Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żużlowe szkiełko: Pukanie w czoło

Rafał Darżynkiewicz
Rafał Darżynkiewicz
Rafał Darżynkiewicz archiwum GL
Są tacy, którzy na ekstraligowe emocje czekali ponad siedem miesięcy. Są też tacy, którym przyszło czekać trochę ponad pół roku. Ci którzy czekali najkrócej - poprzedni sezon zakończył mecz o brązowy medal w Zielonej Górze - też się stęsknili. Cierpliwość kibiców w Tarnowie i Lesznie - szczególnie tych ostatnich - ciągle wystawiona jest jeszcze na ciężką próbę. W czwartek także oni powiedzą: - Nareszcie!

Po pierwszej, a właściwie to już trzeciej kolejce, najbardziej żal mi kibiców z Gniezna. Całą zimę "przejechali" na euforii. Każdy dzień kibica Startu był oczekiwaniem. Oczekiwaniem w optymistycznym nastroju na ekstraligową inaugurację. Klubowi włodarze wspominali o niespodziance, sami żużlowcy po pierwszym sparingu zapewniali, że będzie dobrze. Koniec końców przyszła wiosna i przyjechał Falubaz. W prastarej stolicy Polski podobno już tęsknią za zimą. Nie tak szybko proponuję poczekać do czwartku. Do Gniezna przyjedzie Sparta i dla beniaminka też może zaświecić słońce.

To na razie świeci dla zielonogórzan. Od blisko ćwierć wieku to najwyższe zwycięstwo na torze beniaminka w meczu inaugurującym sezon. Lepszy był tylko w 1989 roku ROW Rybnik, który w Ostrowie Wielkopolskim wygrał różnicą czterdziestu jeden punktów. Niedzielny triumf naprawdę imponujący. Najbardziej jednak zaimponował mi Jonas Davidsson. Kilka miesięcy temu wydawało się, że jego żużlowa kariera, nie tylko w Zielonej Górze, dobiega końca. Gdy Rafał Dobrucki w pierwszych dniach października, albo i jeszcze we wrześniu zapowiedział podpisanie kontraktu ze Szwedem wielu słysząc to, pukało się w czoło. Tymczasem trener miał nosa. Zaufał zawodnikowi, a ten już w pierwszym meczu zaczął spłacać dług. Podobno jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale jeśli Davidsson nadal będzie tak jeździł, to jeszcze nie jednego rywala z ręki zielonogórzan czeka "Gniezno".

W zupełnie innych nastrojach wiosnę powitano nad Wartą. Wicemistrzowie Polski już na wejściu stracili punkty u siebie. Stracili je z rywalem, który wcale nie jest faworytem rozgrywek. Rzeszowianie, a i owszem marzą o czwórce, w niedzielę zrobili ku temu duży krok, ale ich realne szanse to miejsce tuż ponad kreską. Właśnie ta kreska musi i powinna budzić niepokój w Gorzowie. Teoretycznie stratę można odrobić na wyjeździe, w praktyce wystarczy zadać pytanie: gdzie i przede wszystkim kim to zrobić. Po inauguracji trudno o optymistyczną odpowiedź na to pytanie.

Wyciąganie ostatecznych wniosków po inauguracyjnych spotkaniach jest obarczone sporym ryzykiem. Przecież już w najbliższą niedzielę kolejne mecze i być może wiele sądów trzeba będzie zweryfikować. Wątpię jednak, by doszło do jakiś nieoczekiwanych rozstrzygnięć. Żużel nadal pozostaje przewidywalny. Ciągle ogranicza się do kilkudziesięciu nazwisk jeżdżących ciągle po tych samych torach. Wiele "osiągnięć" można przewidzieć i czasem trzeba uwierzyć tym, którzy pukają się w czoło. Są jednak i takie sytuacje, gdy warto i należy pójść pod prąd.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska