Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabawki dużych chłopców

Krzysztof Korsak 95 722 57 72 [email protected]
- Do tej zabawy trzeba mieć "wędkarsko-anielską” cierpliwość - przekonuje Ferdynand Grządzielewski
- Do tej zabawy trzeba mieć "wędkarsko-anielską” cierpliwość - przekonuje Ferdynand Grządzielewski fot. Kazimierz Ligocki
Rodzina i znajomi nie mają problemu, co kupić im z okazji urodzin, imienin, rocznicy... Panu Cezaremu klocki lego, panu Dawidowi grę na konsolę, a panu Ferdynandowi model statku. Te zabawki sprawią im tyle frajdy, co dzieciakom.

Cezary Siwek z Gorzowa ma 35 lat. A w domu lego, lego i jeszcze raz lego. Pod łóżkiem, na łóżku, obok łóżka, przy telewizorze, w kuchni, w łazience i na parapecie. - Trzeba je liczyć w milionach - ocenia.
Pierwsze klocki dostał w wieku siedmiu lat. Bawił się do 15. roku życia. Później miał kilkuletnią przerwę.

- Lego zamieniłem na dziewczyny, ale szybko się opamiętałem. Jestem klasycznym przykładem AFOL-a, czyli dorosłego fana lego, który jako młody chłopak porzuca klocki, aby wrócić do nich już jako mężczyzna - śmieje się. Przełomowym momentem były narodziny córki w 1998 r. - Chciałem jej dawać porządne zabawki, więc kupowałem lego. Przy okazji zacząłem brać także zestawy dla siebie - przyznaje.

Dlaczego akurat lego? - Nigdy nie zbuduję prawdziwego Sfinksa, a z klocków właśnie go tworzę. Nigdy nie zbuduję kościoła, a klocki dają mi taką możliwość - tłumaczy. Nie wstydzi się swojego hobby, choć... - Niektórzy ludzie podchodzą do tego z niedowierzaniem. Pytają: Lego? Naprawdę Lego? Ale naprawdę? - mówi pan Cezary. Z czasem pasja przerodziła się w pracę, bo od pół roku ma sklep z klockami.

Buduje kilka razy w tygodniu, od godziny do pięciu. - Ale zdarzyło mi się zasiedzieć do rana albo zasnąć na klockach - śmieje się. Ile na to wydaje? O pieniądzach nie chce mówić, ale wyciągnąłem od niego, że ostatnie zamówienie na lego wyniosło ponad 3,2 tys. zł. Do zabawy włączył rodzinę: buduje żona, córka, a trzymiesięcznemu synowi "oczka uciekają w stronę klocków".

Jedni piszą wiersze, a ja sobie gram

Dawid Wolski z Kłodawy ma 34 lata. Na co dzień jest dyrektorem banku. A w domu - wielkim fanem gier komputerowych i konsolowych. W szafie ma ich ponad 200. Gra na wszystkim, na czym się da: konsolach xbox360 i playstation 3, komputerze stacjonarnym, laptopie, a nawet komórce. - To najczęściej w podróży na jakieś spotkanie - tłumaczy. O swojej pasji może opowiadać godzinami.
Gra od dziecka. Przeszedł wszystkie etapy fana. Pamięta nawet podręczne gierki, w których "wilk łapał jajeczka". Później było commodore i atari. - Faktycznie, w Polsce gry kojarzą się z rozrywką dla młodzieży, ale na zachodzie grają głównie dorośli. Jedni piszą wiersze, inni czytają książki, kolejni zbierają znaczki, a ja gram - mówi.

Ta zabawa pozwala mu oderwać się od rzeczywistości i odstresować. - Gry to dla mnie idealna sprawa. Jestem domatorem, a dzięki nim mogę przenieść się w inny świat - wyjaśnia. Najchętniej sięga po RPG, to świat fantasy, jak w Wiedźminie czy Władcy Pierścieni. - Ostatnio czytałem o Japończyku, który grał kilkadziesiąt godzin bez przerwy, aż... w końcu zmarł. Ja co prawda aż takim maniakiem nie jestem, bo wolny czas poświęcam także żonie, dzieciom, polityce czy ekonomii, ale jak mnie jakaś gra wciągnie, to potrafię nad nią siedzieć kilka wieczorów po kilka godzin - zdradza.
Ile wydaje na swoją pasję? - Lepiej nie mówić, bo żona na pewno przeczyta - puszcza oko.

Najlepsze lekarstwo na dołek

- Ostatnio czytałem o Japończyku, który grał kilkadziesiąt godzin bez przerwy, aż... zmarł. Ja takim maniakiem nie jestem, ale jak mnie jakaś gra wciągnie, to potrafię nad nią siedzieć kilka wieczorów po kilka godzin - opowiada Dawid Wolski.

Ferdynand Grządzielewski z Gorzowa ma 64 lata. Pasjonują go dwie rzeczy: zoologia (w domu ma kilka wielkich pająków) i modelarstwo. W tę drugą pasję wciągnął się jako kilkunastolatek. Należał nawet do koło modelarskiego w klubie harcerza przy ul. Drzymały. Później miał... kilkudziesięcioletnią przerwę. Do modelarstwa wrócił dziesięć lat temu, już na emeryturze.

Jego miejsce pracy to niewielki stolik, lampka, kilka klejów, kilka rodzajów nożyczek, obcęgi, pęsety, lupa, nitki, itp. Składa przede wszystkim statki. - Od zawsze ciągnęła mnie woda, a jak byłem w wojsku, to służyłem w marynarce wojennej - opowiada. Modele okupują większość półek w mieszkaniu. Są mniejsze statki, ale jest też ponadmetrowy Titanic. - To najlepsze lekarstwo na dołek. Jak człowiek siądzie przy takim modelu, to o wszystkim zapomina. To sama przyjemność dłubać i powolutku patrzeć, jak powstaje statek, który potem z dumą można postawić na półce i pochwalić się, że to ja zrobiłem, a nie kupiłem w sklepie - dodaje pan Ferdynand.

Według niego, do tej zabawy niezbędna jest "wędkarsko-anielska" cierpliwość. - Niektóre rzeczy są tak małe, że trzeba je robić z lupą - pokazuje model, który ma tyle szczegółów, że plączą mi się w oczach. Jak już siada do składania, to... porządnie, od ośmiu do dziesięciu godzin. - Wtedy musi być spokój i cisza - podkreśla. Jeden model powstaje nawet kilka miesięcy. To podobno tanie hobby, bo wystarczy klej, trochę narzędzi i plany modelarskie.

To bardzo zdrowy objaw

Psycholog Marcin Florkowski ocenia: - To bardzo zdrowy objaw, pod warunkiem, że jest pasją. Często jest tak, że dojrzali i poważni ludzie są w pewnych sferach nieco dziecinni, weseli, potrafią się cieszyć z zabawy. To doskonale rozładowuje wszelkie stresy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska