Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Były pracownik firmy Dringenberg czuje się wykorzystany przez pracodawcę

Małgorzata Trzcionkowska 518 135 502 [email protected]
Stanisław Małachowski jest od kilku miesięcy zarejestrowany w Powiatowym Urzędzie Pracy, dzięki któremu odbył kurs spawacza. W październiku dostał skierowanie do polsko-niemieckiej firmy Dringenberg, przy ul. Wűrtha.

Odbył rozmowę kwalifikacyjną z kierownikiem zakładu, następnie - jak twierdzi - został postawiony przy komputerowym urządzeniu, produkującym metalowe elementy. - Pracowałem przez dwa dni po 8 godzin, z 15 minutową przerwą - wspomina mężczyzna. - Produkowałem metalowe części do szafek. Było ich z pewnością ponad 100, trafiły do dalszej obróbki na lakiernię. Po dwóch dniach zostałem wezwany do biura, a kierownik poinformował mnie, że się nie nadaję. Odprawili mnie bez żadnej umowy, ani zapłaty za wykonaną pracę.

S. Małachowski twierdzi, że wraz z nim na próbę pracowało kilka innych osób, które prawdopodobnie zostały potraktowane w ten sam sposób. Żaganianin postanowił dochodzić swoich praw pracowniczych na drodze sądowej. W ub. wtorek odbyła się pierwsza rozprawa. Firmę Dringenberg reprezentował mecenas Zbigniew Czajka. Oprócz niego na sali sądowej nie pojawił się nikt z zarządu, ani kierownictwa spółki. Z odpowiedzi pozwanego wynikało, że S. Małachowski wykonywał elementy na próbę i wszystkie trafiły na złom. - Na zachodzie, jak również w Polsce przyjętym jest testowanie pracownika, przed przyjęciem go do pracy - argumentował Z. Czajka.

Mecenas pokazał również umowę o dzieło z 27 września, która rzekomo była przygotowana dla próbnego pracownika. Jednak nie była przez niego podpisana, a Danuta Brzeska, kadrowa firmy, zaprosiła byłego pracownika po odbiór umowy i pieniędzy z tytułu umowy o dzieło dopiero w grudniu, gdy ten złożył już pozew do sądu. Przedstawiona umowa nie przekonała sędziego Pawła Jabłońskiego, który dopytywał, czemu nie została podpisana 4 i 5 października, czyli w czasie gdy S. Małachowski pracował w zakładzie. Na to pytanie mecenas Z. Czajka nie potrafił odpowiedzieć. - Bo jej wówczas nie było - stwierdził sąd.

Powód zaznaczył, że chce ustalenia stosunku pracy z firmą Dringenberg, a co za tym idzie, wszystkie należności. Tłumaczył, że stanął na produkcji bez szkolenia BHP, przeciwpożarowego, ani nawet bez instrukcji, jak obsługiwać komputerowe urządzenie numeryczne. Uważa, że mimo tego pracę wykonał dobrze, a jego elementy zostały wykorzystane przez zakład. - Prawdopodobnie również inne osoby produkowały elementy za darmo - dodaje mężczyzna

Sędzia P. Jabłoński postanowił odszukać i przesłuchać także innych bezrobotnych, skierowanych do pracy w firmie Dringenberg oraz kierownictwo firmy. Termin kolejnej rozprawy wyznaczył na 20 stycznia.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska