Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielu dobrych ludzi nie dało nam zginąć!

Dariusz Chajewski
- Ludzie są jednak dobrzy - mówi dziś
- Ludzie są jednak dobrzy - mówi dziś fot. Paweł Janczaruk
Dziś to, co się działo przed rokiem, wspominają jak sen. Dzięki pomocy dobrych ludzi odbudowali gospodarkę, którą strawił pożar.
- Ludzie są jednak dobrzy - mówi dziś
- Ludzie są jednak dobrzy - mówi dziś fot. Paweł Janczaruk

- Ludzie są jednak dobrzy - mówi dziś
(fot. fot. Paweł Janczaruk)

Mały Tomek nie jest już przerażony i nie przesiaduje całymi dniami na rękach ojca. Właśnie szykuje sobie gołębnik. Wojciech Weryszko, rolnik z Białkowa, przyznaje, że to był najbardziej niezwykły rok w jego życiu. Gdy czarna rozpacz mieszała się z chwilami szczęścia.

- Gdy wychodzę na podwórko, nie bez dumy, ale przede wszystkim z wdzięcznością patrzę na nową świniarnię - opowiada. - Dobrzy ludzie nie dali nam zginąć.

Świnie też pamiętają

Pamiętacie Weryszkę? Najpierw, działo się to na przełomie lipca i sierpnia ubiegłego roku, stracił 12 hektarów zboża. Spłonęło na pniu dwa dni przed żniwami. Rolnik był załamany - nie miał czym karmić swoich medalowych świń, nie miał zboża siewnego. To brzmiało jak wyrok... Poruszeni tragedią Czytelnicy "GL" ruszyli z pomocą - okazując dobro na worki. Pełne ziarna. Ale to był dopiero początek tragedii. Kilka dni później spłonęła świniarnia Weryszków. Według wstępnych szacunków straty wyniosły 80 tys. zł. Spłonął budynek świniarni, 30 ton zboża, 36 świń...

- O spójrzcie na grzbiet tej, jeszcze ma blizny - Weryszko pokazuje na lochę w kojcu. To jedna z weteranek, które przetrwały pożar. Jeszcze dziś nawet na ślad woni dymu w powietrzu reagują histerią. Pamiętają. W świniarni ruch i tłok, wyprosiły się kolejne lochy. Żona Weryszki Olga szczepi przychówek. Lubi tę chwilę.

Jest pomarańczowa

Świniarnia pomalowana jest na pomarańczowo. Bo to radosny kolor. W takim też nastroju jest rodzina. Budynek jest solidniejszy od tego, który spłonął. Z budową zdążyli w ostatniej chwili, dzięki łagodnej zimie. Jeszcze w styczniu wraz z sąsiadami Weryszko wylewał betonowe podłogi. Pokazuje wymyślone przez siebie poidła i mówi o planach. A jest ich pełna głowa.

- Z tego roku najbardziej pamiętam tych rencistów i emerytów, którzy pospieszyli nam na ratunek i wysyłali swoje datki. Wiemy, że wiązało się to z ich wyrzeczeniami. Nie zapomnę też... Nie, nie zdołam wymieniać wszystkich tych wspaniałych, dobrych ludzi. Lepiej więc nie mówić o żadnym. Mogę tylko powiedzieć "dziękuję".

Mówi i natychmiast pokazuje stos wyciągów bankowych i rachunków. Natychmiast chce się rozliczyć z każdej złotówki. Chce pokazać, że nie przebalował tych pieniędzy. Bo to byłaby najprawdziwsza zbrodnia. Zmarnować czyjąś dobroć. Zresztą ludzie pamiętają o tym, co zdarzyło się przed rokiem. Niedawno kupił lochę w Wolsztynie. Sprzedawca przywiózł ją do Białkowa. Zapytał tylko, czy pan Wojciech jest... "tym Weryszką". I nie wziął ani grosza za transport.

Komu ziemniaki?

Zamierza wybudować masarenkę, gdyż wie, jak wszyscy znajomi chwalą sobie jego wyroby. Bo i świnie hoduje zgodnie z zasadami ekologii. Obok stanie wiata na traktor. Jednak na każdym kroku wracają wspomnienia. Nawet psy wabią się tak samo jak te, które spłonęły w pożarze.

- Ooo, jak mi pięknie ziemniaki obrodziły - dodaje. - I chciałbym się jakoś wywdzięczyć. Jakby się jakiś dom dziecka zgłosił lub dom opieki społecznej, natychmiast daję tonę. Wywdzięczyć się za dobroć można chyba tylko dobrocią...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska