Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dają więcej mniej wymagają

BEATA BIELECKA
Polski nauczyciel w niemieckiej szkole, majster na budowie, lekarz w szpitalu. Jeszcze kilka lat temu byłoby to prawie niemożliwe. Dziś niemieckie pogranicze zmieniło się nie do poznania.

Gdy pięć lat temu Janusz Żmuda, budowlaniec ze Słubic, rozpoczynał pracę we Frankfurcie, niektórzy Niemcy byli wręcz oburzeni, że kilkunastoosobową grupą kierować będzie Polak. Teraz traktują go jak swojego. - W ostatnich latach nastawienie Niemców do nas zupełnie się zmieniło - mówi. - Tu, przy granicy, nastąpiła niemal całkowita asymilacja.

Dają więcej mniej wymagają

Pozwolenie na pracę za Odrą zdobyć jednak niełatwo. Niemieckie arbeitsamty (urzędy pracy) godzą się na to tylko wtedy, gdy pracodawca nie może znaleźć chętnego wśród swoich.
J. Żmuda, jako budowlaniec, miał bardzo małe szanse na legalną pracę. Właścicielowi firmy tak jednak na nim zależało, że znalazł sposób na zatrudnienie Polaka. Zrobił go swoim wspólnikiem.
Szef pochodzi z zachodnich Niemiec. We Frankfurcie kupił hotel, który chce odrestaurować. Miał jednak duże problemy ze znalezieniem odpowiednich ludzi. Pracowity Polak, prawdziwa złota rączka, który w mig nauczył się nawet sztukaterii, okazał się nieoceniony.
- Niemieccy pracodawcy cenią Polaków przede wszystkim za fachowość i pracowitość
- uważa J. Żmuda. - Polacy dają z siebie więcej niż Niemcy, a mniej wymagają. To dlatego, że Niemcy mają zbyt dużą osłonę socjalną i brak im motywacji do pracy. Dostając ok. 600 euro zasiłku i nie opłaca im się pracować za 1 tys. euro. Wolą raz w miesiącu zrobić na czarno jakąś fuchę, bo zarobią więcej, niż przez miesiąc na budowie.
Warunkiem podjęcia pracy w Niemczech jest znajomość języka. J. Żmuda nauczył się go pracując, za czasów NRD, w fabryce opon w Fuerstenwalde.
- Wiedziałem, że to kiedyś zaprocentuje - mówi.

Bez języka ani rusz

Słubiczanka Barbara Weiser, która uczy w szkole we Frankfurcie, niemieckiego nauczyła się dzięki licznym kontaktom z Niemcami. Od pół roku uczy muzyki w Waldorfschule. Dostała pozwolenie na pracę, bo nie było chętnych wśród Niemców. Podobnie jak J. Żmuda, chwali atmosferę w pracy.
- Nikt nigdy nie dał mi odczuć, że jestem obca, a trochę się tego obawiałam - przyznaje. - Wręcz przeciwnie, spotkałam się tu z życzliwością. Ponieważ uczę także w Słubicach, tak dobrano mi godziny lekcji, żeby w żaden sposób nie kolidowały z moim planem. Postarano się dla mnie także o przepustkę, dzięki czemu nie muszę stać w kolejce na granicy.
Zdecydowanie lepsze możliwości zarobkowania sprawiają, że coraz więcej osób szuka pracy za Odrą. Wprawdzie nikt nie chce mówić o wysokości zarobków, to jednak wiadomo, że są one kilkakrotnie wyższe niż w Polsce.
We Frankfurcie pracują także słubiccy lekarze. Zdobycie etatu w szpitalu nie było łatwe. Musieli najpierw przez kilka lat pracować jako wolontariusze.
- To, że Niemcy przyjmują obcokrajowców, wynika z tego, że wielu ich lekarzy coraz częściej ucieka z publicznych placówek do prywatnych, gdzie zarabiają zdecydowanie więcej - wyjaśnia jeden z naszych rozmówców.

"Misiek" za recydywę

Kto za Odrą nie ma szansy na legalne zatrudnienie, pracuje na czarno. Ale ci, którzy choć raz przeżyli "łapankę", ostrzegają: pierwszy raz można się jeszcze jakoś wymigać, ale jak wpadnie się po raz drugi, to już recydywa i dostaje się zakaz wjazdu do Niemiec na 10 lat.
Narzekają także, ponieważ z powodu rosnącego w Polsce bezrobocia pracy w Niemczech szuka coraz więcej osób z głębi kraju. - Nie chodzi o konkurencję, ale o to, że zaniżają ceny
- mówią. - Górale na przykład godzą się pracować na budowie za 4 marki za godzinę, podczas gdy normalna stawka dla Polaka wynosi minimum 8 marek. Psują więc i tak już trudny rynek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska