Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wypadek w Żarach: To cud, że wszyscy żyjemy!

Janczo Todorow
- To cud, że żyjemy i Emilek urodził się zdrowy - mówią Paulina i Adrian Knie. Na zdjęciu z dziećmi Emilem i Krystianem.
- To cud, że żyjemy i Emilek urodził się zdrowy - mówią Paulina i Adrian Knie. Na zdjęciu z dziećmi Emilem i Krystianem. Janczo Todorow
Po wypadku Paulina Knie z Żar bała się wyjść z domu. Na przejściu dla pieszych czeka długo, aż przejadą wszystkie auta i dopiero wtedy przechodzi. Koszmar tamtych chwil ciągle ma przed oczami.

Dwa tygodnie temu Paulina Knie i jej mąż Adrian postanowili wybrać się na pizzę. Mąż poruszał się o kulach, bo miał zerwane ścięgno i uraz kolana. Przy ul. Moniuszki przechodzili przez jezdnię na przejściu dla pieszych. Byli już na pasach, kiedy nagle pojawiło się auto. - Najpierw uderzona została żona, potem ja.

To było straszne, auto wjechało na pasy z impetem. Dopiero po tym jak nas potrąciła, kobieta za kierownicą zaczęła hamować. Podniosłem się, choć miałem rozbitą głowę, ale żona krzyczała z bólu. Z pobliskiego centrum medycznego wybiegli lekarzy, żeby udzielić jej pierwszej pomocy. Dopiero, kiedy przyjechali policjanci, kobieta wysiadła z auta - opowiada Adrian.

Uderzenie było dla Pauliny fatalne. W ciężkim stanie została przewieziona do szpitala wojewódzkiego w Zielonej Górze. Tam wykonano cesarskie cięcie i uratowano jej synka. - Kiedy lekarze otworzyli mi brzuch okazało się, że mam uszkodzone wewnętrzne organy. Usunięto mi śledzionę, zszyto pękniętą wątrobę i trzustkę. Miałam przesuniętą miednicę. Synek Emil miał pojawić się na świecie za miesiąc. Na początku nie mogłam się nawet podnieść z łóżka, dopiero po kilku dniach mogłam go zobaczyć. Szczęście w nieszczęściu, że auto uderzyło mnie w bok, inaczej dziecko mogło nie przeżyć - opowiada Paulina. W poniedziałek opuściła szpital w Zielonej Górze, dokąd trafiła zaraz po wypadku. Wraca powoli do zdrowia i jest szczęśliwa, że żyje i może nakarmić Emilka własną piersią.

Adrian miał nagraną pracę w Niemczech i miał na dniach jechać do roboty. Po wypadku wszystko runęło. Choć już wyszedł ze szpitala, to jeszcze nie jest całkiem zdrowy. - Mamy też pięcioletniego synka Krystiana, który w feralny wieczór został u dziadków. Gdyby szedł z nami, pewnie by doszło do jeszcze większej tragedii. Kobieta jechała za szybko i mało nas nie zabiła. Przeżyłem horror, byłem strasznie poobijany, miałem wstrząs mózgu.

To uderzenie spowodowało, jeszcze większy uraz kolana i choć ledwo chodziłem, musiałem codziennie odwiedzać żonę i maleństwo - opowiada Adrian. W dniu wypadku, Adrian odebrał swoje prawo jazdy. - To, co się stało, to przestroga dla mnie, żeby nie szaleć po drogach. Teraz zatrzymuję się przed każdym przejściem dla pieszych i przepuszczam każdego, nawet jak jest jeszcze na chodniku - zapewnia.

Teraz oboje wracają powoli do zdrowia i zastanawiają się jak dalej żyć. Adrian do pracy nie pojedzie jeszcze długo, Paulina musi zajmować się maleństwem. Krystian od września idzie do przedszkola. - Nie wiem jak to będzie, skąd wziąć pieniądze na opłaty i na życie. Jedyny dochód na razie to zasiłek macierzyński żony. Musimy liczyć na wsparcie jej i mojej rodziny. I tak bardzo nam pomagają przy opiece nad dziećmi - dodaje Adrian.
Od 7 sierpnia nasza gazeta ma dodatkowy adres: www.gazetalubuska.pl/premium. To nowa, a wkrótce płatna część naszego serwisu. Do systemu sprzedaży najciekawszych materiałów przystępujemy razem z innymi 41 portalami, które powiązane są z najpopularniejszymi gazetami i czasopismami w Polsce. Do końca sierpnia można korzystać z systemu za darmo, potem za dostęp do wszystkich tytułów wystarczy zapłacić 19,90 zł miesięcznie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska