- Aż żal się robi, gdy widzimy ile tych warzyw ląduje w szkolnych śmietnikach - o programie "Owoce w szkole" mówi anonimowo nauczycielka jednej z podstawówek w okolicy Strzelec Kraj. A program ten miał zrobić dużo dobrego dla dzieci. Z jednej strony mamy w szkolnych sklepikach mnóstwo kolorowych, niezdrowych przekąsek, które uczniowie wykupują na przerwach. Z drugiej strony tysiące uczniów nie przynosi ze sobą z domu nawet drugiego śniadania. Korzystają z rządowego dożywiania, i często ten obiad w szkolnej stołówce to jedyny porządny posiłek, jaki jedzą w ciągu dnia.
Taki program jak "Owoce w szkole" (dla uczniów klas I-III) miał być idealną propozycją i dla tych, którzy kupują na przerwach chipsy, jak i dla tych, którzy w ogóle jedzenia mają za mało. Miało tak być, ale - od 2009 r. odkąd program działa - pisaliśmy o jego wadach już nie raz. A to o śmierdzących, nieświeżych ogórkach, które trafiały do dzieci. A to o porcjach starych, wyschniętych warzyw, które uczniowie przynosili do domów ze szkoły. I dziś, po trzech latach, są już szkoły, które nie chcą dłużej być w tym programie.
Więcej o tej sprawie przeczytasz w czwartek (24 października) w papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej"
Kup aktualne wydanie "Gazety Lubuskiej" w wersji elektronicznej. Wyślij SMS o treści EGL na numer 72466 (koszt SMS-a to 2,46 zł). Otrzymany kod aktywuj na stronie **
www.e-lubuska.pl**
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?