Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zimne piwo tylko po pracy

Roman Stęporowski
Bożydar Iwanow
Bożydar Iwanow fot. POLSAT/Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek/phot
Rozmowa z Bożydarem Iwanowem, dziennikarzem sportowym, komentatorem Polsatu podczas EURO 2008.

- Jest niedziela, 29 czerwca, na wiedeńskim Praterze rozgrzewają się reprezentacje Polski i Francji. Przed transmisją takiego finału czułby Pan tremę?
- Tremy nie. Raczej podniecenie z faktu, że wydarzyło się coś wyjątkowego i szczególnego, bo trudno dziś marzyć, by taki finał mógł mieć miejsce. I nie chodzi o to, że Francuzi nie mają szans w nim wystąpić. Sugestia, że Polacy zagrają o złoto, jest raczej wiarą w cud, niż w realne możliwości naszego zespołu. Oczywiście fajnie by było, gdyby ten scenariusz się sprawdził, bo uczestnictwo w takim święcie to również spełnienie dla dziennikarza sportowego. Ale jestem realistą. Niektórzy nawet mi zarzucają sceptycyzm w ocenie możliwości reprezentacji Polski. Jednak zawsze staram się odkładać emocje, uczucia i patriotyzm od logicznej oceny szans naszej drużyny.

.

- Przed wejściem na antenę przygotowuje Pan powitalną sekwencję, czy wstęp rodzi się spontanicznie?
- Wejście w przerwie lub po meczu jest uzależnione od tego, co się wydarzyło na boisku. Natomiast otwarcie studia układam. Buduje w głowie parę zdań, czy sekwencji wyrazów, które chciałbym sprzedać. Lubię dynamiczny początek, który coś wnosi i wprowadza widza w klimat wyjątkowego wydarzenia. To czasami są tylko trzy zdania, ale zawsze się staram, by początek nie był sztampowy.

- Przed wejściem na wizję obowiązują jakieś przesądy?
- Piłkarze mają swoje zabobony. Niektórzy zawsze najpierw zakładają prawego buta, są bramkarze, których rytuał polega na założeniu najpierw lewej rękawicy, albo na wejściu do bramki i okopaniu słupków. Ja przesądów nie mam. Moim zabobonem jest to, że przed transmisją musze się dobrze prowadzić.

- Na czym to prowadzenie polega?
- W przeddzień transmisji nie chodzę po klubach i dyskotekach, bo w pracy chcę mieć jasność umysłu. Chcę by myśli szybko wbiegały do mózgu i płynnie przechodziły na język. Dlatego staram się w miarę wcześnie położyć spać. Akurat w czasie mistrzostw takich możliwości nie ma. Na przykład podczas meczu Polaków z Austrią do pierwszej w nocy poprowadzę studio. W hotelu będę około drugiej, a o szóstej mam samolot do Berna, gdzie wieczorem komentuje mecz Holandia - Francja. Specjalnie wypoczęty nie będę. Jednak sam fakt bycia na mistrzostwach Europy, adrenalina z tym związana oraz emocje, które będą towarzyszyły komentowaniu meczu Holandia - Francja sprawią, że zapomnę o zmęczeniu.

- Logistycznie długo się przygotowywaliście do mistrzostw Europy?
- W pewnym sensie ciągle się przygotowujemy. Pozapinanie wszystkiego na ostatni guzik jest szalenie trudnym zadaniem, biorąc pod uwagę dużą grupę ekspertów, komentatorów, reporterów. W stu procentach mamy zorganizowany plan do fazy ćwierćfinałowej. Dalsze ruchy będą uzależnione od gry Polaków. Jeżeli awansują do 1/4 finału, to cała nasza produkcja będzie związana z reprezentacją Polski. Wtedy może zacząć się kłopot. Od początku turnieju będziemy w Bad Waltersdorf. Widok z naszego studia w hotelu jest na bazę reprezentacji Polski. Jeżeli "biało-czerwoni" awansują do ćwierćfinału z drugiego miejsca, to na dalszą fazę turnieju przenoszą się do Szwajcarii. My naturalnie przeniesiemy się z nimi. Jak wyjdą z grupy z pierwszego miejsca - zostają w Austrii. To by nam pasowało najbardziej, jednak mamy świadomość, że takie rozwiązanie jest najtrudniejszym do zrealizowania.

- Co zaoferujecie widzom?
- Naszym atutem będą eksperci. To zarówno ludzie z wielkimi nazwiskami w piłce, jak również parę osób mniej znanych szerokiej publiczności. Marcin Adamski w kadrze zagrał tylko trzy mecze, ale był piłkarzem Rapidu Wiedeń, dzięki czemu zna selekcjonera Austrii Josefa Hickersbergera - bo grał u niego - oraz wielu reprezentantów tego kraju. Dla niego zrobienie wywiadu z Hickersbergerem, czy spotkanie się z jakimś piłkarzem, dla przykładu z Andreasem Ivanschitzem, nie będzie stanowiło problemu. To nasz eksklusiv. Jest z nami Red (Ernest Ivanda, znany jako Red - raper, DJ, producent - przyp. red), który urodził się w Szwajcarii, ale z pochodzenia jest Chorwatem. Jest przyjacielem reprezentantów Chorwacji: Dario Srny, Stipe Pletikosy. Może zrobić dla nas ekskluzywny wywiad, albo zaprosić ich do naszego studia. Podobnie jest z Tomaszem Hajto, któremu będzie znacznie łatwiej porozmawiać z kapitanem Niemiec Michaelem Ballackiem, bo znają się z boisk Bundesligi gdzie grali przeciwko sobie. Będziemy też mieli specjalny sprzęt do nowoczesnych analiz, którego w Polsce jeszcze nie było. Szczegółów nie zdradzam, bo to nasza tajemnica. Na razie trenerzy Czesław Michniewicz i Michał Probierz przechodzą na nim szkolenia. Obaj będą naszymi ekspertami rozwiązującymi wszystkie taktyczne zawiłości. Poza meczami planujemy wiele pasm dyskusyjnych, reportażów z obozów reprezentacji, z którymi będziemy grali.

- Przed EURO piłkarze mają dwa zgrupowania. Czy komentatorzy w szczególny sposób sposobią się do takiej imprezy?
- Praktycznie codziennie się przygotowuje. Komentowałem część meczów eliminacyjnych, więc mam swoje archiwum. Cały czas śledzę wydarzenia dotyczące EURO: powołania, kontuzje, fakty związane z mistrzostwami Europy. Fajnie by było pojechać na dwa tygodnie w góry, czy nad jezioro, zamknąć się w hotelu, mieć swoje archiwa, komputer, dostęp do internetu, poczytać gazety i spokojnie przygotować się do imprezy. Jednak w naszej pracy to niemożliwe, bo poza przygotowaniami do mistrzostw Europy, równolegle robimy coś na bieżąco. Transmitowaliśmy finał Pucharu Ekstraklasy, przygotowujemy serwisy informacyjne, parę dni byliśmy z kadrą w Donaueschingen, skąd transmitowaliśmy mecz Polaków z FC Schaffhausen. Nie ma możliwości, by wyrwać się na dwa tygodnie i zrobić research. Od 2 czerwca będę w Austrii, ale jestem zaprawiony w bojach. Trzy razy byłem na mistrzostwach świata, a podczas EURO jest o połowę mniej meczów, więc ta impreza nie powinna mnie przerażać.

- W trosce o głos zimne piwo przed i po transmisji jest zabronione?
- Przed pijam tylko kawę albo herbatę, czasem wodę mineralna, ale nie za zimną. Po pracy zimnego piwa można się napić. Na szczęście od dawna nie mam wielkich problemów z głosem. Przed kilkoma laty na strunach głosowych powstały mi guzki, takie jak u nauczycieli cierpiących na chorobę zawodową. Na szczęście dość szybko i skutecznie je wyleczyłem. Będąc komentatorem piłkarskim ciężko mówić mniej, czy szanować głos podczas emocjonującego meczu. Wówczas nie myśli się o narażaniu na zniszczenie struny głosowej. Mam nadzieję, że podczas EURO żadne problemy się nie pojawią. Będzie ciepło, fajna pogoda, Alpy, drzewa, jeziora. Musi być OK.

- Pamięta Pan jakieś humorystyczne sytuacje podczas transmisji?
- Wielkich wpadek, czy gaf nie miałem. Kiedyś, gdy jeszcze pracowałem w innej stacji, komentowałem mecz ligi brazylijskiej bodaj Santos - Sao Paulo. Dostałem składy, ale nie było napisane kto gra w jakich strojach. A liga brazylijska nie jest u nas na tyle popularna, by rozpoznawać wszystkich zawodników. Zresztą te rozgrywki mają to do siebie, że zespoły praktycznie co mecz grają w innych składach. Przez chwile robiło mi się na przemian ciepło i zimno. Miałem pięćdziesiąt procent szans na to, że trafię, zaryzykowałem i… trafiłem. Bardziej humorystyczne sytuacje miałem, gdy zajmowałem się muzyką.

- Proszę opowiedzieć jedną z nich.
- W telewizji Katowice prowadziłem program poświęcony muzyce heavy metal. Kiedyś zajmowałem się nią zawodowo, czym dziś wiele osób jest zaskoczonych. W studiu gościłem zespół Dragon. Ponieważ lubię sobie utrudnić życie, to postanowiłem przedstawić każdego z muzyków opowiadając o nim jakąś anegdotkę. Na koniec zostawiłem Jarka Gronowskiego, który jako założyciel grupy miał w niej najdłuższy staż. Przedstawiłem czterech muzyków i na koniec wypaliłem: "No i lider, Jarek Gronowski, najdłuższy członek zespołu". Program na żywo, więc nie było możliwości wycofania się z tego. Poszło w eter i była kupa śmiechu.

- Jak muzycy zareagowali na te rewelacje?
- Zaczęli się śmiać i od razu spytali: - Tak, a skąd wiesz?

- Na co dzień biega Pan za piłką?
- Bozia poskąpiła mi talentu piłkarskiego. W liceum, czy szkole podstawowej grałem na podwórku. Pół roku byłem w jakimś klubie w Katowicach. Miałem siedem czy osiem lat i wydawało mi się, że w klubie to się gra. A my mieliśmy dużo treningów ogólnorozwojowych i szybko się znudziłem. To cała moja styczność w futbolem. Dlatego miałem trochę problemów podczas kręcenia reklamówki naszej stacji przed EURO. Parę razy kopnąłem piłkę i przyznam, że w telewizji wygląda to znacznie lepiej, niż na planie. Strzałami nie zrywałem siatki na stadionie Poloni Warszawa.

- To na zakończenie: kto wygra ten finał Polska czy Francja?
- Będzie remis, a co dalej nie wiem.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska