Według naszego Czytelnika (dane do wiadomości redakcji) kobieta i mężczyzna, podtrzymując 20-latka, prowadzili go do lecznicy od ul. Wazów. Młody człowiek po chwili zasłabł i upadł na schodach naprzeciwko szpitalnego punktu informacji.
Wezwali karetkę
Towarzyszący mu ludzie zaczęli wzywać pomoc. Pierwsza wyszła recepcjonistka z lecznicy. Po chwili dołączyła do niej pielęgniarka, która cały czas pozostawała przy chorym. - Do pomocy skierowany został także sanitariusz - podkreśla rzeczniczka lecznicy Adriana Wilczyńska. Nasz czytelnik nie może jednak zrozumieć, dlaczego udzielić pomocy nie wyszedł żaden z lekarzy oddziału ratunkowego, który jest zaledwie 100 m od miejsca, gdzie leżał omdlały człowiek. - Przecież to absurd! - mówił.
.
Co się działo dalej? Lecznica wezwała do chorego pogotowie! - Po jej przybyciu lekarz pogotowia ułożył mężczyznę na specjalnym wózku i przetransportowano go na Szpitalny Oddział Ratunkowy - tłumaczy Wilczyńska. Jej zdaniem, nie naruszono żadnych procedur.
- Lekarze dyżurni z oddziału ratunkowego określili ten dzień jako czarną sobotę. Na oddziale było dużo pacjentów z zagrożeniem życia, w tym czasie m.in. trwała reanimacja dziecka, była osoba z raną kłutą brzucha, dwa zawały. Liczyły się minuty, lekarze nie mogli opuścić oddziału, ale mężczyzna nie został bez pomocy medycznej - tłumaczy rzeczniczka.
Chłopak sam opuścił szpital
Wilczyńska informuje, że młody człowiek, który zasłabł na progu lecznicy, był pod wpływem narkotyków i alkoholu. Podano mu antidotum wybudzające z zamroczenia. Po kilku minutach się ocknął i opuścił szpital. Ponieważ był zdrowy, nie było wskazań do hospitalizacji, w przeciwnym bowiem razie przy dużym przedawkowaniu narkotyków odwieziony zostałby na oddział detoksykacji do szpitala psychiatrycznego. - Pogotowie często przywozi do nas osoby pijane i pod wpływem narkotyków, dlatego mamy wdrożone odpowiednie procedury postępowania w takich przypadkach - przekonuje rzeczniczka.
Na udzielenie nam tych wyjaśnień Adriana Wilczyńska potrzebowała dużo czasu. Do całego zdarzenia doszło w sobotę 10 listopada. Nasz czytelnik powiadomił nas 13 listopada. Od 14 listopada zabiegaliśmy o stanowisko lecznicy. Dostaliśmy je dopiero w miniony piątek.
100 m korytarza
Wejście do budynku i Szpitalnego Oddziału Ratunkowego dzieli zaledwie około stumetrowy korytarz. Pogotowie przyjechało z ul. Chrobrego, czyli pokonało około kilometrowy odcinek drogi. W tym czasie żaden lekarz nie zszedł do leżącego w progu szpitala mężczyzny. Rzeczniczka dodaje, że szpital nie ma zespołu wyjazdowego i "w takich przypadkach" wzywana jest karetka pogotowia wyposażona w odpowiedni sprzęt. W tej konkretnej historii pogotowie dostało zgłoszenie o 22.53, a karetka wyjechała już o 22.55. Na miejscu była około 23.00.
Poprosiliśmy o komentarz Krzysztofa Cichowlasa, rzecznika prasowego szpitala w Gorzowie. - Wzywanie pogotowia do człowieka, który zasłabł przy szpitalu, byłoby niepoważne. Nie ma lepszej kadry do udzielenia pomocy niż ta, która jest w szpitalu. Taki człowiek kierowany jest wprost na izbę przyjęć, a gdy jest nieprzytomny, na Szpitalny Oddział Ratunkowy - mówi Cichowlas.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?