Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy Niemcy są dobrymi sąsiadami?

Renata Ochwat Jarosław Miłkowski (boch) 95 722 57 72 [email protected]
Gdyby nie współpraca Gorzowa z dawnymi mieszkańcami Landsberga być może do dziś nie byłoby w centrum fontanny Pauckscha. Amela Kuźwicka (na zdjęciu) jest nią zachwycona, a jej babcia, pani Teresa, mówi, że to miły aspekt polsko - niemieckiej współpracy.
Gdyby nie współpraca Gorzowa z dawnymi mieszkańcami Landsberga być może do dziś nie byłoby w centrum fontanny Pauckscha. Amela Kuźwicka (na zdjęciu) jest nią zachwycona, a jej babcia, pani Teresa, mówi, że to miły aspekt polsko - niemieckiej współpracy. Jakub Pikulik
- Dwie dekady temu byliśmy sobie obcy, a teraz jesteśmy już dobrymi sąsiadami - mówił premier Brandenburgii Matthias Platzeck podczas wczorajszej debaty europejskiej. My sprawdziliśmy, jak to z tym sąsiedztwem jest naprawdę.

- Dawna nieufność została zastąpiona zaufaniem. Współpraca pomiędzy regionami Brandenburgii i Ziemi Lubuskiej jest wzorcowa - oznajmił Platzeck. Lubusko-brandenburska debata europejska odbyła się w bibliotece z okazji 20. rocznicy polsko-niemieckiej umowy o dobrym sąsiedztwie.

- Czas odchudzić umowy, bo biurokracja zabija kontakty między naszymi krajami. Jeśli pociąg parowy chce przejechać z Cottbus przez Ziemię Lubuską do Wrocławia, to PKP żąda certyfikatów na każdy z wagonów - mówił Czesław Fiedorowicz z Euroregionu Sprewa-Nysa-Bóbr. Marszałek lubuski Elżbieta Polak zachęcała do lepszej komunikacji na pograniczu.

- Kupujemy szynobusy, które połączą Zieloną Górę oraz Gorzów z Berlinem - mówiła, a Platzek namawiał do usprawnienia wymiany młodzieży. Sprawdziliśmy, czy współpraca urzędników przekłada się na zwykłych Polaków i Niemców. Np. kontakty Gorzowa z ziomkostwem Landsberga uchodzą za modelowe.

Wspólnie wyremontowali fontannę Paucksa na Starym Rynku, wybudowali Dzwon Pokoju czy lapidarium, w którym spoczęły szczątki z niemieckiego cmentarza zamienionego po II wojnie w park. - Jednak to w głównej mierze współpraca urzędów i instytucji - mówi Robert Piotrowski, regionalista, który od lat ma kontakt z byłymi mieszkańcami miasta.

Jeszcze kilka lat temu członkowie ziomkostwa bywali w mieście nad Wartą kilka razy do roku. Kiedy ze względu na wiek ziomkostwo się rozwiązało, jego funkcję przejęła Fundacja Landsberg. - Dzieci i wnuki dawnych mieszkańców nie są jednak zainteresowane przyjeżdżaniem do nas, bo za bardzo nie mają po co - uważa Piotrowski.

Jego zdaniem magnesem mogłoby być np. Muzeum Landsberga - Gorzowa, w którym potomkowie byłych mieszkańców mogliby się dowiedzieć, w którym domu mieszkał ich dziadek, jaki zakład prowadził itp. Pomysły Piotrowskiego nie znajdują jednak w mieście uznania.

To m.in. dlatego tylko w pojedynczych przypadkach kontakty urzędowe przerodziły się w prywatne. Do wyjątków należy Mathias Lehman (rocznik 1941), potomek dwóch fabrykanckich rodzin Landsberga. Regularnie bywa w Gorzowie i ma tu polskich przyjaciół, ale też utrzymuje kontakty z Muzeum Lubuskim, które mieści się w dawnej willi jego dziadka. Kolejny przykład to dr Dietera Ehrharda, niemiecki prawnik urodzony w przedwojennym Landsbergu, który dzięki urzędowym kontaktom zaprzyjaźnił się z wieloma gorzowianami.

Jeszcze inny wzór powoli się rozpada. Rodzina Iwony Bartnickiej, mieszkająca przy dzisiejszej ul. Krzywoustego, zaprzyjaźniła się przed laty z rodziną Christine Ruschmeier, która żyła w tym samym miejscu przed wojną. - Jeszcze kilka lat temu bywali u nas częściej. Teraz oni są coraz starsi, a z młodszym pokoleniem kontaktu nie mam - opowiada I. Bartnicka.

Piotrowski uważa, że kontakty urzędowe nie schodzą na poziom zwykłych ludzi także dlatego, że urzędnicy z obu stron o to nie dbają. - Naszym miastem partnerskim jest Frankfurt nad Odrą, ale czy my tu kiedykolwiek widzieliśmy jakiś zespół stamtąd, orkiestrę, obojętnie co?

Nawet gdy na otwarcie filharmonii przyjechali przedstawiciele miast partnerskich, też ich nie było widać, bo magistrat ich wywiózł Kuną gdzieś na Wartę, a potem zamknął w hotelu - mówi Piotrowski. A jak to jest w przygranicznych Słubicach?

Henryk Rączkowski, założyciel jedynej na zachodnim pograniczu Polsko-Niemieckiej Akademii Seniorów, uważa, że porozumienia o współpracy między rządami Polski i Niemiec tak naprawdę tylko otworzyły do niej drzwi.

- Reszta zależy od ludzi "pozytywnie zakręconych" po obu stronach granicy - mówi. Seniorów z obu brzegów Odry wzięły pod swoje skrzydła uczelnie ze Słubic i Frankfurtu, ale plan zajęć akademii to już dzieło "oddolne". - W zajęciach uczestniczy średnio 100 osób. Spotykamy się również prywatnie. Udało nam się przyjaźń urzędową zamienić w zwyczajną, ludzką - opowiada Rączkowski.

Są i inne przykłady. Niemiecki artysta Michael Kurzwelly stworzył stowarzyszenie Słubfurt, które za cel przyjęło burzenie granicznych murów w głowach mieszkańców pogranicza. Trenerzy wrotkarstwa z Frankfurtu pojawili się w znanym ze sportu Zespole Szkół w Kowalowie koło Rzepina. Zaproponowali, że założą tu i poprowadzą sekcję dla dzieci i młodzieży.

Tak powstał Skate Junior Team. A w Gorzowie społecznicy postawili na skwerze rzeźby dwóch malarzy miasta: niemieckiego Landsberga - Ernsta Henselera i polskiego Gorzowa - Jana Korcza. - To symboliczny most między nami a Niemcami - mówi Jerzy Synowiec, jeden z inicjatorów budowy pomników malarzy.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska