Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szkoły w Rybakach nigdy nie oddamy

Michał Szczęch
Spotkanie zorganizowane w szkole w Rybakach przez Dorotę Bąkowską było doskonałą okazją do wspomnień.
Spotkanie zorganizowane w szkole w Rybakach przez Dorotę Bąkowską było doskonałą okazją do wspomnień. Michał Szczęch
- Bez szkoły nie ma życia na wsi - uważa Dorota Bąkowska. Wie, co mówi, jest przecież wicedyrektorką szkoły w Maszewie, której podstawówka w Rybakach jest filią. To cud, że podstawówka w Rybakach istnieje.

W Rybakach wiele razy próbowano szkołę zlikwidować, pierwszy raz pod koniec lat 70. Przyjechali wtedy panowie z inspektoratu. Gdy powiedzieli, że szkoły w Rybakach nie będzie, rodzice postawili weto. Później niemal co roku dochodziło do próby likwidacji i za każdym razem wieś stawiała opór. - Myśmy tę szkołę budowali dla swoich dzieci i wnuków! - krzyczeli rodzice.

Krzyczała tak chociażby Henryka Korczak, która nigdy nie pozwoliłaby na zamknięcie szkoły w Rybakach, bo ona do podstawówki w sąsiedniej wsi chodziła piechotą, czego dziś nie życzyłaby żadnemu dziecku. - Chodziłam cztery kilometry z Rybaków do Maszewa. Gdy przyjechaliśmy tu po wojnie, w 1946 roku, we wsi brakowało nawet rowerów. Co dopiero mówić o samochodzie. Dyrektorką szkoły w Maszewie była Jadwiga Smalec, która wróciła z Sybiru i miała strasznie odmrożone ręce. Jak przychodziliśmy na lekcje zmarznięci, brała nas do kuchni, napełniała ogromną michę wodą i grzaliśmy w tej wodzie dłonie. Takie były warunki. Brat mój o 10 lat młodszy miał więcej szczęścia. Załapał się już na szkołę w Rybakach. Stanęła w 1954 roku.

Na Rybaki załapała się też Marianna Bąba. - Wcześniej kilka klas zrobiłam w Maszewie. Zaraz po wojnie klasy w szkołach były łączone, dlatego w czwartej w Maszewie było nas ze czterdziestu - wspomina pani Bąba. - Taki pokój żeśmy mieli, bez ogrzewania, tylko z piecem kaflowym. Zimą wchodziliśmy na ławki i tak się do tego pieca tuliliśmy, że w końcu się zawalił.

Co prawda w Rybakach lepszego niż w Maszewie ogrzewania nie było. Dopiero u progu lat 90. zrobili centralne. Ale, zdaniem pani Bąby, to wcale nie takie istotne. - Szkoła we wsi jest ważna, bo jest jak dom kultury - twierdzi.

Do klasy z Marianną Bąbą chodziła Rozalia Komar. Siedziały w jednej ławce, gdy uczniów przenieśli z Maszewa do Rybaków. Nie miała wielkiego wyboru. - Do ostatniej klasy chodziło nas tylko troje. Ja, Marianna i August Komar, za którego po latach wyszłam za mąż.
Z biegiem lat w Rybakach rodziły się dzieci, przybywało mieszkańców. Tym samym przybywało też uczniów. Szkoła pękała w szwach. Rozbudowy w latach 60. podjęli się rodzice.

- Cegły zwoziliśmy z całej okolicy. Zaangażowanie do pozazdroszczenia - wspomina Henryka Korczak. Aż trudno uwierzyć, że to zaangażowanie po latach poszło w zapomnienie. Skończyły się inwestycje w Rybakach, szkoła zaczęła niszczeć i bardzo możliwe, że dziś już by jej nie było, gdyby nie nadeszła pomoc z kraju słynącego z tulipanów.

O tej historii, o wsparciu z Holandii, nasi Czytelnicy przeczytają w najbliższym, weekendowym wydaniu ,,Gazety Lubuskiej", dokładnie w ,,Tygodniku Gubin Krosno".

Zobacz też: IKEA wprowadza nowy system mebli kuchennych (ZDJĘCIA)

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska