Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z Aten do Polski przyjechał śladami wuja, który został rozstrzelany po Wielkiej Ucieczkę

Tomasz Hucał 0 68 377 02 20 [email protected]
- Nie dałem rady. Wuj był bohaterem, ja nim nie jestem - mówił w sobotę dziennikarzom grecki aktor.
- Nie dałem rady. Wuj był bohaterem, ja nim nie jestem - mówił w sobotę dziennikarzom grecki aktor. fot. Zbigniew Janicki
Przyjechał do Żagania, by w rekonstrukcji odegrać rolę swojego wuja, którego nigdy nie poznał. Gdy zobaczył jego nazwisko na tablicy rozstrzelanych po ucieczce, Grek nie wytrzymał. Ze łzami w oczach zaszył się w hotelu...

Sotiris Skantzikas ma 43 lata. W Grecji, z której pochodzi i w której mieszka jest profesjonalnym aktorem. W styczniu tego roku zdecydował się na rolę swojego życia, którą miał odegrać w odległym Żaganiu. Mieście, którego nigdy nie widział, a o którym czytał tylko w internecie.

Miał tu zagrać 28 marca podczas rekonstrukcji Wielkiej Ucieczki ze Stalagu Luft III (24/25 marca 1944 roku). Czekała na niego rola... Sotirisa Skantzikasa.
- To był mój wuj, którego nigdy nie poznałem. Został zastrzelony po ucieczce. Znam go tylko z opowiadań mojego ojca - jego brata. Na jego cześć mam na imię Sotiris - opowiadał nam Grek już po przyjeździe do Polski. Jego ojciec miał ośmioro rodzeństwa. Aż czwórka braci zginęła podczas II wojny światowej.

Znaleźli go w internecie

Jak greki aktor trafił do Żagania? Kto go znalazł? - Moja rodzina ma w Grecji wielu przyjaciół. Podczas ostatniej wizyty części z nich w Żaganiu, poznawali oni historię Wielkiej Ucieczki, Stalagu. Zobaczyli m. in. nazwiska uciekinierów, a wśród nich jedynego Greka - Sotirisa Skantzikasa. Wtedy narodził się pomysł, by na uroczystości 65. rocznicy tego wydarzenia zaprosić kogoś z jego rodziny - wspomina Paweł Lichtański z urzędu miejskiego w Żaganiu, który był jednym z pracujących przy obchodach rocznicowych.

Przyjaciele Lichtańskich, po powrocie do Grecji wzięli się za poszukiwania i na ich portalu społecznościowym, coś jak nasza-klasa, znaleźli... Sotirisa Skantzikasa. - Po raz pierwszy napisał do mnie 19 stycznia tego roku. Mailowaliśmy do siebie prawie codziennie, aż wreszcie zdecydował się przyjechać i zagrać swojego wuja - wspomina P. Lichtański.

Sotiris zjawił się w Żaganiu w miniony piątek. - Macie piękne miasto, wspaniałe budowle, jest co zwiedzać - zachwycał się po przylocie. Nie martwiła go nawet pogoda - deszcz i wiatr. - W Berlinie, gdy wylądowałem było gorzej.

W piątek Skantzikas pojechał na teren byłych obozów. Zobaczył tablicę z nazwiskiem swojego wuja, miał wziąć udział w próbie rekonstrukcji Wielkiej Ucieczki. Odwiedził także miejsce, w którym było wyjście ze słynnego tunelu ucieczkowego Harry. Tam, zupełnie przypadkiem spotkał Howarda Tucka, brytyjskiego historyka, który w Żaganiu bywał wielokrotnie.

Tuck opowiadał Grekowi o życiu Jimmy'ego Jamesa, brytyjskiego pilota, który uciekał ze Stalagu razem ze Skatzikasem. - Było wtedy tak zimno i byli tak zmęczeni, że obaj nie mogli przełamać nawet tabliczki czekolady - mówił w piątek Brytyjczyk. - Jimmy rozgrzewał Sotirisa, nie przyzwyczajonego do takich ilości śniegu. Skantzikas zaczął narzekać, mówił, że chciałby już być w Grecji.

- Zachowałbym się tak samo - skomentował tylko bratanek i zamilkł. - Okazało się, że wiele cech charakteru mam dokładnie takich samych, jak on - mówił już na spokojnie w sobotę.

Z ostatniego rzędu

Te wydarzenia były punktem kulminacyjnym. Sotiris wyraźnie się wzruszył i pojechał do hotelu, by w skupieniu rozmyślać o wujku. Wtedy też doszedł do wniosku, że rola Sotirisa Skantzikasa go przerasta.

- Mój wujek był bohaterem, ja nim nie jestem. Ale będę tu i będę oglądał rekonstrukcję z boku. Dla wuja i przede wszystkim dla mojego ojca - mówił nam w sobotę grecki gość. - W piątek byłem tu sam. Wcześniej przygotowywałem się do roli w dzień i w nocy. Ale ostatecznie nie dałem rady wystąpić.

Sotiris z ostatniego rzędu trybuny honorowej oglądał historię swojego wuja i jego kompanów ze Stalagu. - Byli dzielni, my już tacy nie jesteśmy - komentował.
W niedzielę odwiedził jeszcze mauzoleum, miejsce w którym jest symboliczna mogiła rozstrzelanych uciekinierów. Zostawił przy nazwisku swojego wuja zdjęcie swoje z ojcem, który zmarł 16 marca 2000 roku.

- To dla niego tu przyjechałem. To chyba najważniejsza podróż w moim dotychczasowym życiu -podsumował i wyjechał do Berlina, by stamtąd wylecieć do Aten. Z nowymi wspomnieniami i historią swojego wuja widzianą, jakby na żywo…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska