Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W kinie: „Wołyń” – historia zapowiedzianej rzezi

Redakcja
„Wołyń”: tragedia na Kresach oczami Zosi (Michalina Łabacz)
„Wołyń”: tragedia na Kresach oczami Zosi (Michalina Łabacz) KRZYSZTOF WIKTOR/FILM IT!
Smarzowski pokazuje, że do rzezi na Kresach latem 1943 r. nie doszło na pstryknięcie palca.

Ci, którzy znają całe spektrum wołyńskiej orgii śmierci (wyłupywanie oczu, ucinanie głowy siekierą, prucie brzucha, rozrywanie końmi, podpalanie dziecka w snopku słomy…), na zasadniczą rzeź muszą czekać dwie godziny.

Wcześniej reżyser Wojciech Smarzowski pokazuje nam sąsiedzką zwyczajność i obyczajowość, gdy obok siebie mieszkają Polacy, Ukraińcy i Żydzi. Nie przypadkiem jesteśmy na weselu Polki z Ukraińcem. Pięknie mieszają się ślubne pieśni w obu językach. Ale jest rok 1939. W powietrzu czuć wojnę. Jad różnych ideologii już zatruwa umysły i serca…

W weselnym zamęcie dają o sobie znać demony. Polak – pan, Ukrainiec – cham – słychać. Lachy zawsze pany, a my – do gnoju… Sanacyjne władze II RP cerkwie zamykają… Trzeba robić własne państwo. Uda się z Hitlerem…
A później przez wieś Zosi (Michalina Łabacz), która Ukraińca pokochała, ale ojciec (Jacek Braciak) „sprzedał” ją za morgi i trzodę bogatemu polskiemu gospodarzowi (Arkadiusz Jakubik), przetaczać się będzie front za frontem i różne armie.
I tu każdy będzie witał swoich „wyzwolicieli”. A zawsze z wódką w garści. Tu Żydzi wyjdą do sowietów, tam Ukraińcy do hitlerowców… W końcu na polskie gospodarstwa rzucą się banderowcy wespół z ukraińskimi chłopami. A Polacy odpowiedzą odwetem…

W tym tyglu śmierci (jest też scena rozstrzeliwania przez Niemców Żydów) Smarzowski nie gubi człowieka – z jego małością (gdy rabuje pierzyny przed chwilą pomordowanych). I z jego wielkością (gdy Ukrainiec ratuje z rzezi polską dziewczynę).
Pokazuje Smarzowski absurd zatrucia nikczemnością. Ktoś podżegaczowi wymordowania polskich sąsiadów nagle wytyka, że on miał przecież matkę Polkę. Albo gdy od ciosu siekiery w polskich rękach spada głowa polskiej kobiety…
Stara się Smarzowski nie osądzać jednoznacznie. Stąd daje wybrzmieć tak odmiennym głosom, które płyną do wiernych z cerkwi. Stąd powracające motywy, ale w innym ujęciu. Najpierw widzimy Żydów chroniących się w stodole, później w tej samej sytuacji są Polacy.
I na tym polega największa – prócz hołdu pamięci pomordowanym na Kresach – wartość „Wołynia”.

Film kończy się – jak to u Smarzowskiego - ujęciem z góry. Sceną z pogranicza marzenia i snu. Cóż może uratować bohaterów „Wołynia”? Miłość. To ona wyprowadza ich z piekła na ziemi. Brzmi zbyt ewengelicznie?

Czytaj również: "Wołyń" i co dalej? [WIDEO]

Czytaj również: Pokaz filmu Wołyń w CSK w Lublinie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska