Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wolontariusz jak lekarz? Co działo się w szpitalu w Słubicach? Niepokojące zgłoszenia. Sprawę bada NFZ

RED.
Według osoby, która zgłosiła się do naszej redakcji, wolontariusz pracujący w Słubicach miał dopuszczać się wielu uchybień.
Według osoby, która zgłosiła się do naszej redakcji, wolontariusz pracujący w Słubicach miał dopuszczać się wielu uchybień. unsplash.com
- Wolontariusz pracujący w szpitalu w Słubicach dopuszczał się wielu uchybień - twierdzi osoba, która zgłosiła się do naszej redakcji. - Wykonywał czynności medyczne, nie mając uprawnień, fatalnie odnosił się do pacjentów i do personelu - wylicza. Trwają czynności sprawdzające.

Wolontariusz w szpitalu w Słubicach

Do redakcji GL zgłosiła się osoba (dane do wiadomości redakcji), która opisała nam postępowanie mężczyzny pracującego w szpitalu w Słubicach. Poprosiła o zachowanie anonimowości. Według naszego informatora 28-letni mężczyzna dopuszczał się rażących uchybień - wykonywał czynności medyczne, nie mając uprawnień, a na dodatek fatalnie odnosił się do pacjentów i personelu.

- Mówił jawnie, że jest zatrudniony u pani doktor (pełniącej obowiązki lekarza naczelnego - dop. red). Czynności, których się podejmował, jak np. wkłucia tętnicze, powinien wykonywać lekarz! Nie było podstaw, by sądzić, że nie jest on pielęgniarzem - tłumaczy osoba, która postanowiła nagłośnić problem. Dodaje, że o tym, iż mężczyzna jest zatrudniony w szpitalu jako wolontariusz, dowiedziała z materiału emitowanego w Polsacie.

Miał się posługiwać pieczątkami

- Rządził wszystkimi. Mówił, że w Słubicach to się na niczym nie znają, że on jest najbardziej doświadczony i wykształcony. Posługiwał się pieczątką pani doktor, oczywiście za jej zezwoleniem. Był cały czas pobudzony, trudno było nad nim zapanować. Pracownicy unikali go pod koniec, niektórzy się bali. To było bardzo trudne - pracować z człowiekiem, który jest nieobliczalny, biorąc przy tym odpowiedzialność za ludzkie życie... - relacjonuje nasz informator.

Nie chcieli walczyć z systemem

Czy pracownicy zgłaszali swoje uwagi dotyczące pracy 28-latka? - Prezes doskonale wiedział! Miał sygnały, ludzie chodzili na skargę i mówili o tym, co się dzieje. Jednak wolontariusz miał ogromne poparcie u pani doktor, a wszyscy się jej bali, dlatego schodzili mu z drogi. Po prostu zaczęli unikać kontaktu z nim. Nie chcieli walczyć z systemem. On jedyny wchodził na strefę brudną w fartuchu, jadł tam i palił, gdzie inni męczyli się kilka godzin w kombinezonach. Skoro tak robił, to znaczy, że miał na to przyzwolenie! Ludzie nie mieli odwagi się temu przeciwstawić - tłumaczy nasz informator.

Według naszego rozmówcy mężczyzna dawkował leki dla pacjentów chorych na COVID-19 i zwracał się do nich bez szacunku. Często krzyczał. Przytaczając przykłady, rozmówca używa bardzo mocnych, wulgarnych słów, których postanowiliśmy nie cytować.

- Nad nim nie szło zapanować. To był istny horror - przyznaje.

Skontaktowaliśmy się także z innymi pracownikami szpitala (dane do wiadomości redakcji), którzy potwierdzają słowa naszego informatora, w tym zarzuty, że wolontariusz dopuszczał się wielu uchybień.

WIDEO: Otwarcie szpitala zastępczego w Zielonej Górze

Szpital: O niczym nie wiedzieliśmy!

Aby zweryfikować te informacje, wysłaliśmy maila do zarządu szpitala powiatowego w Słubicach. Zaproszono nas na rozmowę, w której udział wzięła nasza dziennikarka, prezes zarządu szpitala oraz pani doktor pełniąca obowiązki lekarza naczelnego w słubickiej placówce. Zarówno prezes, jak i pani doktor nie chcą, by w naszym artykule pojawiły się ich imiona i nazwiska.

- Mężczyzna był zatrudniony w naszym szpitalu na zasadzie wolontariatu. Personel został poinformowany, że nie ma on uprawnień do wykonywania zawodu pielęgniarza, co zresztą dzisiaj nasi pracownicy potwierdzają. Nie dostaliśmy ani jednej informacji, że zachowanie naszego wolontariusza jest nieprawidłowe! Nie było żadnych skarg - ani do pielęgniarki oddziałowej, ani do naczelnej pielęgniarki szpitala, ani do mnie, jako bezpośredniego przełożonego, ani do prezesa! O wszystkim dowiedzieliśmy się z mediów - tłumaczy pani doktor. Według niej pominięto wszystkie szczeble możliwości poinformowania zarządu o obawach pracowników. - Gdybyśmy wiedzieli, moglibyśmy od razu zareagować - dodaje.

Po emisji materiału w telewizji wszyscy wolontariusze (było ich kilkunastu) natychmiast zostali usunięci ze szpitala, żeby nie było żadnych dwuznaczności.

- Rozmawiałam z pacjentami na temat tego wolontariusza i nie usłyszałam ani jednego złego słowa! Wszyscy wypowiadali się w samych superlatywach. Jedna pani opowiadała, jak mężczyzna trzymał ją za rękę i uspokajał - przekonuje lekarka.

Student może

Mężczyzna, o którym mowa, jest na trzecim roku pielęgniarstwa, ale studiów jeszcze nie ukończył. To według pani doktor umożliwia wykonywanie niektórych czynności medycznych. - Założenie dostępu do żył i pobranie krwi jest zwykłą czynnością, którą pod nadzorem wykonuje każdy student - stwierdza pani doktor.

A co z pieczątkami? Prezes zarządu tłumaczy, że to tylko czynność techniczna, służąca wsparciu lekarza w danym momencie, by nie musiał on przybijać 300 pieczątek naraz. - To było swoiste wsparcie, pomoc dla lekarza. Zlecenie jest ważne tylko wtedy, kiedy jest pieczątka, strzałka i podpis! I tak wszystko musiał nadzorować lekarz, pieczątka bez podpisu jest nieważna - wyjaśnia.

Kombinezon a fartuch barierowy

Dlaczego wolontariusz wchodził do strefy brudnej w fartuchu? Takie pytanie też zadaliśmy podczas rozmowy. - Wchodził tam w fartuchu barierowym, podobnie jak pielęgniarki oddziałowe oraz inne osoby, które już przechorowały COVID-19. Każda z ww. osób ubierała takie środki ochrony osobistej na własne życzenie. Kombinezony są bardzo drogie, dlatego personel po przebyciu koronawirusa porusza się w specjalnych fartuchach, jeśli taka jest jego wola - odpowiada pani doktor.

Dodaje, że w szpitalu pracowało jeszcze pięciu innych wolontariuszy, których znała. - To moi studenci. Szukaliśmy osób do pomocy wszędzie, więc zgłaszali się i pytali, czy mogą coś pomóc, czy mogą przyjechać. Niektórzy karmili, przekładali pacjentów na bok, trzymali za rękę. Inni, przeszkoleni, zajmowali się np. kroplówkami pod nadzorem personelu - wylicza.

Prezes szpitala podkreśla zaś, że pani doktor włożyła dużo pracy, by nauczyć personel odpowiednich technik bezpiecznego poruszania się po szpitalu koronawirusowym. - Przed przekształceniem szpitala podczas dyżurów rozrysowywała personelowi schematy zaawansowanych zabiegów ratowania życia. Wszyscy byli zadowoleni, że ktoś przekazuje im konkretną wiedzę! A teraz się odwrócili? Nagle się boją? - zastanawia się.

lubuskie
  • Zakażonych114 408
    + 740
  • Zmarło2 736
    + 0

14. miejsce pod względem liczby nowych zakażeń.

polska
  • Zakażonych:+33 480(4 886 154)
  • Zmarło:+33(105 194)
  • Szczepienia:+19 509(51 564 403)
więcej
Dane zaktualizowano: 31.01.2022, godz. 10:45 źródło: Ministerstwo Zdrowia

Przekształcenie szpitala w covidowy

Prezes zwraca uwagę, że wszystko działo się w bardzo dynamicznym tempie. - Wszyscy włożyli mnóstwo pracy, by pacjentów chorych na koronawirusa otoczyć należytą opieką. Cały czas doskonaliliśmy naszą placówkę. Oczywiście, ona nadal nie jest idealna, ale w ciągu trzech dni musieliśmy przekształcić szpital na covidowy - tłumaczy.

- Prosiliśmy słubiczan o różną pomoc, jak np. stare radia. Wszystko właśnie po to, by umilić chorym czas spędzony w naszej lecznicy. W większości przypadków oni nie są w stanie się ruszyć. Leżą, patrzą w sufit i myślą o najgorszym. To jest przerażające. Gdy mogliśmy zareagować, zrobiliśmy to natychmiast. Tak samo zrobilibyśmy, gdyby dotarły do nas jakiekolwiek informacje na temat rzekomego niewłaściwego zachowania wolontariusza - dodaje pani doktor.

Czy sprawą zajmie się prokuratura?

Czy tematem będą zajmować się organy ścigania? Jak podaje nasz informator, jedna osoba złożyła już zawiadomienie na policji. Potwierdza to rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Słubicach.

- Wpłynęło zawiadomienie ze szpitala, ale szczegółów na tę chwilę nie podajemy - przekazała nam Magdalena Jankowska.

Osoba, która zgłosiła sprawę policji twierdzi, że wymieniła tam świadków z imienia i nazwiska, jednak ci do dziś nie zostali przesłuchani.

Sprawę bada również prokuratura. - Nie mamy oficjalnego zawiadomienia, tylko doniesienia medialne. Podjęliśmy czynności sprawdzające. Zwróciliśmy się do wojewody o przeprowadzenie postępowania wyjaśniającego i czekamy na informację. Mamy wiedzę, że urząd wojewódzki zwrócił się do Narodowego Funduszu Zdrowia o przeprowadzenie stosownych czynności kontrolnych - mówi prokurator Małgorzata Fila.

Te informacje potwierdza dyrektor biura wojewody. - Dostaliśmy informacje nieoficjalnie i poprosiliśmy prezesa szpitala w Słubicach o ustosunkowanie się do całej sytuacji. Z jego stanowiskiem przekazaliśmy to do NFZ - przekazał nam Karol Zieliński.

NFZ na razie nie zdradza szczegółów. - Wyjaśniamy sprawę - mówi tylko Joanna Branicka, rzeczniczka lubuskiego oddziału NFZ.

Pytania w tej sprawie wysłaliśmy też do Okręgowej Izby Lekarskiej w Gorzowie Wlkp. „Nie wpłynęły żadne skargi/zawiadomienia/informacje dotyczące nieprawidłowego zachowania pani doktor i wspomnianego mężczyzny w ramach zatrudnienia w szpitalu w Słubicach. W związku z tym nie zostały podjęte żadne czynności w powyższej sprawie. Lekarz medycyny (pani doktor pełniąca obowiązki lekarza naczelnego - dop. red.) nie jest członkiem Okręgowej Izby Lekarskiej w Gorzowie Wielkopolskim” - czytamy w odpowiedzi prezes Ewy Joniec.

Udało nam się również dowiedzieć, że jeszcze przed świętami ma odbyć się zebranie. - 18 grudnia zbiera się rada nadzorcza szpitala i zgromadzenie wspólników. Podczas obrad będą podjęte odpowiednie czynności w tej sprawie, o ile oczywiście zajdzie ku temu potrzeba – przekazał nam Wojciech Obremski, rzecznik Starostwa Powiatowego w Słubicach.

Wewnętrzna korespondencja

Przed opublikowaniem naszego artykułu pojawiła się w internecie wewnętrzna korespondencja szpitala, w której głos zabiera prezes placówki. Pisze tam m.in., że 28-latek „dał się poznać jako bardzo rzetelnie wykonujący swoją pracę wolontariusz, mało tego potrafiący zdecydowanie więcej niż niektóre osoby posiadające dyplomy. Mądrzejszy personel, dostrzegając jego wiedzę, chętnie z nim dyżurował (gdyby była taka potrzeba posłużę się nazwiskami). Innym z kolei jego wiedza przeszkadza i wpływa na dyskomfort, z uwagi na brak posiadania takich umiejętności”.

Prezes odniósł się również do pracy ratowników medycznych i pielęgniarek, pisząc, że „popełniają rażące błędy, które w efekcie końcowym mogą przyczynić się do utraty zdrowia i życia naszych pacjentów. Dowodem na to są informacje zawarte w kartach medycznych czynności ratunkowych (...). Większa część personelu boi się zmian (bezwzględnie wymagających nauki i szkolenia) jak diabeł święconej wody, próbując za wszelką cenę utrzymać swoje status quo. Poinformowano mnie również, co również sam zdążyłem zaobserwować, że trendy w ratownictwie jest nicnierobienie, a ratownicy próbujący się w ten czy inny sposób doszkalać, są wręcz piętnowani. Niestety na to nie ma mojej zgody!”.

W rozmowie z nami prezes placówki podkreśla, że była to wyłącznie wewnętrzna korespondencja, skierowana do wąskiego grona osób i absolutnie nie było jego zgody na to, by gdziekolwiek ją upubliczniać.

- Była to informacja, nie oświadczenie. Nie miałem wglądu do kart medycznych, ale dostawałem jednoznaczne sygnały, że są tam nieścisłości. Znaczna część ratowników to złoci ludzie z umiejętnościami i kwalifikacjami, czego absolutnie nie neguję! W pozostałych chcieliśmy wzbudzić chęć samodoskonalenia poprzez wdrożenie procesu naprawczego, ale te plany pokrzyżował nam COVID-19. Chcieliśmy, by mieli oni pewność, że są najlepiej wykształconymi ratownikami. Niedociągnięcia bywają wszędzie, o naszych szpitalnych jestem zobowiązany informować swoich przełożonych - radę nadzorczą i zgromadzenie wspólników. I to też uczyniłem - stwierdza prezes.

Zobacz też: Słubice. Lądowisko dla podniebnych karetek i większy oddział ratunkowy będą do końca 2021 r.

Pielęgniarki i ratownicy są zbulwersowani

Przewodnicząca zarządu Zakładowej Organizacji Związkowej Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w imieniu ratowników medycznych i pielęgniarek postanowiła wystosować oficjalne oświadczenie, w którym odniosła się do słów prezesa.

„Jedynymi osobami, które dopuściły się nieprawidłowości, jest sam Pan Prezes i Pani Doktor oraz rzekomy wolontariusz. Tym samym informujemy, że wymienione wyżej osoby wprowadziły w błąd personel medyczny w zakresie wykształcenia, uprawnień oraz zatrudnienia rzekomego wolontariusza” - czytamy w przesłanym do nas oświadczeniu.

Przewodnicząca pisze też, że „błędne informacje naraziły personel medyczny na konsekwencje prawne. Dodać należy, że wolontariusz, o którym mowa, nigdy nim nie był. Z

zapewnień Pani doktor wynikało, że jest to jej pracownik, za którego ona odpowiada i nad którym sprawuje bezpośredni nadzór. Z tego też względu Pan ten widniał na grafiku pielęgniarskim, a polecenia wydawała mu bezpośrednio Pani doktor, a on samodzielnie wykonywał czynności (...)”.

W piśmie nadmieniono także, że umowa wolontariacka z tym mężczyzną została sporządzona po doniesieniach medialnych z datą wsteczną. „Burza medialna, jaka się wywiązała, jest konsekwencją braku reakcji ze strony Prezesa i Pani doktor. Personel medyczny słubickiego szpitala ma wysokie kwalifikacje i umiejętności, z tego też względu nie było zgody na niezgodne z prawem działania tego mężczyzny” - czytamy w oświadczeniu.

Na koniec podkreślono, że pacjenci nie muszą czuć się zagrożeni, mimo sprzecznych informacji. „Potwierdzeniem tego jest fakt, iż wszystkie zaangażowane osoby poczyniły dostępne im kroki, aby ten haniebny precedens zatrzymać”.

Środowisko pielęgniarek i ratowników odnosi wrażenie, że ta sprawa jest bagatelizowana, co jest dowodem na to, że mieli słuszne obiekcje i strach, który nimi kierował, zachowując anonimowość.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska