Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uratował dziecko

Eugeniusz Kurzawa
Komendant powiatowy OSP postanowił zgłosić Waldemara Królika do tytułu Wielkopolski Strażak Roku, starosta Andrzej Wilkoński podarował obraz olejny, a burmistrz Leszek Leśny - drogi zegarek
Komendant powiatowy OSP postanowił zgłosić Waldemara Królika do tytułu Wielkopolski Strażak Roku, starosta Andrzej Wilkoński podarował obraz olejny, a burmistrz Leszek Leśny - drogi zegarek fot. Paweł Janczaruk
Strażak Waldemar Królik z OSP w Chrośnicy dostał nagrody za wyniesienie z ognia 13-letniej Magdy.

- Jak tak stałem na galowo przed radą miejską, cały spocony z wrażenia, to zrozumiałem do czego człowiek ma ten rowek z tyłu… - żartuje rolnik z Chrośnicy, który uratował dziewczynkę z pożaru. W straży jest od 25 lat, całe dorosłe życie. To tradycja rodzinna. Pan Waldemar opowiada, że w domu ma zebranie weteranów OSP. Jego ojca Zenona Królika odwiedził bowiem Walerian Szott, ongiś gospodarz remizy.

- Pod tę strażnicę, co teraz stoi, fundamenty kopaliśmy w 1953 roku - podpowiada W. Szott. - A cegłę na nią woziliśmy z rozbiórki spod Trzciela - uzupełnia Z. Królik. Podstawy straży weterani stworzyli solidne, gdyż OSP należy do najlepszych w gminie. Na stanie są dwa pojazdy, w tym 35-letnia "babcia", jak mówią na starego stara. Obok straży w Zbąszyniu tylko OSP Chrośnica należy do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego.

- Gdy wtedy, w grudniu, poszedł sygnał, w pięć minut byliśmy przy pożarze - wspomina W. Królik, który jest zastępcą naczelnika OSP. Pożar był blisko, w Chrośnicy. Palił się budynek zamieszkały przez dwie rodziny, należący do PKP.

- Podjechaliśmy na 10 m do tej pani, która stała przed domem z trójką dzieci i krzyczała, że na górze została najstarsza córka. Ja wyskoczyłem najbliżej niej. Ruszyłem do domu, żeby dostać się na strych, a tu palą się drewniane schody. Byłem bez maski, bo prosto z samochodu, ale nawet z maską nie miałem szans. Więc obiegłem dom dookoła. Widzę - leży drabina. Podstawiłem pod okno i dawaj walić kijem, żeby wytłuc szyby. Kij się złamał, więc wybijałem rękami. Wpadłem w jakiś taki szał, żeby koniecznie dostać się do tego dziecka, że nawet nie wiedziałem, iż ręce poraniłem szkłem, choć byłem w rękawicach. Ze środka buchnęło ciepło i dym. Jeszcze się nie paliło, ale dach z drewna, kryty papą lada chwila mógł się zająć. Wszedłem do pokoju, krzyczę, bo ciemno, prądu nie ma, dziecka nie widać. Wreszcie się podczołgała. Wziąłem ją i na drabinę.

W. Królik mówi dziś, iż niewiele z tego pamięta. Nawet imię dziewczynki Magda, poznał dopiero potem. Chyba mu dziękowała już wtedy, gdy ją znosił po drabinie. Oboje od razu wzięło pogotowie, ale jego po godzinie zwolnili. To było 21 grudnia. A we wtorek spadły na druha Waldemara liczne zaszczyty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska