MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Akcja w kombinezonie

Piotr Drozdowski
Marek Misztal zamyka szczelnie beczki z niebezpiecznymi odpadami. Każdy pojemnik ma specjalny atest i jest oznakowany.
Marek Misztal zamyka szczelnie beczki z niebezpiecznymi odpadami. Każdy pojemnik ma specjalny atest i jest oznakowany. fot. Piotr Drozdowski
Już ponad 70 ton niebezpiecznych odpadów wykopali z lasu nieopodal Nowej Obry pracownicy kieleckiej firmy.

Roboty trwają kilka tygodni, a polegają na likwidacji tzw. mogilnika. To założone w 1971 r. i prowadzone przez powiatową stację kwarantanny i ochrony roślin składowisko opakowań po środkach ochrony roślin oraz przeterminowanych chemikaliów. Trafiały tam odpady z dawnych PGR-ów oraz od indywidualnych rolników.

Mozolna robota

Trudno się domyślać, że pod ziemią spoczywa niebezpieczny ładunek. - Pewnie było tu kiedyś ogrodzenie, dziś zostało kilka metalowych słupków. Dwumetrowa warstwa odpadów znajduje się jakieś pół metra pod ściółką - tłumaczy kierownik robót Andrzej Dziura z kieleckiego przedsiębiorstwa, którego pracownicy mozolnie wydobywają zawartość mogilnika. Każdy robotnik ubrany jest w specjalny kombinezon i maskę. Z chemikaliami nie ma żartów, a poza tym mocny fetor odkopywanych odpadów czuć już z daleka.

- Najwięcej wykopujemy szklanych opakowań, które są zwykle rozbite. Jest też trochę foliowych i plastikowych pojemników. Czasem trafiają się oryginalnie zapakowane przeterminowane pestycydy - wymienia brygadzista Andrzej Głębowski.

Koparka odsłania mogilnik, a potem robotnicy przesypują zawartość przez sito. Oddzielają drobne fragmenty opakowań i skażony piasek. Opakowania i pestycydy trafiają do jedynej w kraju specjalnej spalarni w Dąbrowie Górniczej, a piasek na składowisko w Gorzowie Wlkp.

Tak było najtaniej

Za likwidację mogilnika w Nowej Obrze i jeszcze 12 innych w Wielkopolsce płaci Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Dorzucił się też powiatowy fundusz.

- W kraju zostało jeszcze sporo takich mogilników i będzie co sprzątać przez kilka lat - przyznają pracownicy z Kielc, którzy zjechali już niemal całą Polskę. Jak mówią, na Warmii i Mazurach mogilniki urządzano najczęściej w poniemieckich bunkrach. W innych rejonach kopano betonowe studnie, do których wrzucano niebezpieczne odpady. W rejonie Nowej Obry mogilnik urządzono najtańszym kosztem - wykopano dziury, wsypano śmieci i wszystko wyrównano. - Pracy mamy tu jeszcze na tydzień. Potem ruszamy w pobliże Wielichowa - zapowiada A. Dziura.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska