Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W gorzowskim szpitalu leczą nawet na korytarzu

Anna Rimke 0 95 722 57 72 [email protected]
Wczoraj na oddziale dziecięcym malutki chłopczyk z zapaleniem płuc leżał na korytarzu. Jego mama nie zgodziła się na nazwisko ani ujawnienie twarzy.
Wczoraj na oddziale dziecięcym malutki chłopczyk z zapaleniem płuc leżał na korytarzu. Jego mama nie zgodziła się na nazwisko ani ujawnienie twarzy. fot. Aleksander Majdański
- Co mam zrobić z dzieckiem, które czeka na przyjęcie do szpitala? - pyta jego dyrektor Andrzej Szmit. Na oddziale dziecięcym w weekend maluchy leżały nawet w... kuchni.

Wczoraj na oddziale nerwy puszczały przede wszystkim rodzicom. - Dopiero co nasze dzieci były w tak poważnym stanie, że musiały być na osobnej sali, a teraz chcą tu położyć malucha, nie wiadomo nawet na chorego. Boimy się - tłumaczą dwie matki, które w tej sprawie idą do ordynatora. Dodają, że rozumieją tamtą matkę, która czeka na przyjęcie. - Ale nie można tak wrzucać ciężko chorych do dopiero co podleczonych - mówią.

Ziąb aż strach
Na oddziale dziecięcym jedno łóżko stoi w korytarzu. Kobieta siedzi przy kilkumiesięcznym dziecku chorym na zapalenie płuc. - Przyjechaliśmy w nocy. Na razie mamy takie miejsce - gorzowianka nie chce nazwiska w gazecie.

- To, co tu się dzieje, jest straszne. I nie chodzi o personel, tylko o warunki - zaznacza Gustaw Banaś, który z bliźniakami jest na oddziale trzeci tydzień. - Ciasnota, brak miejsc dla matek karmiących piersią, koczowanie na materacach przy łóżkach maluszków.

Najgorszy był ostatni weekend. Przyjęć było tak dużo, że dzieci leżały w świetlicy, na korytarzu, a nawet w kuchni. - Trzymiesięczne dziecko było okryte kocem. Matka siedziała w kurtce, bo tam są stare okna i straszny ziąb - opowiada Edyta Panufnik - Mendykowska, mama trzylatka.

Z synem jest w sali czteroosobowej. I w ostatnich dniach w ogóle z niej nie wychodzą. - Boje się, że mały złapie wirusa. Na oddziale są dzieci z różnymi chorobami. Dopiero co była grupa z biegunką. W sobotę cały korytarz był w wymiocinach... - opisuje. Inne mamy potwierdzają: - Na świetlicę nie można wyjść, bo tam też leżą chore dzieci.

- Mamy sytuację podbramkową. Jest szczyt zachorowań i brakuje miejsc - rozkłada ręce Piotr Dębicki, zastępca dyrektora ds. lecznictwa. Przyznaje, że nie powinno się zdarzyć, że dzieci są lokowane w kuchni oddziału. - Ale czy lepiej byłoby gdybyśmy je odesłali? - pyta.

Już w niedzielę dyrekcja przeniosła małych pacjentów, którzy nie mieścili się w salach, na oddział chirurgii dziecięcej. - Wygospodarowaliśmy tam jedną salę - tłumaczy Dębicki.

Zlikwidowali oddziały

O ciasnocie na oddziale dziecięcym pisaliśmy wcześniej na gorzowskich stronach lokalnych i w internecie. - To wynik decyzji poprzednich dyrekcji i organu prowadzącego (czyli marszałka - red.) - tłumaczy Dębicki. Bo ze 150 łóżek dla maluchów zostawali zaledwie 50.

Najpierw zlikwidowano oddział w szpitalu przy ul. Warszawskiej, a później neurologię dziecięcą przy ul. Walczaka. Wszystko w ramach restrukturyzacji najbardziej zadłużonego szpitala w Polsce (dług placówki wynosi 230 mln zł). Na dodatek lecznice ze Skwierzyny i Kostrzyna zlikwidowały oddziały dziecięce. I z tego terenu pacjenci trafiają do Gorzowa.

Dyrekcja szpitala zapewnia, że robi co może. - Ale jesteśmy ograniczeni finansowo. Wyremontowanie pomieszczeń na większy oddział to przynajmniej 1 mln zł. A póki co nie mamy nawet na remont tego, który działa - twierdzi P. Dębicki.

Dziś wicemarszałek Elżbieta Polak przyjeżdża do Gorzowa sprawdzić, jak wygląda sytuacja w lecznicy, a na piątek zwołuje specjalne spotkanie w tej sprawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska