Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aż żal było patrzeć na tę przegraną (wideo)

Szymon Kozica 68 324 88 63 [email protected]
Kolejny raz okazało się, że AZS UZ Zielona Góra to tylko Andrzej Wasilek i bramkarze. Jeśli ten sezon miał być początkiem budowania solidnej ekipy, to nie mamy nawet fundamentów.
Kolejny raz okazało się, że AZS UZ Zielona Góra to tylko Andrzej Wasilek i bramkarze. Jeśli ten sezon miał być początkiem budowania solidnej ekipy, to nie mamy nawet fundamentów. fot. Tomasz Gawałkiewicz
Pudło za pudłem, strata za stratą - tak w sobotę wyglądała druga połowa meczu w wykonaniu ekipy z Zielonej Góry. W ten sposób nie da się wygrać, nawet ze słabym rywalem z Warszawy.

Do końca spotkania 4,9 s. Goście ze stolicy prowadzą 27:26. Ale jest szansa na remis. Na linii karnych stoi Andrzej Wasilek. Rzuca. Bramkarz Bartosz Troński odbija piłkę prawą nogą... Koniec złudzeń.
- Nie mam absolutnie żadnych pretensji do "Wasyla" - mówi po meczu Marek Książkiewicz, trener gospodarzy.

- Szkoda tego karnego, ale nie to zaważyło na wyniku - dodaje Bogumił Buchwald, najlepszy piłkarz ręczny, jaki w ostatnich latach bronił barw klubu z Zielonej Góry, a dziś gra w drugiej lidze niemieckiej.
Święte słowa. Akademicy znacznie wcześniej powinni byli zapewnić sobie zwycięstwo nad Zepterem, lecz po tym, co zaprezentowali po przerwie, nie zasłużyli nawet na punkcik. Ale po kolei.
W pierwszej połowie, mimo początkowej przewagi rywali, nasi szybko opanowali sytuację i w 6 min, po akcji Wasilka, objęli prowadzenie 4:3. "Wasylowi", którego tak brakowało w poprzednim pojedynku w Ostrowie Wlkp., nie przeszkadzał nawet opatrunek na prawym kciuku. Trafiał raz za razem. W 25 i 26 min zdobył trzy gole i AZS UZ odjechał na 15:10. W tym momencie nikt nie miał wątpliwości - Warszawa dostanie porządne lanie.

Tymczasem po przerwie role niespodziewanie się odwróciły. I to Zielona Góra była chłopcem do bicia. Przez 10 minut miejscowi trafili tylko raz, oczywiście za sprawą Wasilka. Podania w ręce przeciwników, rzuty niecelne albo prosto w Trońskiego - tak wyglądała gra akademików. Nie istniał Michał Pułka. Co się stało z tym utalentowanym chłopakiem, który w poprzednim sezonie, w barwach Zagłębia II Lubin, łupnął nam 14 bramek?

W 40 min stołeczni prowadzili 19:17, a w 47 - 22:19. I tylko dzięki interwencjom Damiana Olichwera, w 56 min udało się wyrównać na 24:24, a w końcówce zachować jeszcze szanse na remis. Ale powiedzmy to sobie szczerze - taki rezultat byłby niesprawiedliwy. W sporcie szczęście sprzyja lepszym i tak też było w sobotę.

- I tak dobrze, że przegrali tylko jedną bramką - ocenił Buchwald. - Za dużo zmarnowanych sytuacji. Pierwszego bramkarza (Marcina Malanowskiego - dop. red.) wyczuli, z drugiego (Trońskiego - dop. red.) trochę sami zrobili bohatera. Wszystko rzucali w pierwsze tempo, a trzeba było w drugie, bo on od razu robił bardzo wyraźny ruch. Wystarczyło poczekać.

- W pierwszej połowie, mimo że graliśmy słabo, to prowadziliśmy różnicą pięciu goli. W drugiej skuteczność była zatrważająca, kto by nie próbował rzucać. Prawą stronę wyleczył bramkarz - skomentował Książkiewicz. - Nie sprostali zadaniu ludzie, którzy mieli prowadzić grę, na przykład Michał Pułka. Przy dwubramkowej przewadze był ugotowany, oddawał piłkę w ręce rywali.

Dodajmy, że AZS UZ ostatnie zwycięstwo we własnej hali odniósł 10 października 2009.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska