Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyrzucą ich z Domu Pomocy Społecznej za głośne słuchanie muzyki?

Eugeniusz Kurzawa 68 324 88 54 [email protected]
- Jeśli syn jeszcze raz puści muzykę, to mnie już w tym domu nie będzie - mówi z ironią Kazimierz Baryła, zamieszkujący z synem Pawłem oficynę w Domu Pomocy Społecznej
- Jeśli syn jeszcze raz puści muzykę, to mnie już w tym domu nie będzie - mówi z ironią Kazimierz Baryła, zamieszkujący z synem Pawłem oficynę w Domu Pomocy Społecznej fot. Mariusz Kapała
Najpierw przyszedł do nas list pocztą elektroniczną od Pawła Baryły z Domu Pomocy Społecznej w Trzebiechowie. Prosił o spotkanie. - Chciał bym przedstawić niezręczną sytuacje w jakiej się znalazłem wraz z ojcem i siostrą - przekazał mieszkaniec DPS. Pojechaliśmy.

- Dyrekcja Domu Pomocy Społecznej dąży do tego, żebyśmy się stąd wyprowadzili - uważa 22-letni Paweł Baryła. - Tyle że nie robi tego w sposób bezpośredni, ale rozmaitymi sposobami.

Kazimierz Baryła wraz z synem Pawłem i córką Dorotą nie są jednak pensjonariuszami DPS, lecz mieszkają jako lokatorzy. Zajmują jedno z mieszkań w oficynie dawnego sanatorium. Zawdzięczają to żonie i matce, która była pracownicą domu pomocy. Zmarła 16 września 2008 r. - Żona pracowała tu od 1968 roku jako pielęgniarka - przypomina małżonek.

Panowie zajmują obecnie 90 mkw. we dwójkę, gdyż Dorota studiuje w Zielonej Górze. Lokal nie jest w dobrym stanie. Przez stary dach cieknie woda. Zacieki widoczne są w pokoju Doroty, dziura w ściance jest w pokoju Pawła. - W kuchni tego nie widać, bo nakleiłem tapetę, gdyż odpadający tynk wpadał nam do zupy - mówi pan Kazimierz.

- Dyrekcja nie chce przeprowadzić naprawy dachu. Nie mówię o poważnych remontach lecz o poprawie dachówek. Tymczasem któregoś dnia chciano mi dać stare zawilgocone regipsy abym je przykręcił na zacieki - ciągnie syn. - Po prostu traktuje nas tutaj jak intruzów.

Najważniesi są pensjonariusze

- Najważniejsi są pensjonariusze, których mam pod swoją opieką i o nich muszę dbać - przekazuje Agnieszka Szeląg, dyrektorka DPS. - Wszelkie remonty, w tym dachu, zaczęliśmy od budynku, gdzie mieszkają pensjonariusze. Poza tym DPS musiał osiągnąć odpowiednie standardy, żeby mógł działać na stałe. Dlatego obecnie remontujemy kolejny budynek - administracji. Czekam na pieniądze, żeby ruszyć z remontem dachu na oficynie i myślę, że w tym roku to się uda.

Jej zdaniem, a także niektórych pracowników administracji, dwaj mężczyźni zamieszkujący od lat DPS-owskie mieszkanie mogliby tam zrobić coś sami. - Nie jesteśmy spółdzielnią mieszkaniową posiadającą fundusz remontowy - irytuje się szefowa placówki.

- Pani Baryłowa to była bardzo porządna i pracowita kobieta, ale pana Kazimierza to ja pamiętam zawsze stojącego z rękami w kieszeniach - dodaje jedna z pracownic z DPS. Tymczasem obaj panowie deklarują, że chcą remontować mieszkanie, pokazują nowe drzwi zewnętrzne gotowe do wstawienia, ale oczekują, że dyrekcja DPS zbuduje ścianę w korytarzu obok drzwi, gdyż inaczej cała robota nie ma sensu.

- W korytarzu jest tylko ścianka z płyty - lokator uderza w nią, żeby udowodnić. - A na cegły musi być zgoda konserwatora, bo to zabytek. Zresztą czy ja będę tu mieszkał, może mnie wyrzucą...

Czy ja tu będę mieszkał?

K. Baryła rzuca taką opinię po otrzymaniu pisma od dyrektorki. Chodzi o "kolejny wybryk" syna, który "zakłócał porządek nocny na terenie Domu w dniu 31 grudnia około godziny 22.00", jak mówi ostrzeżenie. W puencie czytamy, iż "ponowne zakłócanie porządku będzie skutkowało wypowiedzeniem umowy najmu". Syn uważa, iż to jest właśnie próba "nie wprost" wyprowadzenia rodziny z DPS-u.

- To wcale nie było zakłócanie ciszy nocnej, przecież 31 grudnia to sylwester - mówi P. Baryła, który umówił się z sąsiadem "z dołu", że zrobią sobie grilla na podwórku przed domem i puścił muzykę. - Wcześniej upewniłem się na policji, rozmawiałem z sąsiadami czy im nie będę przeszkadzał. I nikomu nie przeszkadzało poza jednym dziadkiem, no i panią Staszak, która też tu mieszka, ale okna ma z drugiej strony.

- Mnie osobiście muzyka nawet by nie przeszkadzała, ale chodzi o ludzi z DPS-u - przekazuje Izabella Staszak. - Dlatego po północy poprosiłam pana Pawła, żeby uciszył te ryczące głośniki na co on mnie oblał piwem. Wtedy wyrwałam jeden z głośników, rzuciłam na śnieg i poszłam. Ale on później znów włączył muzykę...

- Tak, mam na piśmie protest jednego z mieszkańców wobec zakłócania ciszy - informuje A. Szeląg. - Ale to nie jest tak, że "jeden dziadek" protestował, tylko jeśli się mieszka na terenie placówki, gdzie przebywa 105 osób starszych i schorowanych, to trzeba ściśle przestrzegać regulaminu tej placówki. Stąd moje ostrzeżenie o wypowiedzeniu, gdyż podobna sytuacja z panem Pawłem zdarzyła się nie pierwszy raz.

Tę informację potwierdzają inni pracownicy DPS. Dyrektorka zapowiada, że nie ma żadnych "niecnych" zamiarów wobec Baryłów, choć oni mają rodzinny dom w niedalekiej wsi Podlegórz, gdzie mogliby zamieszkać (obaj panowie twierdzą, że to ruina).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska