Kolejki przed Powiatowym Urzędem Pracy przy ul. Walczaka to w ostatnich miesiącach już normalka. Średnio przychodzi tu 400 osób dziennie. - Zwalniają z zakładów, niestety. To i coraz więcej bezrobotnych - wzrusza ramionami pani Helena. Ona bez pracy jest od połowy miesiąca. - Pracowałam w monitorach. Nie przedłużyli umowy i teraz tu stoję - opowiada. Do pośredniaka wybrała się już przed 7.00. Urząd otwierają o 7.30. - Wezmę numerek i pędzę do domu. Obudzę dzieci, zawiozę do mamy i wracam z powrotem - tłumaczy gorzowianka.
Marzną pod drzwiami
Kobieta jest zła, że musi tu przyjeżdżać. - Jakby nie można było wszystkiego załatwić jednego dnia. Przecież, jak nie mam pracy, to nie stać mnie na opiekunkę dla dzieci - kręci głową. Wczoraj musiała się zgłosić po ofertę pracy.
- Ale ofert też nie ma - mówi pan Krzysztof. Bez pracy jest od trzech miesięcy. - A jak są, to nieaktualne. Człowiek leci do zakładu chyba tylko po to, żeby podbić pieczątkę - wtrąca inny mężczyzna.
Ludzie denerwują się też, że numerki są wydawane tylko po jednym. - Przecież nie będziemy całą rodzina stać od 6.00 rano, żeby się dostać do urzędu - irytuje się młoda kobieta. Nic to nie daje. Urzędniczka, która wydaje numerki twardo stoi przy swoim. - Może pani iść na skargę do dyrektora. To jego zarządzenie - tłumaczy.
Ale nie wszyscy się denerwują. - Jak już zaczyna się obsługa, to nawet to sprawnie idzie. Szkoda tylko, że wcześniej godzinę trzeba marznąć pod drzwiami - wzdycha starszy pan. - I nie wszystkie urzędniczki są przyjemne. Zależy, na kogo się trafi. Ja miałem tę nieprzyjemność, że ganiałem od pokoju do pokoju, bo mnie ta pani tam wysyłała, a na końcu jeszcze na mnie fuknęła - opowiada gorzowianin Mateusz. Pracy nie ma od trzech miesięcy, to i co jakiś czas musi przychodzić do pośredniaka.
Cyrk z numerkami
O bolączkach bezrobotnych opowiedzieliśmy dyrektorowi PUP-u. - Kolejki są, bo niestety przybywa ludzi bez pracy. Na razie nie ma szans na zatrudnienie nowych osób do ich obsługi. A innych pracowników, ani siebie nie mogę tam posadzić, bo na to nie pozwalają przepisy - tłumaczy Krzysztof Hurka, dyrektor gorzowskiego pośredniaka.
K. Hurka wyjaśnia też dlaczego bezrobotni muszą przychodzić kilka razy do pośredniaka. Bo osoba, która się zarejestruje jako bezrobotna, zgodnie z prawem musi w ciągu siedmiu dni dostać choćby jedno skierowanie do pracy. A jeśli nie uda się jej dostać etatu w wyznaczonym miejscu, dopiero wtedy nabywa prawo do zasiłku. - Fakt, że część ofert, które dajemy, są czasem nieaktualne. Ale to nie nasza wina. Pracodawcy czasem zdążą zatrudnić kogoś innego, zanim dana osoba dotrze do niego - przyznaje K. Hurka.
Przyznaje też, że zarządził wydawanie tylko po jednym numerku na osobę. Żeby ukrócić handel nimi. A co do otwierania wcześniej drzwi, żeby bezrobotni nie marzli pod budynkiem? - Nie ma szans. Przede wszystkim dlatego, że wtedy dopiero zrobiłby się cyrk z numerkami, bo każdy brałby ich ile by chciał. A poza tym poczekalnia jest na zaledwie 40 osób. To gdzie pomieściłyby się te setki ludzi? - pyta retorycznie dyr. Hurka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?