Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z tej mąki może być chleb

Paweł Kozłowski 95 722 57 72 [email protected]
Eugeniusz Niparko wyciąga z pieca świeży i swojski chleb. Na razie może go tylko wypiekać dla rodziny lub na prezentacje. Czasami ktoś dostanie bochenek w prezencie...
Eugeniusz Niparko wyciąga z pieca świeży i swojski chleb. Na razie może go tylko wypiekać dla rodziny lub na prezentacje. Czasami ktoś dostanie bochenek w prezencie... Paweł Kozłowski
Rolnik żyto może sprzedać. Ale jeśli chciałby to zrobić z kilkoma bochenkami wypieczonymi z tego zboża, gospodarstwo musi przemianować na piekarnię. - Tak państwo nagradza nas za aktywność - ironizuje Eugeniusz Niparko z Białkowa koło Cybinki.

Pan Eugeniusz czyści swój mobilny piec do wypiekania chleba. Mobilny, bo zgrabna konstrukcja jest na solidnych kołach. W powietrzu unosi się popiół. Po chwili gospodarz wynosi z domu kilkanaście foremek z ciastem. Do pieca trafiają dzięki specjalnemu chwytakowi. Pomaga żona Joanna. Po godzinie chleby są już gotowe. Na podwórku unosi się zapach świeżego pieczywa. Złocista skórka kusi, by spróbować od razu, ale chleb najlepszy do krojenia i smakowania jest na drugi dzień. - Wypiekamy tylko dla siebie, czasami na pokaz lub dla gości - mówi rolnik z Białkowa.

Marzenia polskiego rolnika

Pan Eugeniusz chciałby robić ze swego żyta mąkę, ale młyna przecież nie postawi. Z mąki z kolei mógłby wypiekać chleb i koło pięknie by się zamknęło. Jednak na otworzenie piekarni go nie stać. - Musiałbym rozpocząć działalność, a wtedy moje gospodarstwo straciłoby status rolniczego. Wyższe podatki wymusiłyby większą cenę chleba lub masową produkcję. A wtedy cała idea traci sens - tłumaczy. Bo E. Niparko nie myśli o wielkim obrocie tylko o niszowej sprzedaży, dzięki której mógłby także promować naturalne i zdrowe produkty. - Z otrąb, które uzyskuje się przy wytwarzaniu mąki, uchowałbym świnki. A z tych później byłaby pyszna kiełbaska… - rozmarza się rolnik. Nic z tego. Wędlinę mógłby zrobić, ale zwierzę trzeba zawieźć do ubojni. - Nawet nie wiem, gdzie jest w mojej okolicy. I co? Miałbym jechać z jedną świnką? - pyta.

Przykład idzie z zagranicy

Zboża, owoce, warzywa, zioła, grzybki, tuszki drobiowe, mleko, śmietanę czy miód rolnik może bez większych problemów sprzedać (przy produktach zwierzęcych musi trzymać się określonych tygodniowo wielkości). Nawet przy drodze. Wystarczy tylko, że odpowiednio wcześniej powiadomi powiatowego lekarza weterynarii o zamiarze prowadzenia działalności. Handlować serem z własnego mleka, dżemem ze swych owoców lub chlebem, który wypiekałby - tak jak pan Eugeniusz - z zebranego zboża jednak już nie może. Ostatnio zwrócili na to uwagę małopolscy gospodarze. - Nasze rygorystyczne prawo dopuszcza sprzedaż jedynie produktów nieprzetworzonych, surowych warzyw czy owoców. Rolnik nie może sprzedawać masła lub sera, bo powstają z przetworzonego mleka. Jeśli w gospodarstwie ma tego nadmiar, to pozostaje mu wyrzucić albo dać kurom - ubolewał na łamach "Dziennika Polskiego" Ryszard Czaicki, prezes Małopolskiej Izby Rolniczej, który zaznaczył, że w wielu innych krajach rolnicy sami sprzedają nabiał, mięso lub wino. Dlatego małopolscy rolnicy myślą o tworzeniu punktów sprzedaży bezpośredniej na wzór tych działających we Francji i Austrii.

Droga przez mękę

Czesław Towpik z Mycielina w gminie Niegosławice także jest rolnikiem, który nie chce się utrzymywać jedynie z uprawy. Udało mu się, ale przeszedł drogę przez mękę. Kilka miesięcy temu postanowił z własnego lnu tłoczyć olej. I nie chodzi o żadną wielką produkcję, tylko o trzy litry na godzinę. By trochę dorobić do gospodarstwa. - Len to piękna i zapomniana roślina. Byłem ostatnim Mohikaninem, który ją uprawia. Przemysł włókienniczy praktycznie umarł, więc przebranżowiliśmy się na ziarna i zaczęliśmy z żoną myśleć o oleju - wspomina początki. - Olej z siemienia lnianego ma unikalne właściwości, wręcz lecznicze. Do tego makuch lniany, który uzyskuje się przy wytwarzaniu, jest świetnym dodatkiem białkowym do paszy. A len doskonale nadaje się do zróżnicowanego rolnictwa i przy uprawie nie potrzebuje tylu zabiegów chemicznych, co inne rośliny.

Pan Czesław pół roku załatwiał wszystkie formalności. Atesty, pozwolenia, zmiana przeznaczenia pomieszczenia, oddziaływanie produkcji na środowisko... - Na wytwarzanie oleju musieli się zgodzić wszyscy, którzy graniczą z moją działką. Dokumenty przeszły przez sąsiadów, urząd gminy, Agencję Nieruchomości Rolnej i starostwo powiatowe, bo obok gospodarstwa przebiega droga powiatowa. W połowie załatwiania wszystkich formalności, miałem już dość. Ale jak się za coś wezmę, to nie odpuszczam. Udało się wszystko załatwić. Jednak gdybym wiedział, co mnie czeka, chyba bym się tego nie podjął - dodaje dziś. W ubiegły piątek do domu państwa Towpików w Mycielinie przyszło ostatnie pozwolenie. Można tłoczyć bez obaw. - Byłam już na targach w Ochli, by przekonać ludzi, że kupują zdrowie - dodaje żona gospodarza. Dzięki temu, że pani Wanda prowadziła już firmę, nie musieli się martwić o kasę fiskalną.

Gdzie tu zdrowy rozsądek?

W Polsce, by rolnik mógł sprzedać przetworzone produkty pochodzenia zwierzęcego ze swego gospodarstwa, musi mieć zakład uznany przez weterynarię, czyli tzw. MOL. Jeśli chce produkować dżem, musi założyć przetwórnię (i mówimy tu jedynie o działalności lokalnej). Ale wtedy nie jest już rolnikiem tylko przedsiębiorcą. Płaci podatek dochodowy, wchodzi w zupełnie inny system gospodarczy. - Nasze prawo nie współgra ze zdrowym rozsądkiem. W innych krajach Unii Europejskiej rolnik może przetwarzać i sprzedawać swe produkty. Tak jest na przykład we Francji - komentuje Władysław Piasecki, prezes Lubuskiej Izby Rolniczej. - Nikt nie utrzyma zakładu z produkcji tysiąca słoiczków dżemu. By to się opłacało, trzeba robić więcej. Wtedy już własnych surowców nie starcza i jesteśmy zmuszeni do kupowania od innych. A przecież nie o to chodzi.

Prezes LIR podkreśla, że izba rozmawia z parlamentarzystami, stara się wpłynąć na zmianę przepisów. - Prawnie to możliwe. Ale z drugiej strony jest lobby wielkich przetwórni i marketów, dla których rolnicy byliby konkurencją. Nasza siła sprawcza jest widocznie za słaba, bo napotykamy na ścianę niechęci - dodaje.

- Namawia się nas do aktywności i działalności pozarolniczej, a na starcie mamy kłody pod nogami. Staram się domyślić idei działania naszego państwa. Na razie bezskutecznie - zamyśla się E. Niparko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska