W Rybakach wiele razy próbowano szkołę zlikwidować, pierwszy raz pod koniec lat 70. Przyjechali wtedy panowie z inspektoratu. Gdy powiedzieli, że szkoły w Rybakach nie będzie, rodzice postawili weto. Później niemal co roku dochodziło do próby likwidacji i za każdym razem wieś stawiała opór. - Myśmy tę szkołę budowali dla swoich dzieci i wnuków! - krzyczeli rodzice.
Krzyczała tak chociażby Henryka Korczak, która nigdy nie pozwoliłaby na zamknięcie szkoły w Rybakach, bo ona do podstawówki w sąsiedniej wsi chodziła piechotą, czego dziś nie życzyłaby żadnemu dziecku. - Chodziłam cztery kilometry z Rybaków do Maszewa. Gdy przyjechaliśmy tu po wojnie, w 1946 roku, we wsi brakowało nawet rowerów. Co dopiero mówić o samochodzie. Dyrektorką szkoły w Maszewie była Jadwiga Smalec, która wróciła z Sybiru i miała strasznie odmrożone ręce. Jak przychodziliśmy na lekcje zmarznięci, brała nas do kuchni, napełniała ogromną michę wodą i grzaliśmy w tej wodzie dłonie. Takie były warunki. Brat mój o 10 lat młodszy miał więcej szczęścia. Załapał się już na szkołę w Rybakach. Stanęła w 1954 roku.
Na Rybaki załapała się też Marianna Bąba. - Wcześniej kilka klas zrobiłam w Maszewie. Zaraz po wojnie klasy w szkołach były łączone, dlatego w czwartej w Maszewie było nas ze czterdziestu - wspomina pani Bąba. - Taki pokój żeśmy mieli, bez ogrzewania, tylko z piecem kaflowym. Zimą wchodziliśmy na ławki i tak się do tego pieca tuliliśmy, że w końcu się zawalił.
Co prawda w Rybakach lepszego niż w Maszewie ogrzewania nie było. Dopiero u progu lat 90. zrobili centralne. Ale, zdaniem pani Bąby, to wcale nie takie istotne. - Szkoła we wsi jest ważna, bo jest jak dom kultury - twierdzi.
Do klasy z Marianną Bąbą chodziła Rozalia Komar. Siedziały w jednej ławce, gdy uczniów przenieśli z Maszewa do Rybaków. Nie miała wielkiego wyboru. - Do ostatniej klasy chodziło nas tylko troje. Ja, Marianna i August Komar, za którego po latach wyszłam za mąż.
Z biegiem lat w Rybakach rodziły się dzieci, przybywało mieszkańców. Tym samym przybywało też uczniów. Szkoła pękała w szwach. Rozbudowy w latach 60. podjęli się rodzice.
- Cegły zwoziliśmy z całej okolicy. Zaangażowanie do pozazdroszczenia - wspomina Henryka Korczak. Aż trudno uwierzyć, że to zaangażowanie po latach poszło w zapomnienie. Skończyły się inwestycje w Rybakach, szkoła zaczęła niszczeć i bardzo możliwe, że dziś już by jej nie było, gdyby nie nadeszła pomoc z kraju słynącego z tulipanów.
O tej historii, o wsparciu z Holandii, nasi Czytelnicy przeczytają w najbliższym, weekendowym wydaniu ,,Gazety Lubuskiej", dokładnie w ,,Tygodniku Gubin Krosno".
Zobacz też: IKEA wprowadza nowy system mebli kuchennych (ZDJĘCIA)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?