Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiktor Głazunow: - W Paryżu będę pływał pod wiatr. Mam rok, by się do tego przygotować

Robert Gorbat
Robert Gorbat
Wiktor Głazunow ma nadzieję, że wystartuje w IO zarówno w jedynce na 1000 metrów, jak też w dwójce na 500 metrów.
Wiktor Głazunow ma nadzieję, że wystartuje w IO zarówno w jedynce na 1000 metrów, jak też w dwójce na 500 metrów. Archiwum GL
- Pieniądze nie są dla mnie głównym celem. Bardziej interesuje mnie sportowy wynik i udowodnienie samemu sobie, że jestem w stanie sięgać po najwyższe laury - mówi Wiktor Głazunow, kanadyjkarz AZS AWF Gorzów.

- W niedawnych mistrzostwach świata w Duisburgu zdobył pan srebrne medale w C-4 na 500 m i w C-2 na 500 m mix oraz brązowy w C-1 na 5000 m. Czyli w konkurencjach nieolimpijskich. Na olimpijskim dystansie C-1 na 1000 m wywalczył pan kwalifikację do Paryża, za to nie stanął na podium. Jaki był zatem dla pana ten czempionat?
- To były moje najlepsze mistrzostwa świata. Z żadnych poprzednich nie wróciłem z trzema medalami i kwalifikacją olimpijską. W jedynce na 1000 m zabrakło mi 0,002 sekundy do brązowego medalu, ale i tak byłem szczęśliwy. Od startu do mety pojechałem najlepszy bieg w życiu. Szczęście opuściło mnie na samym finiszu. Sebastian Brendel, nota bene mistrz olimpijski z Londynu i Rio de Janeiro, wyprzedził był szybszy dosłownie o paznokieć. Zadecydowało ostatnie pociągnięcie. Ja je kończyłem tuż przed celownikiem, a on zaczynał. Szkoda, że nie przyznano dwóch brązowych medali (śmiech).

- Ma pan już w swojej kolekcji mnóstwo medali mistrzostw świata i Europy, lecz żadnego z igrzysk olimpijskich. Czy to jest główny cel, do którego pan dąży?
- Jak najbardziej. Każdy sportowiec marzy o zdobyciu medalu olimpijskiego, do tego się przygotowujemy. Mam nadzieję, że to będzie szybciej niż później. Ciężko na to pracuję, a moje dotychczasowe wyniki pokazują, że jestem w stanie osiągnąć ten cel. Rezultaty z tego sezonu i z poprzednich napawają optymizmem. Francja zawsze była dla mnie łaskawa. Zdobyłem tam dwa złote medale mistrzostw świata. Tyle, że w maratonie. Pierwszy jeszcze za juniora, drugi już jako senior. Pozostaje mi wierzyć w prawdziwość stwierdzenia: do trzech razy sztuka. Niech ten trzeci medal będzie olimpijskim.

- Tydzień po mistrzostwach w Duisburgu wystartował pan na olimpijskim torze w Paryżu w regatach o Puchar Świata. Ważny był wynik, czy raczej przedolimpijski rekonesans?
- Zdecydowanie to drugie. Chcieliśmy zobaczyć, jak wygląda ten akwen, jak się na nim wiosłuje, jak są ustawione strefy zawodnicze i kibicowskie. Jeśli już pojedziemy na igrzyska, to nie chcemy być tam niczym zaskoczeni.

- Słyszałem opinie, że wiatry na akwenie w Paryżu nie bardzo panu odpowiadały. To prawda?
- Tor został wybudowany na stojącej wodzie na kanale, wychodzącym od rzeki. Przez wszystkie pięć dni, jakie tam spędziliśmy na treningach i startach, cały czas wiało na prawego. Czyli na kanadyjkarza, trzymającego wiosło z prawej strony. Ja wiosłuję z lewej, więc dla mnie było to bardzo niekorzystne. Trzeba będzie bardzo dobrze się przygotować, by poradzić sobie z tym przeciwnym wiatrem. Mam na to cały rok. Już nawet żartowaliśmy z trenerem, że wszystkie treningi będą przez ten czas robione pod wiatr.

- Rozmawiamy już o olimpijskim starcie, tymczasem w Duisburgu wywalczył pan kwalifikację dla Polski, a nie dla siebie. Jest pan pewien, że za rok wystartuje w igrzyskach?
- Nigdy nie można być pewnym. To jest sport, różne rzeczy mogą się zdarzyć. Na pewno dołożę wszelkich starań, by jak najlepiej przygotować się do tej imprezy. Ode mnie zależy, w jakiej będę formie, ale mogę już nie mieć wpływu na ewentualną kontuzję czy jeszcze lepszą dyspozycję moich kolegów z reprezentacji. Mówienie o tym, co będzie, to klasyczne wróżenie z fusów.

- Program olimpijskich startów kanadyjkarzy jest bardzo wąski. Oprócz jedynek na 1000 metrów będą jeszcze rozgrywane tylko dwójki na 500 metrów. Czy widzi pan szansę startu także w drugiej specjalności?
- Jak najbardziej. Mam w dorobku ubiegłoroczne tytuły wicemistrza świata i Europy w C-2 na 500 m, więc w przyszłym roku na pewno powalczę w regatach ostatniej szansy o kwalifikację do Paryża również w dwójce. Pływam w niej razem z Tomkiem Barniakiem z AZS AWF Poznań. W tym roku się nam nie powiodło, lecz obydwaj czujemy się w tej osadzie bardzo dobrze. I na pewno nie złożymy broni. Dystans 500 metrów nie jest mi obcy. W tym roku byłem czwarty w Igrzyskach Europejskich w Krakowie w C-1 na 500 m, bijąc swój życiowy rekord. To pokazuje, że potrafię szybko pływać.

- Nie będzie podczas igrzysk w Paryżu kolizji między rywalizacją w jedynkach i dwójkach?
- Nie, nie będą się przeplatać. Znamy już dokładny program regat. Najpierw będzie jedna konkurencja, potem druga. Na mistrzostwach świata bywają tylko krótkie przerwy, lecz podczas igrzysk olimpijskich jest inaczej. Przetestowałem to już w Tokio i wiem, że jedynka i dwójka się „nie gryzą”, że można je spokojnie połączyć. Tak startują najlepsi zawodnicy na świecie i nie widzą w tym żadnego problemu. Cały czas - i fizycznie, i mentalnie - przygotowuję się do wyścigów na obydwu dystansach. Będę gotowy.

- Proszę powiedzieć uczciwie, który aspekt zdobycia medalu olimpijskiego jest dla pana ważniejszy: zapisanie się po wsze czasy w historii ruchu olimpijskiego i polskiego sportu, czy też zapewnienie sobie dożywotniej, sportowej renty?
- Ten ewentualny medal, mówiąc potocznie, ma dwie strony. Z jednej jest wielkim osiągnięciem sportowym, bo nie ma imprezy o wyższej randze niż igrzyska olimpijskie. Z drugiej walczymy o gratyfikację za wynik na regatach, rozgrywanych raz na cztery lata, za wiele miesięcy naprawdę ciężkiej pracy. I nie chodzi tylko o rentę, ale też o bieżące dochody, uzyskiwane z tytuły stypendiów i wypłat od sponsorów dla medalistów olimpijskich. Dla mnie pieniądze nie są jednak głównym celem, nie stanowią swoistego koła napędowego. Bardziej interesuje mnie sportowy wynik i udowodnienie samemu sobie, że jestem w stanie sięgać po najwyższe laury.

- 24 października skończy pan 30 lat. Fachowcy twierdzą, że to najlepszy wiek dla kanadyjkarza, że w tej specjalności po największe sukcesy są w stanie sięgać wyłącznie w pełni dojrzali mężczyźni. Czy czuje się pan teraz mocniejszy niż we wcześniejszych sezonach?
- Też zauważam, że moja pewność siebie, ta w pozytywnym sensie, rośnie z roku na rok. Napędzają mnie medale, przywożone systematycznie z mistrzostw świata i Europy, bez wątpienia nabieram coraz większego doświadczenia. Startuję w różnych warunkach, na różnych akwenach, więc bardziej umiem sobie poradzić ze stresem. Zauważam, że z roku na rok staję się coraz silniejszy psychicznie, bardziej obyty. Po prostu wiem, na co mnie stać. To na pewno pomaga. By nie być gołosłownym: jeden z moich rywali, Kubańczyk, zdobył olimpijski medal dopiero na swoich piątych igrzyskach, w Tokio. I zakończył po nich karierę w wieku chyba 36 lat. W Polsce Marcin Grzybowski startował na bardzo wysokim poziomie jeszcze w wieku 40 lat. To pokazuje, jak długo można pływać w kanadyjkach, jeśli oczywiście prowadzi się odpowiedni styl życia.

- Wiem, że w ostatnim czasie podjął pan także ważne decyzje osobiste: ożenił się i zamieszkał w Krakowie. To znaczy, że będzie pan takim gorzowianinem z AZS AWF na odległość?
- Podążyłem za żoną na południe Polski i raczej już tam zostanę. Jestem szczęśliwy, cieszę się, że mam taką kobietę u boku. Bardzo mocno mnie wspiera. Bez niej na pewno nie dałbym rady znieść wszystkich obciążeń psychicznych czy treningowych. Z Klaudią poznaliśmy się jeszcze w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Wałczu. Spędziliśmy tam trzy lata, potem wspólnie studiowaliśmy. Przynosiłem jej śniadania, więc mogę powiedzieć, że wywalczyłem sobie to małżeństwo starym, sprawdzonym sposobem: przez żołądek do serca (śmiech).

- Mamy początek jesieni, czyli koniec sezonu kajakowego. Mam pan już ułożony szczegółowy plan zajęć na najbliższe miesiące?
- Teraz mam chwilę luzu, choć wciąż bardzo aktywnego, a główne przygotowania do nowego sezonu rozpocznę w październiku. Przede mną na pewno bardzo trudna zima. Tym trudniejsza, że na horyzoncie są igrzyska olimpijskie. Ale ta perspektywa będzie mnie tylko napędzać i motywować do jeszcze cięższej pracy.

Czytaj również:
Reprezentanci gorzowskich klubów poza podium kajakowego Pucharu Świata w sprintach

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska