[galeria_glowna]
W piątek w tej sprawie interweniowaliśmy w straży pożarnej, która przysłała nad rzekę ekipę z łodzią ratunkową i zadbała o nadzór nad akcją Powiatowego Inspektoratu Weterynarii. Byliśmy na miejscu. Młody łabędź pływał w towarzystwie rodziców i dwóch braci. Ptaki przyzwyczajone do pana Kazimierza ufnie podpływały do brzegu. Ale gdy tylko widziały długi kij z pętlą na końcu (chwytak do łapania kotów i psów) wycofywały się z sykiem. Na nic zdały się próby oddzielenia chorego od rodziny, zarzucanie siatki z łodzi i z brzegu. Ptaki ciągle wodziły strażaków za nos. Po dwóch godzinach akcję przerwano.
- Zamęczymy je. Tak się nie da - rozłożył bezradnie ręce Wojciech Łysakowski z inspektoratu weterynarii.
Szef firmy zajmującej się wyłapywaniem dzikich zwierząt, którego W. Łysakowski poprosił o pomoc, też rozłożył ręce. - Łapanie łabędzi w wodzie, to jak łapanie psa na łące. Po prostu niemożliwe - powiedział.
Najpewniej akcja ratowania łabędzie będzie się jeszcze dziś. - Możemy czekać, ważne, żeby poszło sprawnie - cieszył się wczoraj K. Drabik.
Więcej przeczytasz w jutrzejszym wydaniu "Gazety Lubuskiej".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?