Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wschowscy strażnicy mogą oddać strzał i uratować życie pacjenta

Anna Białęcka
Defibrylator to niewielkie urządzenie. Zasady jego obsługi zaprezentowali nam komendant Witold Skorupiński i strażniczka Paulina Pawlak
Defibrylator to niewielkie urządzenie. Zasady jego obsługi zaprezentowali nam komendant Witold Skorupiński i strażniczka Paulina Pawlak Fot. Anna Białęcka
Niewielkie urządzenie, które może uratować życie, trafiło do straży miejskiej. Defibrylator kupiło miasto. - Złożyłem taki wniosek i został przyjęty - mówi komendant straży Witold Skorupiński

.

Defibrylator kosztował 6 tys. zł, pieniądze zostały wydane z budżetu miasta. - To była bardzo dobra decyzja władz Wschowy - zapewnia komendant Skorupiński. - W każdej chwili możemy pomóc osobie ze zdrowotnymi problemami sercowymi. A do urzędu przychodzi wielu ludzi, także starszych, u których o zawał nie trudno. Podobnie jest podczas naszych interwencji na terenie miasta.

Do godz. 15.00 urządzenie znajduje się w ratuszu, w dziale obsługi klienta na parterze urzędu. Po 15.00 jest w dyspozycji strażników, którzy zabierają je do auta patrolowego. A z zabraniem defibrylatora nie ma żadnego problemu, urządzenie jest niewielkie, łatwe do przenoszenia i obsługi. - Pięciu funkcjonariuszy zostało przeszkolonych z zasad obsługi defibrylatora - wyjaśnia W. Skorupiński. - Przeszkoleni zostali także niektórzy urzędnicy, którzy także w każdej chwili mogą pomoc potrzebującym.

Komendant zachwala urządzenie, że jest proste w obsłudze. Po podłączeniu pacjenta głos instruuje o każdym koniecznym działaniu, robi zapis akcji serca, analizuje rytm serca i podpowiada co należy zrobić dalej. I mówi o najważniejszym, czyli o tym czy konieczny jest tzw. strzał pobudzający serce czy też nie. Po przyjeździe lekarza do jego dyspozycji jest cały zapis z tego co działo się z pacjentem.

- Byliśmy już w sytuacjach, gdy konieczna była pomoc ludziom, tak by oczekiwanie na lekarza nie zagrażało ich życiu. Nie mieliśmy jednak jeszcze wtedy defibrylatora - mówi W. Skorupiński. - Raz był to wypadek drogowy. Strażnicy utrzymali akcję serca ofiary wypadku do przyjazdu pogotowia. Jednak ten człowiek zmarł w szpitalu. Innym razem to była pomoc człowiekowi, który zasłabł na ulicy.
Strażnik przekonuje, że zakup tego specjalistycznego urządzenia był konieczny. - Nawet jeżeli uda się nam uratować chociaż jedno życie, wydanie pieniędzy na jego zakup będzie się opłacało - twierdzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska