Zarabiali na dwa sposoby

Na ostatnim, czwartkowym posiedzeniu rady nadzorczej Enei posady straciły trzy osoby. Prezes zarządu Jerzy Gruszka spodziewał się odwołania i sam zrezygnował. Ze stanowisk usunięto Wiesława Piosika (wiceprezes zarządu ds. korporacyjnych,) i Mariolę Szopę (wiceprezes ds. handlowych). Z pięciu osób z zarządu, stanowiska zachowały dwie. Enea poza oficjalnym komunikatem odmawia komentarza.

Jak chcą niektórzy, decyzje z 22 grudnia są skutkiem zwycięstwa w wyborach Prawa i Sprawiedliwości. Spółka należy do Skarbu Państwa, w imieniu którego działa minister skarbu. Ma on kompetencje walnego zgromadzenia, a więc może zmieniać skład rady.
Możliwe, że decyzję o odwołaniu aż trzech z pięciu członków zarządu przyspieszyły informacje o zarobkach decydentów tej spółki. Członkowie dyrekcji Enei brali pensje nie tylko za funkcje pełnione w macierzystej firmie, ale i w innych spółkach córkach. Niemal wszyscy są w radach nadzorczych jednej z ponad 30 spółek zależnych koncernu. J. Gruszka w radzie BHU (hurtownie elektrotechniczne) dodatkowo zarobił w ciągu roku blisko 30 tys. zł). Tymczasem jego wynagrodzenie prezesa to ponad 180 tys. zł rocznie. W. Piosik dorabiał w Zakładzie Oświetlenia Drogowego (wynagrodzenie ponad 8 tys. zł), M. Szopa w Zakładach Transportu i Przychodni Medycyny Pracy Poles (łącznie ponad 38 tys. zł).

Zdaniem Arkadiusza Dubienia, rzecznika prasowego Enei - nie ma w tym nic dziwnego.
- Kto inny, jak nie nasi pracownicy powinni dbać o dobro tych spółek zależnych - mówi Dubień. - Powołanie tych firm nie miało na celu stworzenia sztucznych stanowisk dla kadry spółki, tylko wydzielenie działalności niezwiązanych z naszym głównym zadaniem, czyli sprzedażą energii.
Wcześniej minister odwołał czterech członków rady nadzorczej, którzy reprezentowali skarb państwa, min. marszałka lubuskiego Andrzeja Bocheńskiego. Ich miejsca zajęli nowi.