Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wykonał oprawę płyty Czesława Mozila. Został nominowany do Fryderyka

Jakub Pikulik 95 722 57 72 [email protected]
Mariusz Kaczmarek na co dzień tworzy w pracowni plastycznej Meszuge. Kilka lat temu powstała tu jedna z nielicznych w Polsce pracowni litograficznych. Aktualnie pracuje nad okładką płyty dla Piotr Bukartyka.
Mariusz Kaczmarek na co dzień tworzy w pracowni plastycznej Meszuge. Kilka lat temu powstała tu jedna z nielicznych w Polsce pracowni litograficznych. Aktualnie pracuje nad okładką płyty dla Piotr Bukartyka. Jakub Pikulik
Mariusz Kaczmarek to artysta plastyk z Kostrzyna. Prywatnie jest wielkim fanem żużla. Zawodowo zaprojektował i wykonał oprawę graficzną płyty Czesława Mozila. I został za to nominowany do nagród Fryderyki 2012.

A jak Antek. Mój siedmioletni syn. Wiadomo - love. To też Amanita Design, czeska wytwórnia, która stworzyła moją ulubioną grę Machinarium. I akwarium, ale nie takie, w którym jest powyginany nurek i bulgocząca pompka na środku, tylko akwarium roślinne. Rybka w nim to tylko dodatek. Pamiętam, jak w dzieciństwie przed szkołą zakładałem maskę do nurkowania i zaglądałem do wody. Chciałem mieć tam taki domek miedzy roślinkami.

B jak Barcelona. To moje i żony ulubione miejsce, w które wyjeżdżamy zazwyczaj w okolicach lutego. Świetne miasto, bo ludzie są z niego dumni, jest unikalna atmosfera, w knajpach jest głośno. Przez tydzień ładujemy tam baterie. B to też Beskid Niski, moje ulubione góry. We wsi Bodaki kiedyś posądzono mnie z żoną, że podpaliliśmy stodołę. Nigdy w życiu tam nie byliśmy, jak dojechaliśmy na miejsce z policją, ludzie i tak rozpoznali w nas podpalaczy. Niesamowita historia. B to też Bukartyk Piotr, któremu właśnie robię szatę graficzną do nowej płyty.

C jak cebula. Bo lubię ją jeść w różnych konfiguracjach. I Czesław Mozil, któremu ilustrowałem płytę. To też Cortazar Julio i moje ulubiona książka "Gra w klasy", którą można czytać od końca, z boku i nawet do góry nogami.

D jak Dubrownik. I zespół Dead Can Dance. To też drewno, które lubię ładować do pieca, jak jest ładnie poukładane, przykryte i jest tego dużo... Sama przyjemność.

E jak Eco Umberto. Jak czytałem "Wahadło Foucaulta", to tak mnie zakręcił, że trzy czwarte czasu siedziałem w internecie i sprawdzałem, o co w ogóle chodzi. Przy czytaniu tej książki czułem, jakbym robił doktorat. Skończyło się tak, że zamiast czytać książkę, siedziałem na Sportowych Faktach i czytałem o żużlu.

F to ciekawa literka. Mam wrażenie, że w tej części regionu nielubiana. Dlatego trochę na przekór nasz drugi syn ma na imię Filip. F to też filharmonia w Gorzowie. Żeby załagodzić wszystkie kontrowersje z nią związane, powinni ją nazwać filharmonią im. Edwarda Jancarza. Kto wtedy ośmieliłby się ją krytykować?

G jak Giacometti Alberto. Mój ulubiony malarz. To też Garczarek Zdzisław, nasz dyrektor od kultury. I Gojtka Kaziu, najsilniejszy bramkarz w mieście, niejedno imadło chciałoby mieć taki uścisk. Był swego czasu taki pomysł, żeby wszyscy ochroniarze mieli koszulki z napisem "Kaziu". To też Garymaciej, kolega, z którym uwielbiamy SMS-ować. Językiem żużlowym opisujemy, co się działo w dany weekend. "Najpierw konferencja prasowa w barze, potem dwa razy z kolegą na 5:1, a później to upadek, taśma, i w nominowanych nie jechałem...". No i wiadomo, że chodzi o zabawę do rana.

H jak Hermann Hesse, niemiecki pisarz.

I jak "izmy", których najlepiej po prostu się pozbyć.

J jak jazda rowerem na jednym kole. W dzieciństwie chciałem być żużlowcem. Nauczyłem się na kole jeździć dość daleko, trzymając kierownicę jedną ręką. Sprawdzałem - potrafię to do dziś.

K jak Kasia. Moja żona. Love - wiadomo - od dzieciaka. O tym, że będzie moją żoną, powiedziałem jej jeszcze w podstawówce. Jak widać, udało się. K to też Kamień na kamieniu, czyli plener litograficzny, który prowadzimy w pracowni Meszuge.

L jak litografia. Dziedzina sztuki, którą się tu zajmujemy. To już niemal zapomniana, czasochłonna technika. L też jak lego, z Antkiem uwielbiamy je układać.
M jak mama. Też wiadomo, że love. Każda mama jest najlepsza. M jak Meszuge, nazwa mojej pracowni.

N jak narty, których zdecydowanie za mało. N to też nerwy, kiedy nie idzie tak, jak powinno.

O jak Owiżyc Cezary. Mój ulubiony "Shawn Moran" gorzowskiego żużla. To też Owsiak Jurek, który przed Przystankiem Woodstock często przychodzi do pracowni się wyciszyć, porysować, pogapić w akwarium. Nikt go tu nie szuka. Chociaż teraz chyba zdradziłem jego tajemnicę...

P jak Piotrowski Grzegorz. Kolega malarz, z którym przeżyłem bardzo fajne plenery w Mościcach. Malowaliśmy na wyścigi, kto więcej słoneczników i kto lepiej wyrysuje garnki, słoiki i inne sprawy. To też Petersburg, moje ulubione miasto w Rosji. No i papierosy... Bardzo lubię do kawy (pewnie się mama obrazi).

Q to litera, dzięki której łatwiej napisać przekleństwo.

R jak rodzina. To też fajna literka, bo zaczyna się na nią rozmowa. Idealnie rozładowuje napięcia, im więcej ludzie rozmawiają, tym większa między nimi więź. Rozmowa powoduje, że w kontaktach z ludźmi jest mniej przypadków.

S jak Stal Gorzów. Ale też szwagier, który ma świetny sprzęt budowlano-majsterkowy, którego mu strasznie zazdroszczę. I sobie taki powolutku skompletuję. S to też siostry, które są wyjątkowe. I Sleszu - kolega, z którym się nagadać nie mogę.

T jak tata. Wiadomo - love. Tata to tempo, chciałbym mieć w jego wieku tyle apetytu na życie. Tiruriru, czyli moja strona internetowa, i Tuwim z tomikiem "Nalej mi wina".

U jak uśmiech.

V jak citroen CV. W filmie z Louisem de Funesem zakonnica jedzie na skróty właśnie takim autem. Karoseria odpada przy dobrym podkładzie muzycznym, jest akcja i dojeżdża do Saint-Tropez na dwóch kołach. V to też dwa palce, taki symbol zwycięstwa, że się udało.

W jak weekend, który każdy lubi i wszyscy na niego czekają. Weekend zaczyna się już w czwartek, bo wszyscy czekają na piątek. A w piątek zaczyna się bal. To głośne rozmowy do rana, w pewnym momencie wszyscy mówią, nikt nikogo nie słucha i wszyscy są zadowoleni. Fantastycznie!

X kojarzy się różnie, ale w rozmiarach to wolę L.

Y, czyli przeciąganie. Jak rozmawia się przez telefon z marudą, to ona robi "yyy...". Bardzo męcząca sprawa.

Z jak zabawa. No i żużel, ten prawdziwy i na rowerach. W dzieciństwie przed blokiem zrobiliśmy z kolegami tor żużlowy, były bandy z opon, ścigaliśmy się blok na blok w każdą sobotę. Nazywaliśmy się "Weslake Kostrzyn", mieliśmy swój park maszyn, tarcze na tylnych kołach z flagą Anglii. Pamiętam, że wynosiłem mamie kryształy z domu, żeby po zawodach wręczać puchary dla najlepszych zawodników. Było sporo emocji i wszystko na serio.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska