Spotykamy się w Jazzgocie. Wybieramy stolik na zewnątrz ze względu na widok na jeden z głównych punktów miasta, czyli fontannę.
Rozsiadamy się w wiklinowych fotelach i zaczynamy planować, gdzie by tu sobie pójść na dobry, ale w miarę tani obiad. Bo moi znajomi, to w większości studenci, dla których każdy grosz się liczy. - Może Ramzes? Jest spory wybór, mają porządne i ciekawe menu. Ceny w miarę, stać nas na taki obiad. I obsługa…, jest naprawdę przesympatyczna. Całkiem przyjemnie. Co wy na to? - pyta Anna Rogowicz, studentka turystyki i rekreacji w Sulechowie.
- Wolę, kiedy menu jest bardziej skromne jak np. w Koloseum, bo wtedy nie muszę się długo zastanawiać, co zamówić. A poza tym tam jest naprawdę tanio, bo małą pizzę zjemy za sześć zł - poddaje dyskusji swój pomysł Karolina Pierożek z Przylepu. - Stawiam na coś nieco bardziej oryginalnego. Moją ulubioną knajpką jest Akropol. Nie powstydziłbym się tam zaprosić gości z innego miasta czy kraju. I ze swoją dziewczyną też bym tam poszedł. A to ze względu na ciekawe menu. Jak już mam zjeść na mieście, to coś czego sam nie upichcę w swojej kuchni - uśmiecha się Maciej Wieczorek, student kulturoznawstwa w Poznaniu.
Niestety, ale w tej kwestii ciężko dojść do porozumienia. Nie ma idealnej restauracji, w której zjedliby chętnie wszyscy. To zależy od gustu i smaku.
Zasługują na szóstkę!
- No to spróbujmy przynajmniej ustalić najlepsze miejsce na popołudniowy wypad na piwo z paczką znajomych - proponuję. - Albo zróbmy ranking. W skali od jeden do sześć, przy czym "szóstka" będzie dla najlepszego miejsca - dodaję. Zaczyna się intensywne myślenie.
Szare komórki pracują. Cisza, cisza i… - Chyba 4 Róże dla Lucienne. Ze względu na niepowtarzalną atmosferę. Często można się załapać na dobry koncert, albo otwarcie jakiejś nowej wystawy - mówi Maciek. - Z pewnością ten klub zasługuje na szóstkę. Ale latem poleciłabym nieco inne miejsce. Np. ogródek Żywca.
Na świeżym powietrzu, piwo w przystępnej cenie, a poza tym dobra lokalizacja, bo w samym centrum i do przystanku są dwa kroki - tłumaczy swój wybór Anka. - No to nareszcie jakieś porozumienie. Możemy się spotykać na piwie. Zimą w "Różach", a latem w Żywcu - podsumowuje z uśmiechem na twarzy Karolina.
Lochy! Pała!
Jednak nie wszystkie miejsca są tak urokliwe jak te wymienione wyżej. Bo po chwili Anka wykrzykuje: - Wiem, gdzie należy się pała! Lochy! To obskurne miejsce. Po pierwsze towarzystwo nieciekawe, same dziwne typki. A ten wystrój. Okropieństwo. Stare, drewniane stoły jak ze średniowiecza, na ścianach kościotrupy, które niby mają przyciągać klientów.
To wszystko wygląda paskudnie i nigdy nie poleciłabym tego miejsca nawet wrogowi - uzasadnia Anka. - Ja tam bym dał innym pubom czwórki i piątki. Bo są w miarę, niczym specjalnym się nie wyróżniają. Ceny są wszędzie takie same - twierdzi Wieczorek.
Często trafia się "łupanka"
Mamy dosyć siedzenia w jednym miejscu i opuszczamy Jazzgot. Idziemy deptakiem, żeby nieco odświeżyć umysły. Przyszła kolej na najtrudniejsze miejsce, czyli klub na wieczorną imprezę.
W końcu kiedy zjemy porządny obiad, wypijemy piwko albo kawę, czy herbatę ze znajomymi, przychodzi pora na tzw. balety. - Ooo tak. Napisz, że najlepsze jest Kakadu, chociaż ma swoje wady. Ale ma dobrą muzykę i zawsze spotykam tam mnóstwo znajomych. Niestety na bramce jest kryterium ubioru. Nie wpuszczają zakapturzonych chłopaków. Dziwny stereotyp. I w ogóle są niekonsekwentni, bo jedne małolaty wpuszczają, a drugie nie - informuje Rogowicz.
- W Strasznym Dworze jest dobra muzyka. Coś dla mnie - break dance. Jest dobra obsługa, sympatyczna i nigdy nie ma żadnych problemów. Tylko jest mało miejsca i często jest niesamowity tłok - opowiada Wieczorek. - Za to w Studiu jest "burżujsko", czyli bardzo drogo. Nie dość, że za wstęp dwie dychy, to jeszcze alkohol bardzo drogi. Ale za to dobry jest Kawon, bo w sali koncertowej nie wolno palić. Tylko w barze, który jest cały zadymiony - mówi Pierożek.
- Ciężko jest też znaleźć miejsce z naprawdę dobrą muzyką. Prawie wszędzie jest istna "łupanka", czyli samo techno, a przy tym się nie da bawić - narzeka Anka.
Przejadły nam się te kluby
Nasza rozmowa dobiega końca. Powoli się rozchodzimy, trzeba jednak podsumować rozmowę, wyciągnąć jakieś wnioski. - Niestety, ale wnioski nie są zbyt kolorowe.
W Zielonej Górze prawie wszystkie kluby są takie same. Bezbarwne, prawie niczym się nie wyróżniają. Nie ma nic, co by przyciągnęło tłumy. Kiedyś był Karton, z ciekawym wnętrzem, dobrą muzyką, no i przychodzili tam sami studenci, było z kim pogadać - wspomina Wieczorek. - To prawda w naszym mieście nic nie ma. Może po prostu przejadły się te kluby. Jedynie Jefferson czy Akropol są ciekawsze - uważa Rogowicz.
W mieście brakuje pubu z prawdziwego zdarzenia. - Z porządnym oświetleniem, intrygującym, a nie kiczowatym wnętrzem, nastrojową muzyką w tle i niepowtarzalnym menu - podpowiadają znajomi.
Wszędzie jest tak samo.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?