Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wciąż nie ma wyroku w sprawie właściciela "Polonii" i nowosolskiej straży miejskiej

Filip Pobihuszka 68 387 52 87 [email protected]
Wciąż brak rozstrzygnięcia w sprawie tego, co stało się w styczniu pod restauracją Polonia. Właściciel lokalu, Zdzisław Rychta oraz strażnicy miejscy spotkają się na sali sądowej ponownie, w maju.

Kolejna już rozprawa sądowa w sprawie incydentu z udziałem strażników miejskich i właściciela restauracji i hotelu Polonia, Zdzisława Rychty nie przyniosła finału. Na sali zabrakło jednego z trójki świadków zgłoszonych przez oskarżonego restauratora, oraz strażniczki miejskiej będącej w sprawie oskarżycielem posiłkowym.

Całe zajście miało miejsce 12 stycznia, po dużych opadach śniegu. Właściciel hotelu na własny koszt oczyścił chodnik, by goście hotelu mieli gdzie parkować. Tymczasem auta zaczęli tam stawiać ludzie szukający jakichkolwiek miejsc parkingowych. Z. Rychta wezwał miejskich strażników na interwencję, by usunęli auta. Ci po przyjeździe stwierdzili, że nie ma podstaw do interwencji i wiadomość zostawili na recepcji. Tymczasem właściciel "Polonii" czekał na nich w restauracji. - Wybiegłem za nimi i zawołałam, nawet nie odwrócili głowy. Wyglądało to jakby przede mną uciekali. Chciałem dowiedzieć się, dlaczego nie interweniowano - mówił wtedy Z. Rychta.

I właśnie to, co stało się później, jest problemem, z którym będzie musiał zmierzyć się sąd. Chodzi o to, czy Z. Rychta faktycznie uderzył jednego ze strażników, czy to, co mogło wyglądać na cios było jedynie efektem gestykulacji i utratą równowagi.

- Pojechałem do sklepu nieopodal stacji benzynowej gdzie strażnicy zaparkowali swój samochód - opowiadał jeden ze świadków, podczas gdy drugi czekał na zewnątrz. - Usłyszałem wtedy jak ktoś woła "Halo, halo! Proszę pana!". Myślałem, że to do mnie, bo często bywam w restauracji, więc głos wydał mi się znajomy. Zobaczyłem przechodzących przez ulicę dwóch strażników i biegnącego za nimi pana Zdzisława. Był bez kurtki, w jasnoniebieskim swetrze. Wyglądał, jakby chciał z nimi porozmawiać - mówi.

- Stałem na wysokości wejścia do sklepu, do którego przyjechałem, blisko samochodu straży. Pan Zdzisław w końcu dogonił strażników i zaczął z nimi rozmawiać, nie wiem, o czym. Mocno gestykulował, w pewnym momencie machnął ręką, a strażnik go odepchnął, a pan Zdzisław jakby lekko go złapał za mundur. Nagle zaczęli wykręcać mu ręce i zakuwać w kajdanki. Pomagał im jeszcze jakiś facet w cywilu. - relacjonował świadek. - Czy widział pan żeby ktoś kogoś uderzył? - pytał sąd. - Nie - brzmiała odpowiedź.

Obecny na sali strażnik argumentował: - Nie mógł nas tak dokładnie widzieć, tam jest jeszcze ogrodzenie, a staliśmy przecież za samochodem - mówił. - Ogrodzenie jest niskie i nie ma z tym nic wspólnego - odparł Z. Rychta.

Po zeznaniach pierwszy ze świadków opuścił salę, ustępując miejsca drugiemu, którego wersja nie różniła się znacząco od tego, co padło wcześniej. - Tego dnia przyjechałem na obiad do Polonii. Zaparkowałem koło solarium, przy stacji benzynowej. Wyszedłem jeszcze z auta na papierosa i wtedy zobaczyłem pana Zdzisława biegnącego po drugiej stronie ulicy i przechodzących w stronę stacji strażników. Był bez kurtki i właśnie to mnie zdziwiło. Biegł, ale nie krzyczał. Widziałem wóz strażników, ale wtedy nie myślałem, że jedno jest z drugim związane - mówił. - Pan Zdzisław dogonił ich już przy samochodzie i klepnął strażnika w plecy, żeby porozmawiać. Wszystko widziałem z odległości ok. 50 metrów, więc nawet gdyby coś mówili czy krzyczeli, to mógłbym tego nie usłyszeć - relacjonował drugi ze świadków.

- Oboje podczas rozmowy gestykulowali. Wyglądali na zbulwersowanych. Strażnik popchnął go, a pan Zdzisław się go złapał. Wyglądali jakby mieli upaść, ale ustali. Nagle, niewiadomo skąd, pojawił się ta strażniczka i zaczęli we trójkę skuwać pana Zdzisława kajdankami. We trójkę, bo pomagał im jeszcze ktoś w cywilu - opowiadał. - Co do tego, że mógł nas nie słyszeć, to może być prawda. Nie kojarzę go z miejsca zdarzenia - dodał strażnik.

Na kolejnej rozprawie, która odbędzie się w maju, na wniosek prokuratora, pojawi się też nowy świadek, o którym wspomniał jeden ze świadków obecnych wczoraj na sali. Sąd uchylił też dozór policyjny wobec Z. Rychty. - Dyscyplinowanie w ten sposób jest na tym etapie zbędne - stwierdził sąd.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska