Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Długa droga Tomasza Golloba po złoto

Paweł Tracz 95 722 69 37 [email protected]
Kapitan Caelum Stali Gorzów Tomasz Gollob spełnił swoje największe marzenie z dzieciństwa. W sobotę został mistrzem świata.
Kapitan Caelum Stali Gorzów Tomasz Gollob spełnił swoje największe marzenie z dzieciństwa. W sobotę został mistrzem świata. fot. Kazimierz Ligocki
W sobotę 39-letni Gollob jako drugi Polak w historii został IMŚ. Na największy swój sukces "Chudy" pracował przez 20 lat kariery. W tym czasie miewał wzloty i upadki, ale w końcu dopiął swego. Wszedł na sam szczyt.

Gdy kapitan Caelum Stali Gorzów miał 10 lat, jego ojciec Władysław zapytał: "Synu, co chcesz robić w życiu?". Mały Tomek odparł, że chciałby zostać sportowcem, a potem spytał, czy będzie kiedyś mistrzem świata. W odpowiedzi usłyszał "Tak, jeśli będziesz ciężko pracował i nie będziesz oszukiwał samego siebie". Tą historyjką Tomasz Gollob, świeżo upieczony złoty medalista IMŚ podzielił się w sobotni, późny wieczór we włoskim Terenzano, kilka chwil po spełnieniu swojego największego marzenia. Na jego realizację potrzebował ponad dwie dekady jazdy po żużlowym owalu, trzy od momentu podjęcia decyzji o wyborze sposobu na życie i cztery od przyjścia na świat.

Czytaj też: Nasz as ma już wszystko! Tomasz Gollob został mistrzem świata!

Jego życiorys nadaje się na scenariusz. - Aż dziw, że w Polsce jeszcze nikt nie nakręcił o nim filmu - mówił niedawno Australijczyk Jason Crump, któremu w miniony weekend Polak odebrał koronę najlepszego na świecie. Gollob urodził się w Bydgoszczy, a wychował w okrytej złą sławą dzielnicy Londynek. To tu hartował się jego charakter. Charakter, który przeszkadzał na początku drogi po sławę i który pomagał w dążeniu do upragnionego celu na jej końcu. Bijatyki były tam na porządku dziennym. W takich warunkach dorastał przyszły mistrz. To tam nauczył się walczyć o swoje. Ale trudny charakter długo nie był jego sprzymierzeńcem. Na początku lat 90. tylko na bydgoskim stadionie nie otrzymywał solidnej porcji gwizdów, która była ceną za widowiskową jazdę, acz czasami na pograniczu faulu.

Jego charakterystyczna sylwetka z lewą, mocno wysuniętą w bok nogą przysparzała mu również wrogów na światowych arenach. W 1995 r. w londyńskim Hackney, podczas ostatniej rundy Grand Prix, doszło do incydentu. Ostra jazda wychowanka bydgoskiej Polonii, która doprowadziła do upadku Craiga Boyce'a, na tyle zdenerwowała "Kangura", że na murawie sam wymierzył sprawiedliwość, zadając Polakowi nokautujący cios. Za to zdarzenie Boyce otrzymał karę pieniężną, na którą złożyli się pozostali żużlowcy, którym niezbyt podobały się zagrywki Golloba. 15 lat później wywalczenia mistrzowskiego tytułu szczerze gratulowali mu praktycznie wszyscy, gdyż Tomasz już dawno zerwał z łatką torowego zbója. Inna sprawa, że rywale przestali traktować go jak intruza, który próbuje zburzyć światowy układ, w którym tytuły dzielili między sobą Duńczycy, Szwedzi, Brytyjczycy i Amerykanie.

W Polsce również fani zaczęli darzyć go coraz większym szacunkiem. Kto wie, czy jednym z przełomowych momentów nie był ślub z Brygidą 12 lat temu i fakt zostania ojcem. Zresztą pytany o pierwszą dorosłą łzę, odrzekł, że było to w dniu narodzin córki Wiktorii. Kilka miesięcy temu te dwie bliskie osoby życzyły mu jednak najgorszego, oczerniając go w brukowcach. I tu wyszedł twardy charakter Tomasza, kształtowany od małego. Nie załamał się, tylko na przekór wszystkiemu dalej dążył do zdobycia upragnionego złota.
Temu celowi podporządkował w tym sezonie wszystko. Nauczony bolesną lekcją sprzed 11 lat, gdy otarł się nie tylko o złoto, ale także o śmierć, uczestnicząc w groźnym wypadku podczas finału Złotego Kasku, w przeddzień rozegranego kilka dni temu finału IMP zrezygnował z udziału w tych zawodach. Nie chciał kusić losu, bo przecież szczęście było na wyciągnięcie ręki. Sięgnął po nie trzy dni temu, zostając drugim po Jerzym Szczakielu indywidualnym mistrzem świata z Polski.

Ale zanim żużel stał się dla kapitana Caelum Stali sportem numerem jeden, próbował wielu dyscyplin. Piłki nożnej, hokeja i motocrossu, z którego ostatecznie trafił do speedway'a. Niemal przez całą karierę jego mentorem był ojciec. "Papa Gollob" krótko trzymał obu braci (na żużlu z powodzeniem startował też starszy o dwa lata od Tomka Jacek). Był też jego pierwszym menedżerem. Choć od kilku lat tę rolę pełni przyjaciel "Chudego" Tomasz Gaszyński, pan Władysław pozostał w sercu mistrza jako najważniejsza osoba. - Tato powiedział, że zawody w Terenzano są najważniejszymi w mojej karierze. Obaj zdawaliśmy sobie sprawę, że we Włoszech mogę sporo zyskać, jak i sporo stracić. To mądry człowiek, który rozsądnie patrzy na wiele spraw. Nauczył mnie najważniejszych rzeczy - powiedział świeżo upieczony czempion. - Zdarzały się mi chwile zwątpienia, ale dla sportu oddałem sto procent siebie. Na ten medal złożyło się wiele lat ciężkiej, mozolnej pracy. Doświadczenia, które zbierałem z upływem lat. Polscy kibice czekali 37 lat na mistrza świata. Ja walczyłem o to przez 20 lat mojej kariery i wreszcie się udało. To złoto to nagroda za tę cierpliwość. Dziękuję tym, którzy we mnie wierzyli: rodzicom, braciom, całej rodzinie, kibicom. Zrobiłem to dla nich, dla Polski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska