręci głową. Nie z politowaniem. Z żałością.

- Trwa handel naszymi tradycjami, dziejami, szafowanie symbolami - uważa. - I wie pan, co jest najgorsze, przekłamuje się historię, którą wszyscy pamiętamy. Nie coś, co spowijają mroki średniowiecza, ale historię najnowszą. To pokazuje, że tak naprawdę niewiele ona jest dla nas warta. Weźmy nasze środowisko kombatanckie. Ci, którzy ginęli pod Lenino, są mniej warci od tych, którzy walczyli pod Monte Cassino. Żołnierze wyklęci? Kolejna karta wymazywana przez lata. Tu łatka komucha, tam łatka bandyty... A powinniśmy czcić naszych patriotów niezależnie od tego, z której strony szli, pod jakim sztandarem walczyli. Ta manipulacja aż boli. Dlatego założyłem stowarzyszenie, które walczy o pamięć o generale Sikorskim. Gdyby zginął lecąc nad Rosją, byłby symbolem równym Piłsudskiemu. Dziś jego tragedia i prawdziwa tajemnica zostały całkowicie przykryte katastrofą smoleńską. Dlaczego? Bo ta katastrofa lepiej wpisuje się w kontekst politycznej walki.

Historyk prof. Strzyżewski zdecydowanie nie należy do generacji Boguckiego. Jego specjalność to heraldyka. Nauka pomocnicza historii, w której nie da się za wiele manipulować, choć oczywiście trwają spory co do detali. Na przykład, czy na denarze Bolesława Chrobrego, podobno pierwszym przedstawieniu naszego herbu, widzimy pawia, gołębia czy może jednak orła...
- Zdecydowanie orła, tylko wówczas nie były jeszcze określone reguły heraldyczne - śmieje się profesor i zastrzega, że o tym nie decyduje broń Boże jego szowinistyczny stosunek do narodowych symboli. Uwielbia historyczne spory i dysputy, bo to sól tej nauki. Nie cierpi natomiast frymarczenia dziejami. Także przy okazji 11 listopada.
- Ta rocznica jest dziś traktowana jak święto medialne, a jednocześnie - a może raczej z tego powodu - używana do osiągania bieżących celów politycznych - dodaje Strzyżewski. - Pielęgnowane są ówczesne podziały polityczne, które dla większości społeczeństwa nie mają już znaczenia. Bo czym jest kult Dmowskiego, ideały endecji, co młodzi wiedzą o hasłach piłsudczyków? To po części wina rządzących, którzy przez dziesiątki lat nie wypracowali modelu świętowania i dopuścili do tego, że z rocznic, historii wyjmuje się tylko elementy, które są nam potrzebne, eksponowane są pojedyncze fakty wyszukane w internecie. Takimi wyjętymi z kontekstu cegiełkami znacznie łatwiej manipulować. Wszyscy jesteśmy historykami, jak lekarzami czy trenerami piłkarskimi.

Strzyżewski od lat walczy nie tylko o to, abyśmy nie wstydzili się naszej flagi, godła. Prostuje błędy popełniane przez tych, którzy z historii i narodowych symboli uczynili instrument walki z oponentami. Jakieś dwa lata temu prezydent wygłosił apel, abyśmy z okazji Święta Niepodległości przypięli kotyliony. Efekt był taki, że notable, goście, osoby medialne wystąpili dumnie prężąc piersi z barwami... Indonezji. Bo polski narodowy kotylion to szeroka czerwona wstążka i wąska biała, czyli czerwień na zewnątrz i biel wewnątrz, a nie odwrotnie.
Słysząc opowieści o zawłaszczaniu historii najnowszej, o jej wykorzystywaniu do celów propagandowych, regionalista Maciej Boryna ze Szprotawy uśmiecha się pod nosem. I dodaje, że robimy to nie tylko dla bieżących korzyści politycznych.
- Gdy zacząłem się interesować Wałami Śląskimi, były one oczywiście znane jako... Wały Chrobrego - wspomina Boryna. - O ile lepiej ta nazwa brzmiała w naszych uszach... Wielu moich adwersarzy słysząc, że uważam, iż nie są to prastare, piastowskie obwarowania mające strzec nas przed niemiecką nawałnicą, lecz nowsze budowle celne, poczuło się dotkniętych nie tylko w dumie znawców tematu, ale patriotów. Stwierdzono, że nie należę do grona tych ostatnich. Jednocześnie w podręcznikach historii zarzucaliśmy Niemcom, że w imię politycznych interesów manipulowali przeszłością tych ziem.

Janusz Niemiec z Mirocina jest synem Żubryda, jednej z najbardziej znanych postaci antykomunistycznego podziemia tuż po II wojnie światowej. Kim był jego ojciec, zaczął dociekać dopiero po obejrzeniu "Ogniomistrza Kalenia" i przeczytaniu "Łun w Bieszczadach". Tam Żubryd był tym złym. Ale w ostatnich latach zaczęto o nim pisać jako o patriocie zwalczającym komunę.
- Gdy jednak zaczęliśmy się przymierzać do upamiętnienia ojca w rodzinnych stronach, podniosły się głosy, że to skandal, że chcemy na piedestały podnosić pospolitego bandytę. Historia to historia, a propaganda powinna zostać propagandą - stwierdza pan Janusz. Dopiero jego syn wrócił do nazwiska dziadka.
Podobne przejścia ma senator Stanisław Iwan. Gdy przysłuchiwał się dyskusjom na temat nadania zielonogórskiemu rondu imienia rotmistrza Pileckiego, usłyszał, że ten był bandytą, że mordował Polaków. A przecież według obowiązującej wersji historii, która zastąpiła tę "komunistyczną", rotmistrz Pilecki bohaterem był.
- I moim dziadkiem... - powiedział senator na sesji.
Dziś zwolennicy różnych wersji dziejów walczą o każdą ulicę i każde rondo. Do nazwania. A Bogucki kolejny raz powtarza, że najgorsze są kłamstwa na temat wydarzeń, które ludzie pamiętają.
- Patriotą byłem w 1937 roku, gdy jako harcerz przysięgałem, że będę wszystko robił dla dobra mojej ojczyzny - mówi Bogucki. - I dla mnie jeszcze dziś nie są to puste słowa. Myślę, że moim życiem udowodniłem, że nie były to puste hasła. Dziś słyszę te same słowa klepane jak dziecięcą wyliczankę. Patriotyzmu i historii uczyłem moje dzieci, które są 60-latkami, i wnuki, które przekroczyły trzydziestkę. Tymczasem różni ludzie wycierający sobie gęby historią, symbolami na politycznych wiecach i sportowych hucpach, podważają moje słowa. Poddają w wątpliwość definicję patriotyzmu, którą przekazali mi dziadkowie, którzy pamiętali jeszcze powstańcze zrywy. Czy to oni nie wiedzieli nic o patriotyzmie?

Boguckiemu pocą się oczy. Podobnie jak innym kombatantom, którzy opowiadają, co czuli, widząc biało-czerwoną w Sielcach nad Oką czy powiewającą u stóp Monte Cassino.
- 11 listopada najważniejsza powinna być właśnie flaga, narodowe barwy bardziej niż postać Piłsudskiego przemawiają do młodego pokolenia, integrują. Wystarczy spojrzeć na imprezy sportowe - wskazuje prof. Strzyżewski. - Umówmy się, rozważanie, czy 11 listopada to data najważniejsza w historii Polski, to trochę jak prowadzenie dyskusji nad wyższością Bożego Narodzenia nad Wielkanocą. Z punktu widzenia obchodów narodowego święta - wiem, to brzmi dziwnie w ustach historyka - stosowniejszy byłby 3 maja. Kwestia aury. Wiosna kojarzy się nam z czymś radosnym, wesołym. Jak tu się cieszyć, gdy za oknem mamy to, co mamy...? Ale już poważnie. W maju 1791 Polacy stworzyli akt prawny o fundamentalnym znaczeniu. 11 listopada 1918, odzyskanie niepodległości, to oczywiście niezwykle ważna data, ale tak naprawdę to wybicie się na niepodległość nie zależało od nas. Dla jednych 1918 to Piłsudski, legiony, Paderewski, a dla innych powstanie wielkopolskie lub Dmowski.

Cudzoziemcy zarzucają nam zbytnie przywiązanie do przeszłości oraz skłonność do rozdrapywania ran. I do perfekcji opanowanie sztuki wyciągania faktów historycznych jak królika z kapelusza, zawłaszczanie pewnych rocznic i wydarzeń. Spoglądamy na historię z bardzo krótkiej perspektywy, która nawet w kontekście dziejów polskiej państwowości jest ledwie mgnieniem oka. Już starożytni mówili, że historia powinna być wskazówką, podpowiedzią, czego starać się unikać, a co warte jest powielenia. A u nas? W tym roku znów w przygotowaniach do Święta Niepodległości nie ma dumy, radości, jest tylko przewidywanie rozmiarów strat spowodowanych przez rozmaitych manifestantów. Przygotowania do konfrontacji i oczekiwanie na kilka wersji ostatecznej prawdy.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska