Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Do kabaretu potrzeba końskiego zdrowia

Zdzisław Haczek 68 324 88 05 [email protected]
Agnieszka Litwin-Sobańska (na zdjęciu: jeszcze z Tolą w ciąży) - absolwentka Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Zielonej Górze (pedagogika kulturalno-oświatowa, fakultet taneczny), od kilkunastu lat w kabarecie Jurki. Żona Jarosława Marka Sobańskiego ze Słuchajcie, mama Antoniego (prawie lat 6) i 15-miesięcznej Toli.
Agnieszka Litwin-Sobańska (na zdjęciu: jeszcze z Tolą w ciąży) - absolwentka Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Zielonej Górze (pedagogika kulturalno-oświatowa, fakultet taneczny), od kilkunastu lat w kabarecie Jurki. Żona Jarosława Marka Sobańskiego ze Słuchajcie, mama Antoniego (prawie lat 6) i 15-miesięcznej Toli. fot. Tomasz Gawałkiewicz /ZAFF
- Kabaret to nie jest proste zajęcie. Kobieta musi umieć zapomnieć o sobie prywatnie i wcielić się w postać, która może ją pobrzydzić, ośmieszyć - mówi Agnieszka Litwin-Sobańska z zielonogórskiego kabaretu Jurki.

- Nowy Rok witałaś na scenie stołecznego Teatru Polonia Krystyny Jandy.
- Taka przygoda mi się przytrafiła. Stasiu Tym zaproponował mi występ w sylwestra. Ja się zgodziłam...

- Stasiowi się nie odmawia?
- Po prostu Stasiu bardzo lubi Zieloną Górę, a my jego. To jest przyjaźń, a nawet pokuszę się o określenie: miłość. W spektaklu "Kobieta z widokiem na taras" występuję z Joasią Kołaczkowską z Hrabi, Rafałem Królikowskim, Jerzym Derflem...

- Ten słynny pianista.
- Bardzo długo współpracował z Wojciechem Młynarskim. W sylwestra, w premierowym skeczu "W łóżku ze Stanisławem Tymem", wystąpiła też Krystyna Janda.

- Sala pełna?
- O tak! Spektakl powolutku wchodzi do repertuaru Teatru Polonia. Mamy już terminy w lutym. Choć w sylwestra najdroższe bilety kosztowały 230 złotych.

- Grałaś już za tyle wcześniej?
- W życiu!

- Co "kaowiec" z kultowego "Rejsu" z wami robi?
- To są monologi, dialogi, czasem z publicznością, piosenki z PRL-u. Tematyka typowa dla Stanisława - kabaret społeczno-polityczny: Sejm, politycy, obyczajowość, coś z "Rejsu", coś z książki "Mamuta tu mam", kilka nowych skeczy.

(Rozmowę przerywa mąż Agnieszki - Jarosław Marek Sobański z kabaretu Słuchajcie: - Kochanie, ty jedziesz do domu i zmieniasz Bożenkę czy ja? - Ty pojedź - pada odpowiedź).

- Grasz na deskach najsłynniejszego dziś prywatnego teatru w Polsce. Mąż nie zazdrości?
- Nawet się bardzo cieszy. Jak po świętach musiałam wyjechać do Warszawy na próby, to miałam się z nim i dziećmi nie widzieć dziesięć dni. A tu po spektaklu wznosimy sylwestrowy toast i pojawia się Jarek. Po cichu wpuścili go za kulisy i zrobił mi niespodziankę.

- Jak rolę matki godzisz z pracą w kabarecie?
- Nie jest to proste. Wymaga dobrze zaplanowanego kalendarza, a logistyka jest dość trudna, jestem mocno jeżdżącą osobą i mój mąż również.

- Nie dość, że jeździ, to jeszcze festiwal kabaretowy robi...
- I nie ma go wtedy dwa miesiące, bo cały czas wisi na telefonie. Niestety, nie mamy w Zielonej Górze tych "złotych" dziadków - mieszkają 100 kilometrów stąd. Antosia jeszcze do nich woziliśmy, natomiast teraz, przy Toli, to już nie możemy, bo spędzalibyśmy większość życia w samochodzie. Na szczęście, mamy nianię - kochaną Bożenkę. Mamy też świetnych sąsiadów - przyjaciół, którzy nam często Antka zawożą do przedszkola.

- Ile czasu najdłużej wytrzymałaś w karierze bez sceny?
- Przy Antonim miałam roczną przerwę, z malutkimi odstępstwami. Jeśli chodzi o Tolunię, to ja sobie to tak zaplanowałam, że kiedy córeczka skończy pół roku, to już muszę wrócić do pracy. W zawodach tak zwanych wolnych tak już jest: trzeba w ciąży jak najdłużej grać i szybko wracać. Nie ma urlopów. W przypadku Toli występowałam do ósmego miesiąca, a wróciłam na scenę, kiedy miała pół roku.

- A malutkie odstępstwa?
- Gdy Tola miała pięć tygodni, to zabrałam ją do Warszawy na realizację odcinka "Spadkobierców". Pojechaliśmy całą rodziną, bo jeśli Tola, to też mąż, a jeśli mąż, to też Antoni. Absolutnie nie mogliśmy zrobić czegoś takiego, że my jedziemy z "nową" Tolą, a Antoś zostaje wywieziony do dziadków, czyli "idzie w odstawkę"! Tydzień później całą bandą zjawiliśmy się Krakowie, gdzie miałam realizację z kabaretem Jurki. Tola przypłaciła te wojaże pierwszym przeziębieniem.

- Praca w kabarecie to kierat? Pisze skecz, a tu puenta nie przychodzi i jest dół...
- Dla mnie to nie wiąże się z żadnym dołem. Przeciwnie. Bycie osobą, która daje radość, jest terapeutyczne. Zarówno dla osoby, która to daje, jak i - mam nadzieję - dla tych, którzy to odbierają. To jest wielki dar z jednej strony, z drugiej strony pomaga w życiu. Rodzaj odskoczni od codzienności. Wszystko wymyślamy sami i wiąże się to z tym, że musimy być dla siebie szefami, musimy się samomotywować. Pisać, pisać... Choć ileś z tego pójdzie do kosza, a z części zostanie może jedno zdanie warte zachowania w komputerze.
- Przesiadujesz nocami w klubie Gęba - mateczniku zielonogórskich kabareciarzy?
- Gęba na co dzień funkcjonuje tak, że ci, którzy mają dzieci, to bardzo często przychodzą tu, jak tylko zawiozą je do przedszkola. Siedzę tu z laptopem, piszę albo biorę udział w próbie.

- Od rana? To takie... nieartystyczne!
- Inni przychodzą po 13.00 i siedzą nawet w nocy. Ale tak jest od lat, że w Gębie wymyślamy większość rzeczy, które potem pokazujemy na scenie, i one powstają w tych tak zwanych normalnych godzinach, do 15.00. Jak w urzędzie.

- Zdarza się, że na widowni tak zwana zima - nikt się nie śmieje?
- Bardzo rzadko. Nie jestem jednak do końca przekonana, że to jest związane z poczuciem humoru. Bardziej z tak zwanymi czynnikami zewnętrznymi. Na imprezę zamkniętą przychodzą na przykład ludzie, którzy bardziej niż występem są zainteresowani biznesem. Oni chcą omawiać sprawy, wymienić wizytówki, napić się wina, postać i porozmawiać. A tu im ktoś każe siadać, słuchać i śmiać się.

- Ale i tak wam płacą, więc co za problem?
- Takie pieniądze nie cieszą. Kabaret ma na celu bawić ludzi. Oczywiście również wzruszać, dawać do myślenia i pozostawiać refleksję. Jeśli widz się nie bawi, nie uczestniczy, nie wchodzi w nasz świat, to trzeba coś poprawić, zmienić.

- Czy z mężem nie powinniście być w jednym kabarecie?
- Nie, nie. Tak jest zdrowiej. Kabarety to są takie malutkie firmy, które mają swoją politykę i nie wchodzą sobie w drogę. A poza tym, gdybyśmy jeździli razem, to musielibyśmy też zabierać dzieci. I to byłoby trudniejsze. A tak najczęściej jedno z nas wyjeżdża, a drugie zostaje. Się wymieniamy. Już i tak zafundowaliśmy naszym dzieciom niezły początek... Mam nadzieję, że mi za to kiedyś podziękują.

- Ale jakich mają sławnych wujków!
- Oj, mają. Antoni ma już prawie sześć lat i zabieram go na realizacje serialu "Spadkobiercy". Biega sobie za kulisami Teatru Bajka, zagląda w kamery, monitorki...

- Nie ma wrażenia, że praca dorosłych polega tylko na rozbawianiu innych?
- Dużo mu mówię, na czym polega praca mamusi i tatusia, dlaczego tyle wyjeżdżają i co się dzieje, gdy nas nie ma w domu.

- Jaką pozycję ma kobieta w kabarecie?
- Pionową! Czasami... poziomą.

- Ale czemu was tak mało?
- To nie jest proste zajęcie. Trzeba mieć końskie zdrowie. I fizyczne, i psychiczne. Trzeba mieć dystans do siebie jako do kobiety. Wiadomo, że obecnie - oprócz Polski - najważniejsza jest uroda. I kobiety zwracają na to uwagę. Trudno jest zapomnieć o sobie prywatnie i wcielić się w postać, która może mnie pobrzydzić, ośmieszyć. A druga sprawa: większość tworzących to mężczyźni. Kobiety są dobierane przez kolegów jak ten kwiatek do kożucha. A w nowych kabaretach to już w ogóle kobiet nie ma.

- Gdybyś miała drugi raz wybierać zawód to...
- ... ja go nie wybrałam. To kabaret wybrał mnie. Dawno temu chciałam być fryzjerką, krawcową lub pracować w kiosku Ruchu... (śmiech). Chciałam też być rysownikiem, malarzem... Nie, pomimo tych wszystkich trudów, jest w kabarecie tyle piękna, niezapomnianych i zaszczytnych chwil, że nie chciałabym robić niczego innego.

- Dziękuję.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska