Wypadek w kopalni Bielszowice
Początkowo zastępy ratowników próbowały dostać się do poszukiwanych ślusarzy, z obu stron zawału. Po godzinie 16 ratownikom udało się namierzyć sygnał z lokalizatorów górników umieszczonych w ich lampach. Sygnały zostały zlokalizowane na odcinku pomiędzy 10, a 20 metrem gruzowiska. Kilka godzin później z ruchu Bielszowice napłynęły bardzo dobre wieści! Z jednym z górników jest kontakt - wzrokowy i głosowy. Po północy udao się go wywieźć na powierzchnię. - Górnik mówi, że jest cały obolały. Za pomocą specjalnego wysięgnika podano mu koc i wodę - mówi Tomasz Głogowski, rzecznik PGG.
Póki co nie ma kontaktu głosowego i wzrokowego z drugim z poszukiwanych górników. Prawdopodobnie jest on w odległości ok. 10 metrów od swojego kolegi z którym rozmawiają ratownicy. Przynajmniej w takiej odległości wyłapywany jest sygnał z jego lampy.
Akcja ratownicza w kopalni Bielszowice
CZYTAJ NA ŻYWO
- Na miejscu są dwa zawodowe zastępy ratowników z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu, oraz dwa zastępy z Okręgowej Stacji także z Bytomia. Każdy z zastępów liczy 5 osób – mówi Robert Wnorowski, rzecznik prasowy Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu.
ZOBACZCIE ZDJĘCIA
Co wiadomo o prowadzonej akcji ratowniczej? Zawał, który w kopalni Bielszowice ma długość około 50 metrów. To nic innego jak mieszanina skał, stalowych elementów obudowy chodnika, rur, drewnianych elementów zabudowy oraz sprzętu. Gruzowisko przebierane jest ręcznie i trudno mówić o jakimkolwiek tempie prowadzonych prac. - Ta akcja może potrwać kilka godzina, a może kilka dni – podkreślają ratownicy. Ratownicy oczywiście dysponują sprzętem wspierającym ich prace – mowa o wycinaniu pewnych, stalowych elementów, rozwieraczach itp.
Na szczęście na dole panują dość dobre warunki do prowadzenia akcji. Jest dopływ powietrza, ratownicy nie muszą pracować w aparatach tlenowych.
Do wstrząsu w kopalni Bielszowice doszło w rejonie, gdzie trwały prace konserwatorskie, nie było prowadzone wydobycie.
W przeciągu ostatnich kilkunastu lat w polskim górnictwie doszło do wielu katastrof, po których akcje ratunkowe trwały wiele dni.
Najtrudniejszą akcją w historii Jastrzębskiej Spółki Węglowej była ta trwająca aż 12 dni w kopalni Zofiówka w maju 2018 roku. Tam też doszło do wstrząsu. W chwili gdy do niego doszło w kopalni pracowało 250 osób, z czego w rejonie bezpośredniego zagrożenia 900 m pod ziemią – 11. Czterem z nich udało się uciec, siedmiu zostało uwięzionych pod ziemią. Do dwóch z nich, żywych udało się dotrzeć jeszcze w dniu tragedii. Potem akcję utrudniały wysoka temperatura, małe prześwity w zawalonych chodnikach oraz wysokie stężenie metanu, a także pojawienie się wstrząsów wtórnych. Zginęło wówczas 5 górników.
Najdłuższą akcją w powojennej historii polskiego górnictwa w ogóle by ta prowadzona po wstrząsie w ruchu Śląsk kopalni Wujek-Śląsk. Akcja rozpoczęła się po zaraz po wstrząsie, który miał miejsce 18 kwietnia 2015 r. o godz. 0.16. Oficjalnie, została zakończona po 67 dobach. Jej koszt oszacowano na 21 mln zł. Łącznie było w nią zaangażowanych ponad tysiąc osób, w tym 742 ratowników. Życie stracili dwaj górnicy – choć przeżyli wstrząs, prawdopodobnie zabrakło im powietrza.
Strefa Biznesu: Polska istotnym graczem w sektorze offshore
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?