Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co wykażą kontrole?

Renata Zdanowicz
Renata Zdanowicz
Smród z chlewni nie daje im żyć. - Ja się utożsamiam z waszym problemem - usłyszeli pierwszy raz od urzędnika.

W nocy dzieci się duszą, nie możemy oddychać, ani okna otworzyć, bolą nas głowy od tego smrodu - narzekają od kilku lat mieszkańcy Myszęcina. Dodają, że potracili kontakty towarzyskie, nikt nie chce tu przyjeżdżać, bo we wsi śmierdzi i są roje much.

Jako jednoznaczną przyczynę wskazują tuczarnię trzody chlewnej. Prowadzone dotąd kontrole nic nie dały. Mieszkańcy nie odpuszczają. - Uporczywy smród i fetor daje nam pełne podstawy by twierdzić, iż działalność ta rażąco narusza przepisy, normy i ustawy jakimi powinni się kierować właściciele - napisali do wójta, z prośbą o przeprowadzenie szczegółowej kontroli.
Producenci trzody - Joanna Stawarz i Ryszard Gilka, uważają zarzuty za nieprawdziwe. - Słuchając mieszkańców starałem się dostosować. Chodzi tu o likwidację chlewni, a nie o współpracę - powtarza R. Gilka.

Pod wnioskiem do wójta zebrano sto podpisów. Na czele grupy stoi radny gminy - Tadeusz Najdek, ukarany rok temu przez sąd za publiczne wypowiedzi na temat hodowców trzody. W miniony poniedziałek sala świetlicy wiejskiej jest wypełniona po brzegi. Wójt zorganizował zebranie, na które zaprosił przedstawicieli nadzoru budowlanego, weterynarii, Sanepidu i ochrony środowiska. - Jest to bardzo przykra sprawa. Nikt nikomu nie zabrania produkować, nigdy nic takiego nie wyszło z naszych ust. Pan Gilka ma prawo produkować, ale musi zachować bezpieczeństwo. My nie powinniśmy się kłócić, ale gospodarstwo powinno być nadzorowane - tonuje atmosferę radny gminy Jan Kowalski.

Co na to zaproszeni specjaliści? Z rozczarowaniem sala przyjęła wypowiedzi szefów nadzoru budowlanego i Sanepidu. - Zapach nie jest w dziedzinie zainteresowań weterynarii. Jest to teren rolniczy. Odpowiadamy za dobrostan zwierząt, wykonujemy pomiary i mieszczą się w normie - poinformował Powiatowy Lekarz Weterynarii Grzegorz Janicki.

Zaskoczeniem dla wszystkich zebranych była deklaracja Mirosława Ganeckiego, nowego szefa Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. - Ja się utożsamiam z waszym problemem. Nikt nie może tu zgasić światła, ani mieszkańcy nie mogą wyjechać, ani producent zaprzestać hodowli. Jak najprościej rozwiązać ten problem? Każdy powinien zrobić krok do tyłu. - Mamy do czynienia z bardzo intensywną produkcją, aż 1,5 tysiąca sztuk świń. Trzeba przeanalizować obsadę tej chlewni. Może wprowadzić mniej uciążliwą hodowlę ściółkową. Wywóz gnojowicy musi się odbywać regularnie, nie w soboty i niedziele (tutaj gromkie brawa z sali - red.). Problemy trzeba rozwiązywać, nie można się antagonizować - podkreślił szef WIOŚ. Dodał, że jego instytucja ma narzędzia, by wszystko dokładnie zbadać - zapewnił M. Ganecki.

Podsumowaniem spotkania był wniosek powołania komisji, która będzie czuwać nad przebiegiem zmian koniecznych w gospodarstwie. Wolę współpracy z zespołem zadeklarował R. Gilka. Dodał, że powstaje dokumentacja na budowę szamb, zakupił beczkę do wywozu gnojowicy. Padła tez deklaracja, że gnojowica nie będzie wywożona w soboty i niedziele. Od jakiegoś czasu produkcja tuczników została przeniesiona do chlewni oddalonych od zabudowań.

- Kompromis to coś, co chciałem osiągnąć swoimi działaniami. Usłyszałem tutaj, że nie chcecie zlikwidować, chcecie mniejsze uciążliwości - posumował wójt Krzysztof Neryng.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska