W ostatnią sobotę odwiedziliśmy rezerwat "Torfowisko pod Zieleńcem". Dojechać tu można z dwóch kierunków - bezpośrednio z Zieleńca skręcając w lewo tuż za tą miejscowością lub z dołu, czyli od Dusznik Zdroju.
Samochód zostawiamy na niewielkim parkingu, tuż przy potoku Bystrzyca Dusznicka. Stamtąd, w górę poprowadzą nas drogowskazy - szlak zielony lub niebieski, rowerowy.
Pokonujemy niewielki wzniesienie. Lekka zadyszka mija po kilkunastu minutach, zwłaszcza, że jesteśmy już na wzniesieniu i dalej będziemy się poruszać po płaskim terenie. Korony drzew jak pajęcze sieci dotykają jedna drugiej. Silne świerki przeplatają się z silnymi bukami.
Na uroczysku
Martwe, poległe drzewo w zielonym, żywym mchu.
(fot. fot. Maciej Wilczek)
Tablica przy ścieżce przyrodniczej informuje nas, że jesteśmy w miejscu reliktu zlodowacenia sprzed ponad 7500 lat, a miejsce to należy do wyjątkowych w całej Europie. Jeśli ktoś, choćby na filmie, widział tundrę lub tajgę to torfowisko pod Zieleńcem właśnie taki krajobraz przypomina. Skala oczywiście znacznie mniejsza.
Nagle znajdujemy się w świecie pełnym karłowatej brzozy, kosodrzewiny, borówki bagiennej, żurawiny wśród wełniaków licznych stanowisk rosiczki. Tu świat jest jednak rozśpiewany wiosennym ptactwem. Niewielkie polodowcowe jeziorka, brunatna woda, ale krystalicznie czysta (tablice informują, że zdatna do picia). O tej porze roku silna, jasna zieleń świerków i odległej, budzącej się do życia buczyny poraża wzrok.
W XVIII i XIX wieku wydobywano tu torf, postawiono groblę oraz wybudowano rów odprowadzający wodę. W 1919 roku Niemcy jednak zrezygnowali z eksploatacji torfu i utworzyli rezerwat przyrody. Już wtedy powstały tu pierwsze pomosty oraz wieże widokowe. Obecnie trasa cała jest dość szczegółowo opisana (informacje dotyczące historii torfowiska zaczerpnąłem właśnie z owych tablic).
Tak głębokie, że przerażające
Korzenie na torfowisku. Znak czasu.
(fot. fot. Maciej Wilczek)
W niektórych miejscach torfowisko ma nawet 10-15 metrów głębokości. Legendy mówią o zatopionej bursztynowej komnacie. Podobno też właśnie tu rozbił się samolot, którym z Festung Breslau uciekał Hans Frank.
Idziemy drewnianymi pomostami, gdzieniegdzie mkną pierwsze jaszczurki. Bagna utrzymują się w słomkowej tonacji - wiosna dopiero lekko zaznacza swoją obecność. Śniegi ledwie co zniknęły, choć w zakamarkach, wśród zwalonych drzew jeszcze bielą się resztki zmarzliny.
Dochodzimy do wieży widokowej o zapachu świeżego drewna. Zimny, momentami wręcz lodowaty wiatr zmusza do założenia wełnianej czapki. Z wieży roztacza się widok niezwykły. Tak wyobrażaliśmy sobie daleką północ, surową, nie zawsze przyjazną człowiekowi. Nagle myśl, ale do cholery z tą przyrodą można sobie poradzić.
O ileż gorzej z tym co nas otacza na co dzień - ta ludzka bezduszna, bezinteresowna nienawiść przelewająca się ulicami miast, wypływająca z telewizora głupota, ludzka bezmyślność męcząca w każdym miejscu na ziemi. A tu jesteśmy sami z tym co silne i zdrowe, choć czasem niebezpieczne. Ale to coś przynajmniej stawia uczciwe warunki. Daje szansę na przetrwanie.
Spędzamy na topielisku dobre dwie godziny. Można iść dalej, do Polanicy Zdroju - ok. 3,5 godziny marszu. Zielony szlak wije się zachęcająco podmokłym, tajemniczym i radosnym lasem...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?