Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wspominamy Romana Garbowskiego, współtwórcę Sceny Lalkowej Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze

Jacek Katos
Wideo
od 16 lat
Po wielu latach ogromnych starań całej rzeszy ludzi, którym Lubuski Teatr w Zielonej Górze jest bliski sercu, wreszcie reaktywowano, po kilku dekadach niebytu, Scenę Lalkową. Tej chwili nie doczekał Roman Garbowski, który Scenę Lalkową współtworzył ponad pół wieku temu.

Nowy budynek, nowe możliwości, odrębny repertuar. W niespełna miesiąc od otwarcia już trwają przygotowanie do kolejnej premiery, i to takiej ze szczególnym wyzwaniem, bo przeznaczonej dla dzieci ze spektrum autyzmu.

Legenda twórców zielonogórskiej Sceny Lalkowej, którą do życia na początku lat 70. powołała wybitna aktorka i reżyserka Halina Lubicz, nabrała nowej mocy. Pierwszy zespół zielonogórskich lalkarzy liczył zaledwie cztery osoby. Wśród nich znalazł się Roman Garbowski, któremu nie dane było doczekać reaktywacji Sceny Lalkowej, którą współtworzył ponad pół wieku temu.

Dyrektor Lubuskiego Teatru Robert Czechowski po 16 latach starań o dodatkowy budynek, dedykowany specjalnie Scenie Lalkowej, nie ukrywa ogromnej satysfakcji, ulgi i poczucia nie tylko zawodowego szczęścia. Nie do końca jednak karty historii zielonogórskich lalkarzy w roku 2023. będą zapisane w tak optymistycznym i budującym tonie.

- Mamy taki słodko-gorzki rok, bo z jednej strony fantastyczny prezent w postaci budowy budynku dla Teatru, którego nigdy nie było. Wreszcie wymazaliśmy tę białą plamę z mapy Teatralnej Polski. Natomiast ta gorzka część roku 2023 to odejście dwóch naszych wieloletnich aktorów-lalkarzy. Jana Wysockiego i Romana Garbowskiego – mówi Robert Czechowski. - Obydwaj współtworzyli scenę lalkową, która była zaczynem obecnego Teatru Lalek. I należy się wielki pokłon tym panom i wszystkim, którzy wydeptywali tę pierwszą ścieżkę Teatru Lalek.

Z racji wieku łatwo się domyśleć, że Roman Garbowski był jednym z prekursorów zielonogórskiej sceny lalkowej. Był częścią skromnego wówczas zespołu, który musiał błyskawicznie uczyć się radzenia z wyzwaniami, jaki im stawiał widz najbardziej nieprzewidywalny i wymagający, ale też niepowtarzalnie wdzięczny – dzieci.

Starania o reaktywację sceny lalkowej w LT, którą od lat konsekwentnie i z mozołem prowadziły sprzyjające tej idei instytucje i ogromna rzesza przyjaciół zielonogórskiego teatru odbywała się na kilku płaszczyznach.

Prawdopodobnie nigdy nie poznamy szczegółów biurokratycznej walki o przywrócenie, a właściwie powołanie na nowo do życia zespołu zielonogórskich lalkarzy. Może to i lepiej, by papierologią zajmowali się powołani do tego właściwi ludzie, bo dzięki temu ciężar biurokratycznego kolosa nie będzie przytłaczać i ograniczać przekazu i odbioru samej sztuki.

Zupełnie odmienne oczekiwania stawiamy na płaszczyźnie zapisów historycznych i kultywowania idei, jaka przyświecała twórcom zielonogórskiej sceny lalkowej. Na szczęście ta sfera drobiazgowego poszerzenia wiedzy i odzyskiwania oraz gromadzenia elementów historii, dotyczącej pierwszego zespołu, prekursorskich działań budowniczych fundamentów Sceny Lalkowej LT, jest wciąż poszerzona. I możemy być pewni, że z roku na rok ta wiedza będzie wyraźniejsza i bogatsza o kolejne archiwalne skrawki ich pracy. A co za tym idzie, kultywowanie bezcennego spadku twórców tej części twórców lubuskiej kultury, jaką jest lubuskie lalkarstwo, z czasem będzie też nabierać siły.

Historia pewnego nagrania

Właśnie jednym z takich działań mających na celu poszerzaniu wiedzy historycznej o początkach sceny lakowej LT był wielowątkowy i multimedialny projekt „Halina Lubicz: ślady i nawiązania”, na którego realizację w 2017 roku dyrektorowi Czechowskiemu udało się pozyskać środki od Urzędu Marszałkowskiego Województwa Lubuskiego i Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

W ramach tego projektu został również zrealizowany film, którego tytuł wszystko tłumaczy "Na tropie Sceny Lalkowej".

Koordynatorka projektu Emilia Adamiszyn, i piszący te słowa autor filmu, zaprosili przed kamerę kilka osób, które pamiętały jeszcze epokę Lubiczowej i poprosiły je o podzielenie się tą wiedzą z widzami filmu.

Warto tu wtrącić, że podczas przygotowań do podobnych realizacji zupełnie naturalne jest, że autorzy szeptają do siebie uwagi typu: "Wiedza Tych-naszych rozmówców jest bezcenna! Musimy nagrać ich jak najwięcej, by mogli się nią podzielić z innymi. Bo prędzej czy później nie będzie ich między nami, a idee, które chcieli nam przekazać swoją pracą i pasją, będą co raz bledsze i bledsze." I do końca swojej dokumentującej pracy, gdzieś tam, z tyłu głowy tli im się obawa, czy na pewno nagrali wszystko, co należało nagrać, czy zadawali właściwe pytania i poświęcili wystarczająco dużo czasu, by wydobyć i zarejestrować jak najwięcej elementów historii od swoich rozmówców.

Prawda jest taka, że profesjonalistom, jakiekolwiek byłyby efekty ich pracy, zawsze jest za mało. Ale takie kilkudziesięciominutowe to również gigabajty danych rosnące w zastraszającym tempie i zapełniające nam niemiłosiernie dyski komputerowe. Wtedy przychodzi czas trudnych decyzji. Jeśli stwierdzimy, że dana wypowiedź nie jest niczym nowym, szczególnym i że podobnych historii mamy na wyciągnięcie ręki cały ogrom, to po prostu te pliki usuwamy.

Na szczęście tak się nie stało w przypadku nagrania z Romanem Garbowskim. Jakimś cudownym zrządzeniem losu udało się natrafić, odnaleźć, gdzieś głęboko zakopany w filmowych archiwach oryginalny zapis wywiadu z Romanem Garbowskim, w który ze swej perspektywy opowiada nam właśnie o początkach artystycznego działania lalkarzy z zespołu Haliny Lubicz. Dziś to nagranie wydaje się bezcenne. A przecież to dopiero początek Nowej Ery Lalkowej LT. Notabene z perspektywy czasu teraz możemy tylko żałować, że nie poświęciliśmy więcej uwagi naszemu rozmówcy, choć wówczas wydawaliśmy się być usatysfakcjonowani takim pełnym ciekawostek i faktów nagraniem.

Na przykład, to, kiedy dowiadujemy się, że pierwsza scena lalkowa Lubuskiego Teatru mieściła się w obecnym gabinecie dyrektora, a dziś na przedstawienie możemy zapraszać całe klasy do nowoczesnego zupełnie odrębnego budynku, który został specjalnie wybudowany do takich właśnie zbiorowych, ale wygodnych i kameralnych zarazem spotkań dzieciaków ze sztuką teatralną.

Jeszcze nie zdajemy sobie sprawy, jak ogromnym potencjałem zostaliśmy obdarowani przez tych, którzy wpisywali pierwsze słowa w elementarzu lubuskiego lalkarstwa. Dopiero gdy słyszymy, jak mówi nam o tym Roman Garbowski, słuchamy w milczeniu, z niedowierzaniem. W końcu, gdy wysłuchujemy tego wywiadu, kiedy możemy już dopytać o kolejne szczegóły poruszanego przez naszego rozmówcę tematu, bo po prostu go już niema, gdzieś w głębi samych siebie pytamy: "Jak to?!? Na prawdę ów osławiony, legendarny wręcz, pierwszy zespół lalkarzy Lubuskiego Teatru powołany do życia przez wybitną aktorkę i reżyserkę jaką niewątpliwie była Haliny Lubicz liczył TYLKO CZTERY OSOBY?!?"

Tak. Zespół Haliny Lubicz tworzyli wówczas: Janina Janiak-Garbowska (żona Romana Garbowskiego), Kira Franciszkowicz, Andrzej Rytyngier i sam Roman Garbowski.

I to właśnie dzięki temu maleńkiemu zespołowi, który wczoraj dopiero wpisywał pierwsze hasła do elementarza lubuskiej sceny lalkowej, dziś ze spokojem planujemy na przykład specjalne spektakle przeznaczane dla dzieci wymagających szczególnej opieki psychologicznej.

A jutro, kto wie, może zacznie tu budować swoją wizję lubuskiej Sceny Lalkowej taki pan Jan, który jako mały Jasio siedział na premierze Don Kichota w 2023. w pierwszym rzędzie na widowni Sceny Lalkowej?

Z perspektywy czasu dziś można tylko żałować, że nie poświęciliśmy więcej czasu i uwagi na rozmowę z Romanem Garbowskim.

Z tym większym przekonaniem informujemy i zapraszamy do lektury specjalnego artykułu poświęconego pamięci Romana Garbowskiego, jaki ukaże się w najbliższym wydaniu Magazynu Gazety Lubuskiej. Zamieścimy obszerne fragmenty wspomnianego wywiadu. Dowiemy się również, jak wspominają Romana Garbowskiego jego przyjaciele i miłośnicy jego talentu.

Dziś poświęćmy Romanowi Garbowskiemu jeszcze kilka minut uwagi. Przypomnijmy sobie kilka najważniejszych faktów z jego barwnego i bogatego twórczo życiorysu, nie ograniczającego się wcale, jak mogliby niektórzy sądzić, do sceny lalkarskiej.

Garbowski: z lalkami czy bez, na deskach teatru czy poza nimi – zawsze Aktor

Roman Garbowski urodził się 17 września 1935 r. we wsi Budki Borowskie. W 1945 roku jego rodzina została zesłana na Sybir. Do Polski na Ziemie Odzyskane wrócił w 1946 roku.

Pracę w teatrze rozpoczął jako lalkarz w 1961 r. w Teatrze Lalek „Pleciuga" w Szczecinie. W latach 70. przeniósł się wraz żoną do Zielonej Góry, by związać się ze Sceną Lalkową Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze.

Trafił do zespołu prowadzonego przez wybitną aktorkę i reżyserkę Halinę Lubicz, od której zaczęły się lalkowe tradycje Zielonej Góry. W latach 80. przeniósł się do Gorzowa, do Teatru im. Osterwy w Gorzowie. Dwa lata później państwo Garbowscy przenieśli się do Świebodzina. Roman sprawował tam pieczę kierownika Domu Kultury. A Janinie powierzono funkcję kierownika artystycznego.

Trzy lata później Garbowski powrócił do Lubuskiego Teatru i został w nim do końca swojej aktywności zawodowej jako aktor teatralny. Na deskach Lubuskiego Teatru zagrał m.in. Dżepetta w „Pinokio, czyli przygody drewnianego pajacyka”, Bagażowego w „Słudze dwóch panów”, Gralona w „Balladynie” oraz Spiskowca i Prezesa w „Kordianie”. Z teatrem pożegnał się w 1997.

Nigdy jednak nie odszedł od aktorstwa. Po zakończeniu pracy w Lubuskim Teatrze założył Studio Teatralne „Komedianci", będące bardziej kameralną i objazdową formą prezentacji teatralnych - głównie sztuk dramatycznych i komediowych. Obok Garbowskiego w obsadzie pierwszych sztuk pojawiali się Sławek Krzywiźniak, Janusz Młyński i Krzysztof Machalica, któremu Garbowski powierzył również funkcję zastępcy dyrektora ST KOMEDIANTÓW. Całości zespołu szefował oczywiście sam Roman Garbowski.

Garbowskiego kamera kochała. "Szkoda, że tak późno..."

Po latach ścisłego związku ze sceną teatralną z powodzeniem znalazł również swoje miejsce w filmie. Fani jego talentu i miłośnicy kina żałują, że stało się to tak późno, bowiem każda postać, w którą miał się okazję wcielić, choćby grana tylko epizodycznie, była nadzwyczaj wyrazista, oryginalna i autentyczna. Garbowski swój aktorski ślad z powodzeniem pozostawiał zarówno na dużym jak i na małym ekranie.

W 2012 w Oskarowym "Pianiście" (2002) Romana Polańskiego wystąpił epizodycznie i zagrał Żyda na bazarze. Również fani popularnych seriali telewizyjnych mieli okazję do podziwiania jego filmowego talentu w "Plebanii"(2011) i w "Na dobre i na złe" (2000).

Mówiąc o filmowym talencie Garbowskiego w kontekście seriali śniadaniowych, nie ma ani odrobiny ironii. O takich osobach filmowcy mówią, że kamera ich kocha. Oczywiście profesjonalizm aktorski dodawał Garbowskiemu na ekranie tylko dodatkowe argumenty in plus.

Oczywiście ta jego aktorska charyzma nie mogła zostać niezauważona przez zielonogórskich twórców kina niezależnego. Grzegorz Lipiec (Sky Piastowskie) zaprosił go do dwóch filmów. W "Dniu w Którym Umrę" (2008) zagrał w epizodzie pacjenta w szpitalu psychiatrycznym. Od razu skradł serce reżysera z Osiedla Piastowskiego i zagrał w kolejnym długometrażowym filmie "8 w Poziomie" (2008). Była to, jak dotąd, produkcja Sky Piastowskie realizowana z największym rozmachem, z udziałem niemal całej Zielonej Góry. Ponadto Lipiec z pełnym zaufaniem oddał mu rolę Starszego Araba w której partnerował hollywoodzkiemu Markowi Proboszowi.

Do zgoła odmiennej rzeczywistości filmowej zaprosili go dwaj inni zielonogórscy artyści niezależni. W surrealistycznym obrazie "Intelekt Kollapse" (2004), będącym filmową ilustracją industrialnej i mrocznej muzyki PROFANUM, Krzysztof Włodarski i Jacek Katos poprosili Romana Garbowskiego o wykreowanie dwóch różnych postaci - Szalonego Profesora i Demiurga. I chyba oni sami nie spodziewali się, że "starszy pan", emerytowany aktor-lalkarz, który kochał grać dla najmłodszego, dziecięcego widza, da radę tak przekonywująco i sugestywnie wykreować dwie równie mroczne, acz różne role i to w filmie przeznaczonym raczej dla widzów powyżej 18 roku życia.

Jak się okazuje to wcale nie koniec filmowych objawień Garbowskiego. Jego ekranowa charyzma doskonale sprawdziła się również w zupełnie przeciwległych klimatach filmowych. W filmie kolejnego niezależnego reżysera Tomasza Łupaka, który wywodzi się ze środowiska Zielonogórskiego Zagłębia Kabaretowego pt. : "33 minuty w Zielonej Górze, czyli w połowie drogi" (2016), wystąpił z całą plejadą zielonogórskich kabareciarzy, znajdując z nimi doskonały filmowy dialog.

Roman Garbowski (17.09.1935 – 17.04.2023)
Roman Garbowski 17 września skończyłby 88 lat. A miesiąc później mógłby być świadkiem uroczystego otwarcia nowego budynku Lubuskiego Teatru przeznaczonego specjalnie do reaktywacji zielonogórskiej Sceny Lalkowej LT, z przesłaniem kultywowania idei, jakie przyświecały ponad pół wieku temu jej twórcom - czyli również jemu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska