- W 65. rocznicę śmierci generała Świerczewskiego doszło do awantury pod pomnikiem w Jabłonce, gdzie zginął. Bohater?
- Już samo stawianie pytania, czy Świerczewski był bohaterem, jest wynikiem czarnej propagandy niepodległościowego podziemia, która prowadzona była w komunistycznej Polsce. Dla mnie jest postacią jednoznaczną, sowieckim generałem zaangażowanym w tłumienie ruchu niepodległościowego. Żadnych pomników, żadnych ulic... Proszę zobaczyć, jaką mamy dziś nierównomierność w traktowaniu zbrodni nazistowskich i komunistycznych. Młodzi ludzie paradują w koszulkach z Che Guevarą czy Leninem, a spróbujmy ubrać t-shirt z podobizną Hitlera lub Himmlera.
- Zaraz, zaraz... Jak można dokonywać takich porównań?
- A dlaczego nie? Jeśli obiektywnie zestawimy oba systemy totalitarne i statystycznie policzymy, ile ofiar za sobą pociągnęły, to okaże się, że ten zbudowany przez Marksa, Engelsa i Lenina, tylko teoretycznie wypaczony przez Stalina i innych był znacznie bardziej wyniszczający. Może tylko mniej jednoznaczny. W 1956 roku Gomółka został okrzyknięty ofiarą tego systemu. Ale przecież jest także odpowiedzialny za jego zbrodnie lat 1944-1948.
- Zajmuje się pan ruchami antykomunistycznymi drugiej połowy lat 40. minionego wieku. Teraz raczej panuje kult tak zwanych styropianowców.
- Nikt nikomu nie ma prawa odmawiać zasług. Powinniśmy dostrzegać zarówno wkład ludzi Solidarności, bohaterów lat 50. 60. i 70. minionego wieku, jak i tak zwanych żołnierzy wyklętych, którzy przez lata przedstawiani byli albo jako pospolici bandyci, albo epigoni zgniłego systemu II Rzeczpospolitej. I tutaj musimy odpowiedzieć sobie na pytanie: Co stało się po roku 1944 w Polsce? Czy mamy do czynienia z niepodległym państwem, czy też z kolejną okupacją? Czy nasz kraj musiał w ten sposób bronić się przed wchłonięciem do ZSRR, czy ludzie, którzy budowali PRL, byli zdrajcami...? I trudno się dziwić, że pewnym kręgom zależy na unikaniu odpowiedzi.
- I na identyfikowaniu się z jedną ze stron wojny domowej, która wybuchła tuż po zakończeniu tej światowej.
- Jakiej wojny domowej? Wówczas mieliśmy do czynienia z okupacja sowiecką. W latach 1944-1945 poparcie dla rodzimych komunistów było iluzoryczne, były powiaty, w których nie znaleziono chętnych do sprawowania kluczowych urzędów i musiano ich importować z innych regionów. Już samo określenie wojna domowa miało podnieść znaczenie Polskiej Partii Robotniczej jako liczącej się siły, która mogła rywalizować, walczyć chociażby z PSL. Bez poparcia Sowietów nie byłoby to możliwe.
- Jednak całe pokolenie wychowano w przekonaniu, że byli to łamiący prawo... bandyci.
- Łamiący prawo? Czyje? Organizacje niepodległościowe miały prawo działać, na Zachodzie funkcjonował wówczas legalny rząd polski, który był zwornikiem tych niepodległościowych inicjatyw.
- Mówiono także o zdegenerowanym, zdemoralizowanym polskim podziemiu.
- Oczywiście, jak zawsze w organizacjach o charakterze masowym, mamy do czynienia z marginesem, który uległ demoralizacji i prowadził działalność przestępczą. Jednak tak naprawdę to właśnie organizacje niepodległościowe zwalczały bandytyzm i jak udowodniono tam, gdzie one były silne, przestępczość była znacznie mniejsza. A akcje finansowe, kontrybucje...? Organizacje konspiracyjne musiały zdobywać pieniądze na działalność. Wiele z nich prowadziło jednak szczegółową rachunkowość, gdzie widać, że pieniądze były przeznaczane na paczki świąteczne dla sierot, na wsparcie ofiar, na działalność propagandową...
- Czy ta walka miała sens?
- A jaki sens miało powstanie listopadowe czy styczniowe, na którego legendzie wychowane było całe ówczesne pokolenie? Wówczas tradycje niepodległościowe, walka o Polskę to nie były puste słowa. To, co się działo w latach 40., ludzie, którzy opierali się komunistom, to byli powstańcy, ostatni partyzanci, którzy dawali świadectwo oporu. Czasem w tym klasycznym, XIX-wiecznym stylu.
- Potomkowie obszarników, fabrykantów... Słowem margines.
- Wręcz przeciwnie. To było przede wszystkim chłopskie powstanie polskiej prowincji. Jednak brali w nim udział przedstawiciele wszystkich grup społecznych, a nawet nacji... Często powołuję się na cztery nazwiska bohaterów tamtych lat. Mamy Kazimierza Purzaka, który był z pochodzenia Ukraińcem, a z wyboru Polakiem. Podobnie jak Lidię Lwow, Rosjankę, Waleriana Tumanowicza, Ormianina, i wreszcie Żyda Stanisława Ostwinda, którego zamordowali Żydzi z NKWD. Margines? To wstyd, ale dotychczas mamy bardzo mizerne pojęcie o liczbach. Przyjmuje się jednak liczebność organizacji niepodległościowych na 200-250 tysięcy. W lecie 1945 partyzantka antykomunistyczna liczyła jakieś 20 tysięcy.
- Ilu walkę przypłaciło życiem?
- I tutaj jeszcze bardziej jako historyk się wstydzę. Podając liczby, bazujemy na ustaleniach pezetpeerowskich historyków z lat 70. minionego wieku. Mówiono 5 tysiącach wydanych wyroków śmierci, z których wykonano 3 tysiące. W pierwszym dziesięcioleciu po wojnie w więzieniach zmarło jakieś 21 tysięcy osób, 80 procent to byli więźniowie polityczni. Do tego dochodzą ofiary obław, pacyfikacji... Tylko w jednej akcji, w tak zwanej Obławie w Puszczy Augustowskiej w lipcu 1945 zginęło 600 osób. I co ważne: jak się szacuje - na przykład - w przypadku Armii Krajowej podobna liczba członków zginęła w okresie powojennym, jak w okresie okupacji niemieckiej.
- Cytując ówczesnych propagandystów: "bandyckie organizacje były agresywne".
- Wręcz przeciwnie. Miały charakter samoobrony, lwia część akcji była reakcją na postępowanie bezpieki. Napady na posterunki policji czy więzienia... Zresztą i w samym ruchu niepodległościowym toczyła się dyskusja nad kontynuowaniem walki zbrojnej. O ile nie było wątpliwości w przypadku walki z okupantem niemieckim, o tyle później... Wielu działaczy uważało, że po wojnie nasz naród znajdował się na skraju wyniszczenia biologicznego i stąd należało się powstrzymać przed zabijaniem rodaków, nawet jeśli była pełna zgodność co do tego, iż byli oni zdrajcami.
- Dlaczego z takim uporem IPN zajmuje się właśnie tym epizodem naszej najnowszej historii? Coraz mniej ofiar żyje, i coraz mniej sprawców... - Mówimy o bohaterach, o wzorcach, o uznaniu zasług... Ci ludzie byli wychowani na wzorcach insurekcji i powstań, na takim właśnie stylu pojmowania patriotyzmu. Teraz młodzież wychowywana jest w duchu konformizmu, brakuje jej autorytetów. Tymczasem żołnierze wyklęci, ci cisi bohaterowie, zostali zabici podwójnie. Raz fizycznie, drugi raz zamordowano pamięć o nich. Grzebani w anonimowych grobach, topieni w kloakach... Jakby tego było mało, teraz mamy do czynienia z próbami zawłaszczania przez niektóre środowiska zasług w walce z komunizmem. Tymczasem we wsiach, w miastach, powiatach było tak wielu lokalnych bohaterów i często nie znamy nawet nazwisk. Tymczasem ich życiorysy mogą służyć za scenariusz filmowy. To właśnie oni zasłużyli na to, by ich imieniem nazywać ulice, szkoły... Właśnie oni.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?