Ci, którzy znają całe spektrum wołyńskiej orgii śmierci (wyłupywanie oczu, ucinanie głowy siekierą, prucie brzucha, rozrywanie końmi, podpalanie dziecka w snopku słomy…), na zasadniczą rzeź muszą czekać dwie godziny.
Wcześniej reżyser Wojciech Smarzowski pokazuje nam sąsiedzką zwyczajność i obyczajowość, gdy obok siebie mieszkają Polacy, Ukraińcy i Żydzi. Nie przypadkiem jesteśmy na weselu Polki z Ukraińcem. Pięknie mieszają się ślubne pieśni w obu językach. Ale jest rok 1939. W powietrzu czuć wojnę. Jad różnych ideologii już zatruwa umysły i serca…
W weselnym zamęcie dają o sobie znać demony. Polak – pan, Ukrainiec – cham – słychać. Lachy zawsze pany, a my – do gnoju… Sanacyjne władze II RP cerkwie zamykają… Trzeba robić własne państwo. Uda się z Hitlerem…
A później przez wieś Zosi (Michalina Łabacz), która Ukraińca pokochała, ale ojciec (Jacek Braciak) „sprzedał” ją za morgi i trzodę bogatemu polskiemu gospodarzowi (Arkadiusz Jakubik), przetaczać się będzie front za frontem i różne armie.
I tu każdy będzie witał swoich „wyzwolicieli”. A zawsze z wódką w garści. Tu Żydzi wyjdą do sowietów, tam Ukraińcy do hitlerowców… W końcu na polskie gospodarstwa rzucą się banderowcy wespół z ukraińskimi chłopami. A Polacy odpowiedzą odwetem…
W tym tyglu śmierci (jest też scena rozstrzeliwania przez Niemców Żydów) Smarzowski nie gubi człowieka – z jego małością (gdy rabuje pierzyny przed chwilą pomordowanych). I z jego wielkością (gdy Ukrainiec ratuje z rzezi polską dziewczynę).
Pokazuje Smarzowski absurd zatrucia nikczemnością. Ktoś podżegaczowi wymordowania polskich sąsiadów nagle wytyka, że on miał przecież matkę Polkę. Albo gdy od ciosu siekiery w polskich rękach spada głowa polskiej kobiety…
Stara się Smarzowski nie osądzać jednoznacznie. Stąd daje wybrzmieć tak odmiennym głosom, które płyną do wiernych z cerkwi. Stąd powracające motywy, ale w innym ujęciu. Najpierw widzimy Żydów chroniących się w stodole, później w tej samej sytuacji są Polacy.
I na tym polega największa – prócz hołdu pamięci pomordowanym na Kresach – wartość „Wołynia”.
Film kończy się – jak to u Smarzowskiego - ujęciem z góry. Sceną z pogranicza marzenia i snu. Cóż może uratować bohaterów „Wołynia”? Miłość. To ona wyprowadza ich z piekła na ziemi. Brzmi zbyt ewengelicznie?
Czytaj również: "Wołyń" i co dalej? [WIDEO]
Czytaj również: Pokaz filmu Wołyń w CSK w Lublinie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?