- Gdyby przeliczyć, ile mleka przez ostatnie dziesięć lat wyprodukowały moje krowy, to okazałoby się, że każdy Polak wypił po dwa litry - żartuje Giulio Piantini, prezes Spółki Rolnej Kalsk. Bo przez tyle lat działalności firmy mućki dały aż 75 mln litrów. Ale Piantini zaraz dodaje, żeby nie traktować tego literalnie. - Mleko moich krów nie zostało wypite, ono „płynie” do Rzepina, gdzie jest zakład produkujący mozzarellę, włoski ser, bo przecież jestem Włochem.
No dobrze, mleko mlekiem, ale jaki to ma związek z członkostwem naszego rozmówcy w Lubuskim Towarzystwie na Rzecz Rozwoju Energetyki? Bo w tej postaci Piantiniego reklamuje Michał Iwanowski, dyrektor biura LTnRRE. Że zrobił coś bardzo ciekawego i wartego zauważenia. Ba, naśladowania...
Czytaj też: Jak zdobyć pieniądze na inwestycje w energię odnawialną?
- Gdy Polska weszła do Unii Europejskiej, stanęła przed poważnymi wymogami dotyczącymi ochrony środowiska - opowiada Piantini. - A w moim konkretnym przypadku pojawił się problem, co zrobić z odchodami dwóch tysięcy sztuk bydła, bo tyle mam, z czego 1,2 tysiąca to krowy mleczne. Na szczęście, jeżdżę często na Zachód i tam podglądnąłem, jak można rozwiązać taki problem.
Rozwiązanie okazało się zaskakujące i ciekawe, a nazywa się: biogazownia. I nie tylko załatwia kwestię wielkiej ilości odchodów w gospodarstwie rolnym, ale nawet przynosi zysk właścicielowi. Według informacji Iwanowskiego, jest tylko dziesięć biogazowni w kraju, a w woj. lubuskim dwie - w Kalsku i w Niedoradzu (tu jeszcze w trakcie budowy).
Piantini uważa, że nie ma co gadać, najlepiej zobaczyć z bliska, jak to działa. Wsiadamy w samochód, podjeżdżamy kilometr za budynki gospodarstwa. - O, proszę bardzo, tu jest zbiornik, do którego wrzuca się obornik, dalej fermentująca gnojowica, a tam sucha masa, czyli to, co pozostało po fermentacji - pokazuje. Wysiadamy, a gospodarz woła: - Roberto! Roberto! Prasa przyjechała. Chodź, poopowiadaj
A potem do nas: - Roberto, mój syn, jest odpowiedzialny za biogazownię.
Czytaj też: Swedwood chce uruchomić elektrownię na biomasę
Razem zwiedzamy dalej. - Te kopuły to zbiorniki gazu, bo w trakcie fermentacji gnojowicy powstaje metan. Potem gaz napędza silniki produkujące prąd. Tu mamy silniki... - mówi syn.
Tym sposobem można śmiało powiedzieć, że Piantini produkuje z odchodów energię elektryczną. Aż 1 MWh dziennie! To tyle, jak opowiada Włoch, że można oświetlić, ogrzać 60 mieszkań. W przyszłości myśli dojść do 2 MWh.
- 92 procent wytworzonej przez siebie energii Piantini sprzedaje firmie Enea, a pozostałe 8 procent wykorzystuje na własne potrzeby - tłumaczy Iwanowski.
- Przyjeżdżają do mnie wójtowie, czasem nawet przywożą ze sobą liczne grupy, żeby coś więcej dowiedzieć się na temat biogazowni - opowiada Włoch. - Przede wszystkim chodzi im o fakt, „czy to śmierdzi”. Tłumaczę, że nie, ale najlepiej, żeby ludzie sami się przekonali.
Piantini będzie rozwijał i udoskonalał swój pomysł. Przy pomocy biogazowani zamierza „produkować” ciepłą wodę, która zostanie wykorzystana w suszarni produktów rolnych. A pewnie i to jeszcze nie wszystko...
- Urodziłem się we Włoszech w regionie, gdzie hodowano dużo krów, ale wtedy nie mogłem spełnić niektórych swoich planów i marzeń, więc realizuję je teraz w Polsce - dodaje Piantini i prosi, żeby mówić o nim już: Polak.
Czytaj też: Czy w Smardzewie zbudują biogazownię?
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?